Na niebie brakowało chmur, ale kilka pojawiło się, gdy w końcu ruszyłem w kierunku Poleskiego Parku Narodowego. Dojechałem do ścieżki
„Spławy”. Cieszyłem się brakiem ludzi, ale okazało się, że zrobili sobie parking na kilkanaście aut tuż pod wejściem na kładki. Potem tylko musiałem się przeciskać z idącymi pod prąd. Tak jak wczoraj, było dużo ignorantów, którym jadaczka się nie zamykała. Na szczęście udało mi się dostrzec kilku mieszkańców tych bagien. Niestety ta wiosna jest bardzo sucha. Wody było mniej niż
latem.
Na dzisiaj zaplanowałem tylko jeden szlak, ale spaliłem się na słońcu i stwierdziłem, że jutro nie będzie mi się chciało robić podobnej trasy. Ruszyłem do ścieżki
„Dąb Dominik”.
Rok temu trafiłem tam na przylaszczki. Najwidoczniej już wszystkie przekwitły, bo tym razem nie miałem szczęścia. Przespacerowałem się po szlaku przez wyschnięte bagna i dotarłem do lokalnej chatki z jagodziankami, które były ratunkiem w niedzielę. Dowiedziałem się, że ludzie widzieli na szlaku żmije i żółwie. Słońce chyliło się ku horyzontowi, więc pewnie wszystkie zmiennocieplne stworzenia się pochowały i dlatego ich nie dostrzegłem. Może innym razem. Wróciłem zanim się ściemniło.
