Wstałem wcześnie rano, aby pojechać do ogrodu, który wczoraj był zamknięty. Był ciepły i pogodny dzień.
Dostałem się do Shikina-en, historycznego ogrodu dynastii Ryūkyū. Ruszyłem po wyznaczonej trasie turystycznej, która prowadziła głównymi ścieżkami ogrodu. Można było zobaczyć wiele gatunków egzotycznych roślin, a bardziej ciekawscy turyści mogli spotkać jadowite węże (rozrywka raczej dla odważnych, bo nigdy nie wiadomo, gdzie ich szukać). Znalazło się też kilka zabudowań; o pustych wnętrzach, ale przejść się boso po pałacu to też ciekawe doświadczenie.
Zostało mi sporo czasu, więc pojechałem do jeszcze jednego ogrodu – Fukushū-en. Dużo inny niż japońskie ogrody. Wyglądał bardziej jak wyjęty z Chin i w sumie tak było, bo został zbudowany zgodnie z tradycjami regionu Fuzhou. Do tego było w nim pełno Chińskich turystów, więc robienie zdjęć szło powoli. Po obejściu całego ogrodu wróciłem do hostelu po swoje rzeczy i ruszyłem na północ.
Drogę do domu gościnnego miałem krótką, więc nic się nie działo. Minąłem bazę wojskową. Amerykańce tak hałasowali, że ciężko było wytrzymać. Nie wiem, jak mieszkańcy ich tolerują. Nie dziwię się, że wzrastają napięcia wobec wojska stacjonującego tam.