Było wietrznie i chłodno. Chyba gonił mnie deszcz, bo spadło kilka kropel, a w oddali było widać szary horyzont. Nic mnie na szczęście nie dopadło... poza kapciem. Raptem 2 kilometry przed celem straciłem powietrze w tylnym kole. Pompowanie nic nie pomagało, ale nie miałem siły na zabawę. Dopchałem rower do mojego miejsca noclegowego. Zajęło mi to pół godziny, ale pewnie tyle samo spędziłbym na łataniu dziury.
