Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:1838.54 km (w terenie 9.14 km; 0.50%)
Czas w ruchu:94:48
Średnia prędkość:19.13 km/h
Maksymalna prędkość:59.38 km/h
Suma podjazdów:11089 m
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:87.55 km i 4h 44m
Więcej statystyk

Mozolna wyprawa na północ

  67.82  03:24
Dzień zaczął się ciepło, choć wietrznie. Zacząłem podróż w drugą stronę, czyli musiałem wyjechać z wąwozu Sōunkyō. Trochę szkoda, bo byłem ciekaw południa, ale już zarezerwowałem noclegi i szkoda byłoby płacić za anulowanie oraz za nowy nocleg.
Jazda w dół była relatywnie prosta. A do tego jakie widoki! Szkoda tylko, że za plecami, ale może dzięki temu robiłem rzadziej postoje. Tym razem przypomniała mi się Słowacja.
Zaplanowałem krótki dystans, ale jechałem mocno leniwie i zamiast odwiedzić miasto Asahikawa, pojechałem na południe do hostelu, bo robiło się późno. Ostatnie kilometry były niestety mordęgą, bo południowy wiatr się nasilił. Dojechałem na miejsce wykończony. Jeszcze kilka dni i powinienem znaleźć się na północy Hokkaidō.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Park Narodowy Daisetsuzan

  119.08  06:15
To zdecydowanie nie był mój dzień. Ruszyłem po 7, bo miałem przed sobą długą drogę prawie cały czas pod górę. Już od rana temperatura dochodziła do 30 °C, a potem i przekraczała tę wartość. Do tego znowu miałem dziurę w dętce w przyczepce, ale tylko dopompowałem powietrza, aby nie tracić czasu. W sumie straciłem go trochę, gdy zorientowałem się, że jechałem w złym kierunku. Na domiar złego tylna przerzutka zaczęła ocierać o szprychy. Hak wyglądał w porządku. Tak jakby linka się poluzowała, ale nie miałem racjonalnego wytłumaczenia, jak do tego mogłoby dojść.
Droga nie była mocno stroma, więc byłem zaskoczony sprawną jazdą. Upał dawał się we znaki, a pobocza dróg były pozbawione drzew dających cień. Kilkadziesiąt kilometrów wspinaczki doprowadziło mnie do długiego tunelu. Temperatura spadła drastycznie. Niestety nie cieszyłem się tym długo. Za tunelem był zjazd do wioski. Całe szczęście, że tam była, bo zużyłem całą wodę, a po drodze nie znalazłem ani jednego automatu z napojami. Mijałem same opuszczone domy. Pomyśleć, że kiedyś żyło tam tylu ludzi.
Kupiłem kilka butelek na zapas (automaty wydają napoje od 0,4 do 0,6 litra). Pozostało kilkanaście kilometrów znowu w górę. Poziome znaki na jezdni wskazujące możliwość jazdy rowerem mnie zaskoczyły, ale potem okazało się, że prowadziły do krótkiej drogi dla rowerów, która uciekła nieco od głównej drogi i postawili znaki ostrzegające przed niedźwiedziami. Wciąż nie spotkałem żadnego, ale na końcu drogi trafiłem na przepiękne widoki. Strome zbocza wąwozu, zupełnie jak w Dolinie Prądnika, tylko zamiast wapieni – bazalt. Trochę jak Organy Wielisławskie czy Małe Organy Myśliborskie, ale w dużo większej skali. Z takimi widokami dojechałem do wioski Sōunkyō, której nazwa jest jednocześnie nazwą wąwozu, który z kolei znajduje się w największym parku narodowym w Japonii. Tuż przed hostelem para Polaków na rowerach zauważyła moją flagę przyczepioną do przyczepki, więc mnie zatrzymali i chwilę pogadaliśmy. Tak rzadko mam okazję pogadać z Polakami w cztery oczy. Oni pokierowali się na kemping (też chciałbym tak), a ja do mojego hostelu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Podprefektura Ochock

  109.18  05:24
Hokkaidō jest olbrzymią prefekturą (odpowiednik województwa w Polsce), dlatego została ona podzielona na podprefektury. Z powodu bliskości Morza Ochockiego, nazwa podprefektury, w której się znalazłem, została kilka lat temu zmieniona na podprefekturę Ochock albo raczej Ohōtsuku z japońskiego, a po angielsku Okhotsk, co jest widoczne na wszystkich zromanizowanych znakach.
Dzień rozpoczął się ciepło, ale pochmurnie. Wyjeżdżając z miasta, natrafiłem na drogę dla rowerów. Nie mogłem znaleźć miasta, do którego prowadziła, ale szczęśliwym trafem była mi po drodze i przejechałem prawie całą jej długość. Jak się okazało, droga została wybudowana na miejscu dawnej kolei. Dodatkowy plus za zerowy ruch.
To w sumie tyle z ciekawych rzeczy. Po nocnym deszczu pozostało dużo kałuż. Przed południem wyszło na chwilę słońce, ale na krótko. Nie było za dużo widoków. W przeciwieństwie do reszty Japonii, na Hokkaidō lata mnóstwo robaków – zupełnie jak w Polsce, więc trzeba często strzepywać wiercących się gapowiczów. Godzinę przed dojazdem do hotelu temperatura mocno spadła i martwiłem się, że zacznie lać, ale do końca dnia było sucho.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, po dawnej linii kolejowej, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Na ziemi ludu Ainu

  82.15  04:05
Był pochmurny i chłodny poranek. Zjadłem śniadanie w hostelu i ruszyłem do pobliskiego Muzeum Folkloru, które wczoraj było już zamknięte. Minął tydzień od przybycia na Hokkaidō, a tak mało znalazłem informacji o ludzie Ainu, który był pierwotnym mieszkańcem wyspy.
Spędziłem godzinę, chłonąc wiedzę. Gdyby nie Japończycy, pewnie nadal istniałoby królestwo Ryūkyū, a Hokkaidō byłoby własnością ludu Ainu. Podobny los mógł czekać Tajwan i Koreę. Historia Japonii jest naprawdę burzliwa.
Musiałem uporać się z dłuższym podjazdem. Całe szczęście nie był stromy. W międzyczasie słońce zaczęło przedzierać się między chmurami. Na szczycie trafiłem na restaurację i sklep z pamiątkami. W pierwszym nie mogłem dojść co jest czym w menu (przed wejściem kupowało się bilet w automacie, ale przyciski miały tylko japońskie napisy) i ostatecznie wyszedłem głodny, ale w sklepie kupiłem sobie lokalną koszulkę. W sumie mam już tyle pamiątek z Japonii, że ciężko będzie je upchać w gablocie po powrocie do Polski.
Nieopodal obiektu znajdował się punkt widokowy. A okolica znów mi przypomniała o Islandii. Głownie za sprawą budulca, bo przecież jezioro znajduje się w olbrzymiej kalderze wygasłego wulkanu. Tylko strasznie tam wiało.
Dalszą drogę miałem daleko w dół. Pięćdziesiątka na liczniku była normą. Aż niektórzy kierowcy nie wiedzieli, czy mogą mnie wyprzedzić, bo w Japonii niby jest ograniczenie do 50 km/h, ale na obszarach niezamieszkałych mało kto tak wolno jeździ. Dotarłem do miasteczka Bihoro, zjadłem i skierowałem się do Abashiri. Tym razem widoki przypomniały mi Słowację. Jak ja dawno tam byłem. Jeździłem co roku, ale wyjazd do Japonii to zmienił. W ogóle za miesiąc wyjeżdżam z Japonii, więc może dlatego tak mnie na sentymenty bierze. Albo to Hokkaidō jest miejscem, w którym można podziwiać widoki z Europy.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Wokół jeziora Kussharo-ko?

  31.61  01:31
Nie zastałem w hostelu nikogo, więc tylko zostawiłem bagaż i ruszyłem na lekko do jeziora. Chciałem objechać je wokół, bo wypatrzyłem drogę na mapie. Niestety temperatura spadła do tej z przedpołudnia, a potem zaczęła lecieć jeszcze niżej.
Jezioro otaczało mnóstwo drzew. Punktów, z których można było zobaczyć taflę było niewiele, ale zachodzące słońce pięknie oświetlało rośliny rosnące przy brzegu. Niestety moja podróż nie potoczyła się daleko, bo droga na mapie okazała się być drogą leśną z dużą dawką błota. Nie przyciągało mnie to i nie mając innego wyboru, wróciłem po własnym śladzie. Po drodze chciałem jeszcze uchwycić kilka zdjęć jeziora w złotej godzinie, ale w międzyczasie rybacy zdążyli pozamykać wszystkie drogi prowadzące do lustra wody. Musiałem obejść się smakiem i wyobrazić sobie jak pięknie wyglądał zachód. Z drugiej strony – przemarzałem, więc w duszy się cieszyłem, że mogłem szybko wrócić do hostelu, gdzie czekała na mnie kolacja i gorąca kąpiel w gorących źródłach.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Droga do jeziora

  90.01  04:51
Sobota. Wstałem leniwie, jako ostatni zszedłem na hotelowe śniadanie. Oczywiście bufet, ale wszystkie miski były prawie pełne. Zjadłem i ruszyłem. Było bardzo zimno. Aż założyłem nogawki i myślałem o drugiej bluzie. Nie było tragicznie, więc na myśleniu się skończyło.
Już na początku podróży załatwiłem sobie przerwę, bo byłem nieuważny podczas jazdy poboczem i wjechałem na kamienie. Zakleiłem w dętce z przodu dwie dziury, czyli typowego snake’a. Pierwsze kilometry przyniosły wiele podjazdów. W międzyczasie wyszło słońce i zaczęło robić się upalnie. Termometr wskazywał na 20 °C, choć odczuwalnie było dużo więcej. Z mapy turystycznej dowiedziałem się, że obok znajdował się olbrzymi park narodowy. Szkoda, że kilka kolejnych dni miałem już zaplanowanych i nie mogłem się zatrzymać na dłużej, bo zauważyłem kilka ciekawych szlaków, w tym prowadzących do punktów widokowych. Uwielbiam punkty widokowe, a dzień robił się idealny na podziwianie panoram górskich. Tylko nie miałem siły na wspinanie się, więc odłożyłem to na inną okazję.
Dotarłem do miasteczka Teshikaga, w granicach którego znajdują się dwa jeziora. Cały obszar jest właściwie zbiorem wygasłych wulkanów, które tysiące lat temu wyrzeźbiły dwa jeziora. Kierowałem się do Kussharo-ko, które poleciła mi Ai, choć obok było jezioro Mashū-ko, którego zdjęcia mnie bardziej zauroczyły, ale zobaczyłem je za późno, aby planować cokolwiek. W złotych promieniach słońca dojechałem do schroniska młodzieżowego.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kto pierwszy na drugą stronę wyspy?

  127.66  06:45
Islandzka pogoda nie ustaje. Chmury kłębiły się na niebie, tworząc piękne scenerie. Wstałem wcześnie rano, bo czekała mnie bardzo długa droga do celu. Było chłodno i bardzo wietrznie. Liczyłem na wczorajszy wiatr z zachodu, ale się przeliczyłem, bo zaczęło wiać ze wschodu, czyli bardzo nie na rękę.
Wydostałem się z miasta, ale droga była słaba, więc pojechałem nieco dalej, aby dostać się na wały przeciwpowodziowe. Droga nie była w najlepszym stanie, ale przynajmniej miałem ją tylko dla siebie. Gdyby jeszcze ten wiatr się zmienił.
Chcąc skrócić sobie pokręconą drogę, ruszyłem na wzgórza. Wygodny asfalt się skończył i wjechałem na szuter. Rower szosowy dawał radę za wyjątkiem stromych górek. Las stawał się coraz bujniejszy, a w pewnym miejscu wjechałem w strefę... dla cykad. Słyszałem z daleka ich odgłosy, a gdy przekroczyłem tę granicę, ich dźwięki towarzyszyły mi nieprzerwanie jeszcze przez kilka godzin. Jednak najbardziej mnie przerażało to, że słyszałem tylko cykady. Była to przeraźliwa „cisza”, bo wtedy zorientowałem się, że mogę nie być sam. Nie chodziło o ludzi, a o niedźwiedzie. Nie spotkałem żywej duszy od wjazdu do lasu, więc byłem odrobinę przerażony.
W końcu natrafiłem na bramę w środku lasu. Otworzyłem ją i za zakrętem znalazłem drogę asfaltową. Za sobą zaś informację ostrzegającą o niedźwiedziach. Żaden mnie nie zjadł, więc – jak to mówią – głupi ma szczęście.
Droga wzdłuż wybrzeża na początku przypominała te z Islandii. Było po prostu przepięknie. Szkoda tylko, że wiało. No, ale udało mi się sprawnie dojechać do miasta. W sumie wjechałem do niego na 50 km przed znalezieniem się w centrum, ale to szczegół. Po drodze spotkałem pierwszych na Hokkaidō rowerzystów z sakwami. Byli to również pierwsi spotkani sakwiarze w Japonii przez kilka ostatnich miesięcy. Przejazd przez miasto był trudny. Nierówne chodniki, duży ruch na ulicach i światła zmieniające się za szybko. Chyba z godzinę mi zeszło na przejechaniu przez zabudowania do mojego hotelu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, setki i więcej, terenowe, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

W Japonii jak na Islandii

  53.22  02:58
Dzień rozpoczął się słonecznie, choć wietrznie. Wokół można było dostrzec mnóstwo pięknych gór, zupełnie jak na Islandii. Przed startem zjadłem śniadanie podane przez właściciela noclegu. Nie ustępowało wczorajszej kolacji. Do pokonania miałem niewielki dystans, więc ruszyłem leniwie.
Wyjechałem z wioski rodem z Islandii. Trafiłem na mniej ruchliwą drogę, wokół której właściwie wszystkie krajobrazy przypominały mi o Islandii. Na rozwidleniu zjechałem na wały przeciwpowodziowe. Miałem równiutki asfalt tylko dla siebie. Szkoda, że drogi nie były połączone i musiałem przejechać po kilku szutrach.
Dla urozmaicenia krajobrazu zjechałem na wiejskie drogi. Asfalt był słaby, ale widoki już nie. Ziemniaki, zboże, kukurydza. Krajobraz zmieniał się z każdym skrzyżowaniem. Było prawie jak w Polsce.
W końcu dojechałem do Obihiro. Miałem bardzo dużo czasu przed zameldowaniem się, więc pokręciłem się po mieście, odnajdując dworzec centralny. Na mapie nie wypatrzyłem niczego interesującego, więc ruszyłem do największego parku, żeby spędzić tam czas wolny. Pokręciłem się po nim, trafiając na zoo. Tylko je objechałem, zauważając stado żubrów. A może to były bizony.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Na górze bez widoku

  84.08  04:31
Byłem na wielu górach, na których brakowało widoków. Dzisiaj trafiło na kolejną z nich. Wczoraj lało bez przerwy, więc przejechałem zaledwie parę kilometrów, aby zmienić hostel ze względu na brak miejsc. Byłem przygotowany również na deszcz dzisiaj, ale dzień zaczął się bezdeszczowo, a drogi zdążyły wyschnąć.
Początek podróży bez rewelacji, bo część dróg widziałem ostatnim razem. Chociaż podeszczowy krajobraz był nieco inny od tego sprzed deszczu. Podczas podjazdu na przełęcz zaczęło mżyć, ale na górze przestało. Zjechałem do Minami-Furano. Miasteczko wyglądało jak z Islandii wzięte. No, ciągnie mnie na Islandię. Z pewnością!
Jechałem dalej w górę. Minąłem miasteczko-widmo i dużo lasów. Zaczęło mżyć. Na górze przełęczy był parking z punktem widokowym. No i oczywiście przez mżawkę nie było nic widać, a z mapki poglądowej mogłem wyczytać, że na horyzoncie da się dostrzec nawet dwutysięczniki. Założyłem ubrania przeciwdeszczowe, bo czekał mnie dłuższy zjazd i ruszyłem na dół. Jeszcze temperatura spadła o kilka kresek, więc nie było za przyjemnie.
Próbując znaleźć drogę do celu, trafiłem na... polską wieś. Serio, klimat jak w Polsce. Mogłem porobić więcej zdjęć, ale z lekka się spieszyłem. Zatrzymałem się w kwaterze prywatnej. Kolacja, którą zaserwował właściciel smakowała niczym w luksusowej restauracji.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Droga dla ciężarówek

  88.38  04:52
Dzisiaj to mi się trafiło. Wstałem wcześnie rano i wielce się zdziwiłem. Była ósma, znajdowałem się w górach, a temperatura zupełnie jak poprzedniego dnia. Było po prostu ciepło. Dostałem śniadanie na drogę i ruszyłem. Miałem do pokonania dwie góry. No, może trzy, wliczając tę z wczoraj, ale to tylko rozgrzewka; szybko poszło.
Tak jak wczoraj, niebo było przepełnione ciężkimi chmurami. Dojechałem do głównej drogi prowadzącej na północ i okazało się, że prawie cały ruch stanowiły pojazdy ciężarowe. Jak nigdzie w Japonii, musiałem jechać w tak nietypowych warunkach. Całe szczęście pobocze było szerokie.
W sumie nie mam za wiele do opowiadania. Do pokonania założyłem sobie dłuższy dystans przez góry i szło mi całkiem nieźle. W miasteczku Shimukappu zatrzymałem się na stacji drogowej Michi-no-Eki, gdzie zjadłem obiad i obejrzałem szeroki wybór lokalnych produktów. Na drodze miałem jeszcze jedną górę. Właściciel noclegu, z którego wyruszyłem powiedział, że dzisiaj spotkam niedźwiedzia. Niestety, przejechałem przez przełęcz, zjechałem daleko w dół i dotarłem do miasta Furano, nie spotykając żadnego misia. Może innym razem. Tymczasem dotarłem do hostelu. Tak się cieszyłem, że uciekłem z Sendai przed deszczem, a deszcz przyszedł za mną. Będzie lało przez kilka dni.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery