W zeszłym roku byłem w Puszczy Noteckiej, gdy drzewa zdążyły zrzucić liście. Pomyślałem, że jesienią musiało tam być pięknie i postanowiłem wrócić tam ponownie. Ruszyłem późniejszym rankiem na dworzec i pojechałem do Miałów. Było chłodniej niż wczoraj, ale słońce już ładnie przyświecało. Nie pomyślałem o wietrze, bo wiało ze wschodu, a drzewa nie wszędzie rosły (na przykład na prostych drogach). Mimo wszystko dobrze się ubrałem.
Niestety było jeszcze za wcześnie na jesień. Dęby już zmieniły kolor liści, ale brzozy, na których najbardziej mi zależało, wciąż nie. Pewnie jeszcze tydzień, może dwa, a nie wiem, czy będę wtedy w Poznaniu. Ta jesień co roku przychodzi tak niespodziewanie.
Jechałem asfaltami, ale zboczyłem też na leśne ścieżki. Zaskoczył mnie brak piachów. Kilka razy zakopałem się, ale ogólnie jechało się świetnie. Dotarłem do Zielonejgóry, gdzie skręciłem na moją ulubioną trasę przez Puszczę Notecką. Gdzieś wyczytałem, że to najdłuższa droga dla rowerów w Wielkopolsce (wciąż są daleko za woj. małopolskim, zachodniopomorskim czy lubuskim). Z Obornik wróciłem do Poznania standardowo przez Objezierze.