Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Puszcza Zielonka

Dystans całkowity:2410.74 km (w terenie 556.71 km; 23.09%)
Czas w ruchu:116:57
Średnia prędkość:20.61 km/h
Maksymalna prędkość:51.50 km/h
Suma podjazdów:13903 m
Suma kalorii:12514 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:86.10 km i 4h 10m
Więcej statystyk

Zielonka jesienią zielona

47.4902:34
Ostatnio jeżdżę tylko po mieście, więc tym razem wyrwałem się dalej, żeby nie zanudzić się na ulicach Poznania.
Poprawki do wytyczonych miesiąc temu dróg i pasów rowerowych w centrum Poznania wciąż trwają, ale mimo to wciąż się tam kręcę, aby obejrzeć i ponarzekać. Przejechałem się po Gdyńskiej, ale od pół roku nic nie ruszyli z drogą dla rowerów, więc pewnie będzie trzeba poczekać do wiosny, aż skończą wiadukt i łaskawie wezmą się za takie nic nie znaczące wykończenia.
Dojechałem do Zielonki, a tam jakoś tak zielono. Wciąż nie widać jesieni. Czekam zatem, aż jesień wyciągnie swoje farby. Trafiłem na ogłoszenie, w którym Policja oferuje 5 tys. zł za pomoc w złapaniu wandalów, którzy niszczą ambony myśliwskie. Ciekawe, czy to jacyś pseudo obrońcy zwierząt czy miejscowa patologia.
Ostatecznie nie dojechałem do serca puszczy i wydostałem się z niej. Ruszyłem inną drogą, żeby nie wracać się ponownie przez Koziegłowy. Znalazłem też odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, dlaczego jadąc ostatnim razem przez Wierzenicę, wylądowałem na starej krajówce. Właściciel kilku działek postanowił je ogrodzić (tylko po co, skoro nic na nich nie ma?) i zmienił się układ dróg, przez co przegapiłem właściwe skrzyżowanie.
To chyba tyle na dziś. W Poznaniu dzisiaj jakoś mało idiotów bez świateł, ale gdy już jakiś się trafi, to oczywiście czarny jak śmierć.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Biskupin

103.9505:21
I po imprezie. W tym roku brakowało mi atrakcji wymagających sprawności, ale i tak dobrze się bawiłem. Dodatkowo po raz pierwszy w życiu dostrzegłem Drogę Mleczną i zdałem sobie sprawę, że nie oglądałem gwiazd od 15 lat.
Wyruszyłem na ponad godzinę przed odjazdem autokaru, bo na dzisiaj nie było zaplanowanych atrakcji. Pomyślałem, że sam coś sobie urządzę i pojechałem do Biskupina. Słońce dawało się we znaki już od początku, ale na szczęście wiatr, który mnie wcześniej martwił, był wybawieniem. Wiało bardzo przyjemnie, podczas gdy słońce podsmażało na odcinkach bez drzew.
Ostatnim razem zrezygnowałem ze zwiedzenia muzeum archeologicznego ze względu na brak stojaków na rowery. Nic się nie zmieniło, więc zaryzykowałem i zostawiłem mojego kompana pod płotem obok innych rowerów. Zarząd muzeum, czy kto tam jest szefem, musi być ślepy, żeby nie widzieć rosnącej popularności rowerów. Chyba rowerzyści muszą zacząć wprowadzać rowery do środka muzeum, aby ktokolwiek kiwnął palcem. No chyba że kasa się zgadza.
Po zwiedzeniu muzeum mój rower nadal stał na swoim miejscu. Zatrzymałem się jeszcze na obiedzie w barze pod muzeum. Wybrałem opcję dania z kuchni pałuckiej. Jakie było moje zdziwienie, gdy dostałem to samo, co w Łowiczu. No, może tym razem zamiast smaku kebaba czuć było głęboki tłuszcz. Ciekawe, w jakim jeszcze regionie spotkam się z tym daniem „regionalnym”.
W kierunku Poznania wybrałem najprostszą drogę i przez dłuższy czas jechałem tą samą drogą, co rok temu, gdy odwiedziłem Biskupin. Potem jakoś tak zboczyłem, że wjechałem na drogę sprzed dwóch lat. Trafiłem na świeżutki asfalt, a do tego na kilka nielegalnych reklam, które szpeciły drzewa. Gwoździ gołymi rękoma wyjąć nie mogłem, ale przynajmniej przyczyniłem się do poprawienia wyglądu przestrzeni publicznej. Szkoda, że niektóre wizje Lema się nie mogą sprawdzić. Chyba tylko totalna inwigilacja byłaby w stanie zapobiec temu złu.
W końcu wjechałem do Zielonki, dzięki czemu mogłem odetchnąć od upału. O dziwo w tym roku jeszcze nie spotkałem jusznicy deszczowej, która po doświadczeniach z ostatnich lat zniechęcała mnie do odwiedzenia tej puszczy. Może znów zacznę tam jeździć? Tylko mogliby już skończyć Gdyńską w Poznaniu, żeby się lepiej jeździło. Z drugiej strony jednak szkoda mi roweru, bo zawsze gdy wjeżdżam w teren, to mój napęd chrupie od piasku. Mam wrażenie, że kiedyś mi to nie przeszkadzało.
W Murowanej Goślinie odszukałem otwarty sklep, bo skończyła mi się woda i pojechałem do Poznania przez Biedrusko, gdzie wyprzedził mnie rowerzysta (może miał z 50 lat) i jechał daleko w przodzie. Zatrzymał się niedaleko granic Poznania, ale znów ani be, gdy go mijałem. Gdy ruszył, dojechał do mnie i nawet nie wyprzedzał, tylko siedział w tunelu, więc zacząłem powoli zwiększać prędkość. 20, 30, 40, a on nic. Na szczęście upał zelżał, więc mogłem utrzymać takie tempo dłużej bez przegrzania się. Dopiero po kilku kilometrach dał sobie spokój. Jaka szkoda, że gdy dojechałem do domu, to się okazało, że bateria w Garminie wyczerpała się przed Biedruskiem. Nawet nie będę miał szansy sprawdzić, czy gość jest na Stravie.

Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, Puszcza Zielonka, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, z sakwami, rowery / Trek

W Zielonce na szlaku Dużego Pierścienia Rowerowego

52.7002:32
Wreszcie pojawiło się okienko w deszczowych dniach, więc mogłem się gdzieś wybrać. No dobra, okienko zaczęło się wczoraj po południu, ale byłem zbyt leniwy, żeby gdziekolwiek wyruszyć. Dlatego dzisiaj chciałem to odrobić i pojechałem tam, gdzie mi się nie udało dwa tygodnie temu – do Zielonki.
Z Poznania wyjechałem jedyną możliwą drogą, czyli przez wielki plac budowy, na którym Gdyńska dostanie prawie prawdziwą drogę dla rowerów oraz 3 wiadukty – jeden nad torami, drugi dojazdowy do elektrociepłowni i trzeci prawdopodobnie dla pieszych, bo jakiś taki mały jest. Dwa z tych wiaduktów są zrobione z brzydkich prefabrykatów jakby z blachy falistej, choć z drugiej strony, graficiarze nie będą mieć powierzchni do niszczenia.
Drogi w puszczy były pokryte kałużami, ale na szczęście błoto nie przeszkadzało, więc rower wyszedł z tego cało. Widziałem wiele zamalowanych znakowań szlaków rowerowych. Oby to był szybki remont i nie będą się lenić z domalowaniem rowerów. Chociaż szlak Dużego Pierścienia Rowerowego ma czarny rower na granatowym tle (ktokolwiek uznał to za czytelną kombinację) i nietrudno go pomylić z jakimkolwiek innym szlakiem.
Dojechałem do serca puszczy Zielonki, czyli do Zielonki i zobaczyłem piękną scenerię „płonącego” lasu kontrastującego się z granatowo-błękitnym niebem i odbitego w spokojnej tafli jeziora... Zielonka? W każdym razie widok był piękny, ale mój telefon zrezygnował z uwiecznienia tego widoku na zdjęciu ze względu na zbyt niski poziom naładowania baterii. Posiedziałem więc chwilę, aby się nacieszyć widokiem i pojechałem dalej.
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy wyjechałem z lasów i ujrzałem widok jeszcze piękniejszy, który opisałbym jako rozżarzoną pracownię Hefajstosa w czasie kucia mieczy dla Aresa. Ale ze mnie wierszokleta. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknego zachodu słońca i jakże żałowałem, że nie mogłem uwiecznić takiego widoku.
Do domu wróciłem zanim niebo zdążyło poczernieć. Może następnym razem uda mi się przejechać cały ten szlak.
Wpadło mi ostatnio kilka ciuchów w ręce. Od Endury. Dzisiaj przetestowałem wkładkę z serii 500. Z początku czułem olbrzymią różnicę w porównaniu z wkładkami z Decathlonu, ale może był to efekt placebo. Po powrocie do domu wydawało mi się jakbym miał odparzenia, chociaż temperatura dzisiaj nie była zbyt wysoka. Trzeba się rozejrzeć za czymś innym, bo latem nie wytrzymam z tak grzejącą pieluchą.

Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Sakura no ki

46.1102:07
Zaledwie kilometr od mojego biura rośnie piękna sakura. Ta japońska odmiana wiśni już od wieków zachwyca swym kolorem i zapachem miliony osób. Choć wspomniane drzewa mijałem od dwóch lat, to dopiero wczoraj przyciągnęły mnie swoim zapachem. Dzisiaj chciałem się podzielić szczęściem z innymi.
Tak naprawdę nie znam się na roślinach i nie mam pojęcia, czy jest to odmiana wiśni japońskiej i czy w ogóle jest to wiśnia, ale i tak jej widok wywołał we mnie tęsknotę za Japonią. Odwiedziłem ten kraj w zeszłym roku. Moja pierwsza podróż samolotem (przynajmniej będę miał łatwiej w czasie podróży latem na Islandię). Rozważałem wtedy zabranie roweru, ale Japonię najlepiej zwiedza się pieszo. A dla upartego i rower można wypożyczyć za przystępną cenę. Chciałbym kiedyś tam wrócić, ale tak na kilka lat. A może wcześniej zacznę włóczyć się po świecie?
Wybrałem się do Zielonki. Byłem tam niedawno, jednak nie miałem innego pomysłu. Ciepło wyciągnęło ludzi z domów i od kilku dni jest coraz tłoczniej na ulicach. Niestety są to bezmyślni ludzie, którzy blokują sobie nawzajem drogę i powoli muszę zacząć się rozglądać za lepszą trasą do pracy i do domu – z dala od dróg dla rowerów, bo na nich robi się coraz mniej bezpiecznie.
Dzisiaj wybrałem się po raz pierwszy tego roku w spodenkach. Do tego koszulka i wiatr we włosach (serio, muszę je obciąć). Jechało się świetnie, a do tego na liczniku same wysokie liczby. Jeno w Poznaniu trzeba było zwolnić, bo ludzi jak mrówek. Będąc w puszczy, pomyślałem o starych śmieciach i ruszyłem do Wierzonki, a potem do Poznania. Coś mi jednak nie pasowało – najwidoczniej tak dawno tamtędy jechałem, że zapomniałem o jakimś skrzyżowaniu i ostatecznie wylądowałem w złym miejscu, bo na starej krajowej piątce. Gdy wjeżdżałem do Poznania, zaczynało zmierzchać, a na drogach dla rowerów pojawiali się kretyni oślepiający pieszych i rowerzystów. I znów krew się gotuje, choć kiedyś byłem takim spokojnym człowiekiem.
W weekend uznałem, że mam dość problemów z telefonem do nagrywania tras, więc wyczyściłem mu pamięć i znów zaczął działać. Pojawił się inny problem, bo ze sklepu z aplikacjami zniknęły dwie apki, z których korzystałem, czyli Traseo oraz Moje trasy na Androida. Zniknięcie tej drugiej, wydanej przez Google, było dla mnie wielkim rozczarowaniem. Jedna z najlepszych aplikacji do nagrywania tras. Brak kopii wymusił na mnie znalezienie alternatywy. Przetestowałem kilka zamienników i jak do tej pory najlepszym jest GPS Logger, aczkolwiek bardzo mi się nie podoba jego sposób oszczędzania baterii. Wyłącza i włącza GPS co 3 sekundy. Nie wydaje mi się, aby to było jakieś optymalne rozwiązanie. Co w wypadku, gdy nie będzie mógł odnaleźć sygnału? Trzeba by powrócić do pomysłu napisania własnej aplikacji.
Sakura no ki, czyli drzewo wiśniowe. Coś mi się widzi, że będę koło niego przejeżdżał codziennie.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Zagubiony w Zielonce

63.5503:21
Kiedy ja ostatnio byłem w Zielonce? Nie pamiętam, ale nie był to też mój dzisiejszy cel. Miałem zaliczać gminy, ale później jakoś mi się to źle zaczęło kalkulować, więc rzuciłem okiem na mapę na ścianie i wypatrzyłem dzisiejszy cel. Przynajmniej ten pierwotny.
Ruszyłem zwyczajowo do Koziegłów. Na Bałtyckiej i Gdyńskiej wciąż jest poligon doświadczalny. Oznakowanie znikome, nawierzchnia dziurawa jak po przebudowie kanalizacji, a wszak przebudowują tylko dwie ulice. Ciekawią mnie konstrukcje tuż przy stacji Poznań Karolin. Czyżby ktoś miał w planach wiadukt? Z newsa sprzed trzech lat wynika, że mają być aż 3, ale gdzie je wcisną?
Wjechałem do Zielonki, jak zwykle w Kicinie. Zobaczyłem kilka przewróconych ambon myśliwskich. Krew mi się zaczęła gotować, ale gdy zacząłem spotykać setki powalonych drzew, zacząłem się domyślać, że winny jest wiatr i pozostanę przy tym przekonaniu, że to nicpoń wiatr, a nie rodak.
Niestety źle pojechałem i trafiłem do Tuczna, mijając po drodze większą imprezę rowerową w Ludwikowie. Źle się ubrałem na tę wycieczkę i zacząłem wyczerpywać mój limit tolerancji wobec zimna. Zdecydowałem, że jednak wracam do domu. Pojechałem do serca puszczy, aby stamtąd przez Murowaną Goślinę i Biedrusko wrócić do Poznania. Już lepiej się czułem podczas zimowej wyprawy. Chyba to przez ten wiatr (syberyjski?).
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Leniwa niedziela

55.8502:43
Nie miałem pomysłu na wycieczkę, więc gdy rano wstałem i zjadłem, zacząłem intensywnie myśleć dokąd się wybrać. Tyle myślałem, że wyrysowałem kilka tras po niezaliczonych gminach i nastało popołudnie. Niełatwe jest to zadanie, aby wybrać odpowiednie drogi, nie robiąc dużego dystansu i jednocześnie przejeżdżając przez jak największą liczbę gmin. Nie chciało mi się potem wychodzić na rower, ale wiedziałem, że będę czuł żal. Wyskoczyłem więc na krótką przejażdżkę przez poligon.
Gdy już wyszedłem na rower, to i ochoty więcej się nazbierało. Za poligonem pojechałem do Murowanej Gośliny, a stamtąd do Puszczy Zielonki. Chciałem jedynie ominąć maksymalnie dużo terenu, bo za każdym razem piasek powoduje zgrzytanie napędu. No i bałem się jusznicy deszczowej, ale dzisiaj chyba żadna mnie nie ugryzła. Polna droga w Klinach to nadal tarka. Ja nie wiem, jak ludzie mogą tam żyć. W Poznaniu zajechałem jeszcze do sklepu i wróciłem do domu. Kompletnie nie miałem ochoty jechać do zachodniego klina zieleni, chociaż myślałem też i o nim. Uznałem, że będę miał mniej problemów, omijając wszelkie miejsca wypoczynku poznaniaków. Dzisiaj strasznie dużo było ludzi. Gdybym tylko miał plan, ruszyłbym daleko.
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Margonin i dłuższy powrót

195.8810:08
Dzisiaj postanowiłem pojechać do Margonina. Nie wyrysowałem żadnego planu. Po prostu pomyślałem, że dobrze będzie zajechać w kilka miejsc i przebyć odcinek, który omyłkowo zaznaczyłem na ściennej mapie jako przebyty. Wycieczka miała być pętlą, ale tylko z początku.
Po godz. 10 było nawet ciepło. Aż 4 °C w słońcu. Wiało ze wschodu, ale nie jakoś mocno. Rękawice wiosenne zmieniłem na zimowe po kilku kilometrach jazdy w kierunku puszczy Zielonka. Po wjechaniu do lasu od razu zero stopni, ale duża ilość piachu rozgrzewała mnie do samego końca. W Niedźwiedzinach napotkałem zagrodę z osłem, baranem i jeszcze kilkoma zwierzakami. Zupełnie jak w Duninie pod Legnicą. Szkoda, że zgraja była zajęta jedzeniem. W międzyczasie minąłem jegomościa na spacerze z psem, choć nie wiem, czy spacer jest właściwym określeniem. Ów jegomość jechał autem. Dla wyjaśnienia dodam, że pies biegł przed pojazdem.
W terenie jechało się ślamazarnie. Na asfalcie mogłem odpocząć, przynajmniej dopóki wiatr nie zaczął wiać poza zabudowaniami. Przynajmniej temperatura podskoczyła. W Skokach przykra niespodzianka. Wzdłuż nowego asfaltu zrobili zakaz wjazdu rowerem i obok wąskie drogi dla rowerów. Dobrze, że z asfaltu. Szkoda, że dowalili progi zwalniające. Bliżej centrum asfalt zamienił się na standardową kostkę brukową i niebezpiecznie blisko umieszczone dojazdy do posesji. Na znaku drogowym Skoki „chwalą się”, że są miastem prorowerowym. Kpina.
Znów wjechałem w teren. Miałem to szczęście, że od puszczy (choć z przerwami) jechałem Cysterskim Szlakiem Rowerowym. Później szlak przepadł. Jest to szlak typu pętli, dlatego spróbuję go kiedyś przejechać w całości. Kilku miejsc leżących przy nim jeszcze nie widziałem.
Chyba nie potrafię uczyć się na błędach. Powoli robiłem się głodny, a w plecaku nie miałem niczego do jedzenia (poza wodą). Gdy w końcu spotkałem sklep, to okazało się, że nie mam przy sobie gotówki, a do płatności kartą brakowało mi dużo. Głodny, zrobiłem zakupy dopiero w Margoninie. Pełen energii – albo raczej z pełnym brzuchem – szarpnąłem się na dodatkową gminę i ruszyłem do Szamocina. Stamtąd zaś do Chodzieży. Miałem jechać z wiatrem, ale ten najwidoczniej ucichł. Już jadąc do Margonina, widziałem farmę wiatrową, na której naliczyłem tylko 5 aktywnych wiatraków. Podobno to największa farma w Polsce, więc mnie dziwiło, że jest tak mało aktywna.
Miałem dziwnie dość tej wyprawy. Chciałem już wrócić do domu, zjeść kolację, odpocząć i pójść normalnie spać. Dojechałem do dworca kolejowego w Chodzieży, dowiedziałem się, że mam ponad godzinę do pociągu i, wahając się chwilę, ruszyłem do Budzynia. Zaczął zapadać zmierzch, ja opadałem z sił, a w oddali widziałem toczący się pociąg – mój pociąg. W Budzyniu zaczęła się wyczerpywać bateria w telefonie do nagrywania tras. Zawróciłem do dworca kolejowego i rzuciłem okiem na rozkład jazdy, na którym do pociągu miałem prawie 2 godziny. Znów było mi szkoda czasu, a i temperatura spadła poniżej zera, stąd też nie było mi na rękę tak tam stać. Niestety najkrótszą drogą do Rogoźna okazała się droga krajowa, ale pojechałem nią. Nie była to zła decyzja. Poza kilkoma niebezpiecznymi odcinkami zaprojektowanymi przez baranów, droga była wygodna, pobocze szerokie.
Zrobiło się jeszcze chłodniej i temperatura wynosiła od -3 °C do -1 °C. Przestawałem czuć dłonie, gdy wpadłem na pomysł założenia drugiej kurtki. Była ona błogosławieństwem, bo nie dość, że zrobiło mi się ciepło w tors, to odzyskałem sprawność w rękach (ręce trzymałem w rękawach). O dziwo na stopy nie narzekałem, mimo że założyłem lekkie adidasy.
Tuż przed Rogoźnem trafiłem oczywiście na szczyt inteligencji miejscowych inżynierów – szatański zakaz wjazdu rowerem i droga dla rowerów po lewej stronie za głębokim rowem, bez możliwości wjazdu na nią. Jak tu legalnie się przedostać? Wjeżdżając do rowu, niszczysz zieleń, jadąc prosto, łamiesz zakaz. Barany.
Zrobiłem rozjazd, bo akurat miałem 20 minut do pociągu i pomyślałem, aby poszukać czegoś na kolację. Na stację wróciłem na 4 minuty przed przyjazdem pociągu. Już go widziałem, gdy przypomniałem sobie, że nie mam gotówki. Co zrobić? Biedociągi nie obsługują kart płatniczych, w pobliżu brak bankomatu, narażać się na mandat też nie chciałem, a był to ostatni pociąg. Nie wsiadłem, spojrzałem na mapę i ruszyłem na południe. W domu znalazłem się po północy.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Pierścień dookoła Poznania

187.2009:13
Kończą mi się pomysły na wycieczki. Wczoraj przypomniałem sobie o planie przejechania szlaku rowerowego wokół Poznania, więc wstałem dzisiaj wcześnie. Niepotrzebnie piłem tę kawę, bo zanim się zorientowałem, zaczęła dochodzić godz. 9. Po rozgrzewce ruszyłem na północ, szlakiem łącznikowym do drogi na poligon Biedrusko. (W weekendy przejazd rowerem jest możliwy w godzinach 8–22).
Po prawie 8 km znalazłem się na szlaku, a że poligon był otwarty, to rozpocząłem jazdę wokół Poznania zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Znanymi i nieznanymi drogami dotarłem do Murowanej Gośliny. Za jej centrum musiałem przy kilku słupach spędzić trochę czasu, rozrywając śmieci, które zasłaniały oznakowanie szlaku. Byłoby zdecydowanie łatwiej ze scyzorykiem czy nożyczkami. Może następnym razem będę pamiętał, aby się zabezpieczyć, gdy zechcę ruszyć znakowanym szlakiem. Ograniczałem spoglądanie na mapę w telefonie, żeby mieć lepszą zabawę.
Zielonkę przemierzyłem przeróżnymi drogami – piaszczystymi, zarośniętymi trawą, z wybojami w asfalcie czy po betonowych płytach. W terenie jechało się najwygodniej. Jadąc na południe, miałem pod wiatr, ale i tak przemieszczałem się szybko. Na jednym zjeździe, jedynym, na którym było błoto, minąłem taliba (tak jest, wyglądał jakby się urwał z Afganistanu) ustawiającego kamerkę skierowaną ku szczytowi wzniesienia, z którego zjeżdżałem. Nie potrafiłem tego ogarnąć.
W Kostrzynie po raz pierwszy zgubiłem szlak, który został poprowadzony ulicami jednokierunkowymi. Trafiłem na niego z powrotem, korzystając z mapy w telefonie. Zrobiłem też zakupy, żeby zjeść jakiś obiad i pojechałem dalej, aby czym prędzej pozbyć się wiatru w twarz. W Gądkach znów zgubiłem szlak. Podejrzewam, że projektanci dali wolną rękę w pokonaniu drogi ekspresowej – albo schodkami po kładce, albo pod wiaduktem, odbijając z trasy kilkaset metrów. Wybrałem dłuższą drogę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem szlak tamtędy nie wiedzie.
W Kórniku po raz pierwszy natrafiłem na szlak poprowadzony drogą inną niż na mapie. Poleciał drogą dla pieszych i rowerów, tylko że można się tam dostać albo po chodniku (wdrapując się wcześniej na wysoki krawężnik), albo przeskakując przez łańcuchy rozdzielające ulicę od drogi dla pieszych i rowerów. Widok na Jezioro Kórnickie jest jednak warte tej niedorzeczności. Odtąd miałem boczny wiatr.
Przed Rogalinem wydawało mi się, że szlak gdzieś zboczył, bo nie spotkałem ani jednego oznakowania, aż dojechałem pod pałac Raczyńskich. W tym miejscu szlak chyba się zmienił, bo w telefonie miałem wgrany ślad innego rowerzysty, który ten szlak pokonał i ów rowerzysta ominął terenowy odcinek przez Rogaliński Park Krajobrazowy. Niestety zmieniony szlak prowadzi przez park pałacowy, a ten został zamknięty wiosną na czas remontu muzeum. Chociaż wjechałem tam bez fizycznych przeszkód (jedynie znakowanie na drzewach zostało zamalowane), to wyjazd z parku uniemożliwiła mi furta zabezpieczona łańcuchem i kłódką. Na szczęście kawałek obok w ogrodzeniu ktoś zrobił dziurę i nie musiałem przerzucać roweru przez siatkę. Potem musiałem na czuja przedostać się po łąkach. Nie było widocznych dróg czy ścieżek, ale znaki na odległych drzewach mnie poprowadziły we właściwym kierunku. W końcu zobaczyłem słynne dęby rogalińskie. Są takie potężne, ale przykro się robi, patrząc na liczbę martwych okazów.
W Mosinie znów trafiłem na jednokierunkową. Próbowałem znaleźć oznakowanie szlaku, ale bezskutecznie. Dopiero gdy udałem się chodnikiem wzdłuż jednokierunkowej (pod prąd), zobaczyłem oznakowanie szlaku. Bezmyślne rozwiązanie. Ja zasugerowałbym pociągnąć szlak ulicami Poznańską i Hugona Kołłątaja – dla bezpieczeństwa i wygody.
Znanymi drogami terenowymi dotarłem do Stęszewa, a potem jechałem prosto po szlaku bez jakichś większych niespodzianek. To była raczej walka ze zmęczeniem i próba szybkiego zakończenia wycieczki. Zmrok zapadł bardzo szybko, czego się nie spodziewałem. Jesień coraz mniej sprzyja wycieczkom. Na szczęście nie miałem daleko do domu.
Za Sadami szlak przebiega po niedawno wybudowanym wiadukcie nad drogą ekspresową. Wiadukt niestety jest jeszcze zamknięty dla ruchu, a znaki nakazywały mi objazd. Nie miałem na to najmniejszej ochoty, więc pokonałem przeszkody i przedostałem się na drugą stronę. Potem jeszcze kawałek asfaltu, trochę kamienistej drogi, ścieżka od Złotnik przez Morasko, aż dotarłem wymordowany do domu. To chyba za dużo terenu, jak na mnie.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Zielonka przed zmierzchem

38.4801:42
Po pracy wybrałem się na krótką przejażdżkę. Deszcz, który spadł przez ostatnie 2 dni nie był duży, więc pomyślałem o puszczy – Zielonce. Chciałem znów znaleźć się na stepach nieopodal Annowa. Ostatnio mi się tam spodobało, więc chciałem zobaczyć, czy coś się zmieniło. Wszak jesień wyciągnęła swoje farby.
Dni stają się coraz krótsze, ale udało mi się dostać do Zielonki, gdy słońce było wciąż nad horyzontem. Puszcza nadal ma swój letni wygląd, więc pewnie jeszcze trochę potrwa zanim zacznie się przemiana. Pamiętam, jak w zeszłym roku jeździłem po górach jesienią, gdy drzewa przybierały niesamowite kolory. Brakuje mi tamtych wycieczek. Pomyślałem, że może pójdę na studia do Rzeszowa. Miałbym wtedy blisko do rodziny, a także do Bieszczad. Marzenia.
Kategoria Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, kraje / Polska, terenowe, rowery / Trek

Wierzonka

43.8001:57
Dzisiaj pojechałem, żeby rozruszać kości. Same dojazdy do pracy to zdecydowanie za mało przed urlopem, który mam już w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że dobra pogoda utrzyma się jeszcze przez długi czas. W tym roku mam nawet dobrą passę do urlopowej pogody. No, może pomijając drugi dzień w Tatrach.
Nie miałem pomysłu na trasę, więc rzuciłem okiem na mapę przejechanych dróg i wybrałem takie, których jeszcze nie widziałem. Będę się starał teraz badać nowe rejony, aby wybrać jakieś swoje ulubione. Pojechałem przez Janikowo, dalej w las po żółtym szlaku pieszym. Gdy dotarłem do Mielna, słońce wciąż było na niebie, więc zamiast jechać asfaltem prosto do Poznania, wjechałem na drogę pożarową do Owińsk. Wytelepało mną porządnie. Ta droga jest w strasznym stanie. Powinni ją zamknąć dla ruchu samochodowego.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery