Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Puszcza Zielonka

Dystans całkowity:2410.74 km (w terenie 556.71 km; 23.09%)
Czas w ruchu:116:57
Średnia prędkość:20.61 km/h
Maksymalna prędkość:51.50 km/h
Suma podjazdów:13903 m
Suma kalorii:12514 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:86.10 km i 4h 10m
Więcej statystyk

Czerwonym szlakiem po Zielonce

62.1703:10
Wczoraj powróciła słoneczna pogoda. Niestety musiałem zostać dłużej w pracy, ale dzisiaj dzięki temu wyszedłem wcześniej. Nie mogłem jechać daleko, więc obrałem za cel Zielonkę. Stanowczo spędzam za mało czasu na rowerze, bo nie było lekko.
Pojechałem przez Kicin, skręciłem w leśną drogę i odtąd trzymałem się leśnych ścieżek, a w szczególności czerwonego szlaku pieszego. Nawet spotkałem na nim rowerzystę, który się przywitał. Nie to, co kolarze. Coraz bardziej kusi mnie ten MTB, ale gdzie ja mógłbym na nim jeździć? Tutaj jest strasznie dużo piachu i szkoda mi napędu.
Nie miałem za dużo czasu na jazdę, bo słońce jest coraz krócej na niebie. Pojechałem tylko do Głęboczka, aby sprawdzić jedną drogę pokrytą asfaltem, bo nie było jej na mapach. Potem do Murowanej Gośliny i skręciłem w stronę Biedruska, aby wrócić do domu Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. W sumie pierwszy raz pojechałem nim w kierunku południowym. Choć przywitały mnie olbrzymie kałuże, w których zamoczyłem buty, to potem już się jechało w porządku. Zdążyłem wydostać się z lasów zanim się porządnie ściemniło.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

W sercu Zielonki

72.7903:35
Przyszedł długi weekend. Miałem plan, aby wykorzystać go i odwiedzić Legnicę. Niestety, deszczowa prognoza pogody zepsuła ten plan, który odłożyłem na kolejny, niestety krótszy weekend. Dzisiaj miało padać wieczorem, więc nie planowałem żadnego długiego wyjazdu. Ot pokręcić się po Zielonce i zbadać parę dróg, które na mapie zostały niedokładnie narysowane. Temperatura była idealna.
Wyruszyłem jedyną drogą terenową do Murowanej Gośliny, a stamtąd przez Boduszewo leśną drogą do Głęboczka. Dalej, w kierunku Huciska, pojechałem starym, zielonym szlakiem pieszym i następnie po starym asfalcie do serca puszczy – Zielonki. Żeby zbyt szybko nie wracać do domu, ruszyłem w kierunku Dąbrówki Kościelnej i wjechałem na drogę, której nawet nie ma na mapie. W całej puszczy (jak i przed nią) spotkałem wielu rowerzystów, ale żaden nie odpowiedział na moje pozdrowienia. Tylko wlepiają te swoje cielęce oczy we mnie jakby pierwszy raz widzieli obcego człowieka, a przecież z wyglądu nie różnię się od żadnego z tych prostaków.
W kierunku Poznania jechałem prawie prostą drogą. Jedynie do nawierzchni mógłbym mieć uwagi, bo jechało się ciężko. Zwłaszcza że na horyzoncie rozciągała się monstrualna chmura burzowa, jej czerń rozlewała się tak mocno, że nie dało się rozróżnić granicy między chmurami i ziemią. Po takim widoku zacząłem jechać ponad 30 km/h, aby dotrzeć jak najdalej zanim się rozpada. W Poznaniu spotkałem średniej wielkości kałuże, więc musiałem się spóźnić na deszcz. Póki nie padało, zrobiłem rozjazd po lesie komunalnym. Gdy wróciłem do domu, to dopiero po pół godzinie zaczęło... kropić. A tak straszyło.
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Próba przed Poznań Bike Challenge

108.0704:17
W końcu udało mi się zorganizować do pokonania trasy wyścigu, który odbędzie się 13 września. Nie czułem się jakoś mocno zmęczony po wczorajszej długiej wyprawie, więc postanowiłem pokonać w jak najkrótszym czasie dzisiejszy odcinek. Nie planowałem pokonać trasy maratonu w całości, ponieważ część dystansu prowadzi po mieście i będzie odbywać się pod prąd na zamkniętych dla ruchu ulicach jednokierunkowych.
Jako że temperatura była podobna do wczorajszej, to ociągałem się z wyjściem do godz. 15. Było wtedy nieco ponad 30 °C. Ruszyłem, rozgrzewając się powoli – standardową drogą przez Stare Miasto na Maltę. Spod jeziora zacząłem swoją próbę. Najpierw dość leniwie, ponieważ zacząłem odczuwać wczorajszy wysiłek. Potem jednak przyłożyłem się do pedałowania, mimo że wiatr nie sprzyjał. Pobocza oraz drogi dla rowerów były wyjątkowo słabe, ale jezdnia wyglądała na porządną. Ciekaw jestem, jak to wydarzenie będzie wyglądać przy kilku tysiącach uczestników (planują udział 2 lub 3 tys.). Dziesiątki dróg będą zamknięte na 6 godzin w kilku gminach, czego nie mogę sobie teraz wyobrazić.
Zjechałem z drogi do Gniezna, wiatr zaczął wiać w plecy. Nawierzchnia powoli przestawała być wygodna, ale dawałem z siebie wszystko. Chmury, które od pewnego czasu otaczały mnie, zasłoniły słońce. Temperatura niewiele spadła, ale jechało się lepiej w takich warunkach. Do czasu, bo na 77 kilometrze zaczęło kropić. Zatrzymałem się pod drewnianą wiatą przystanku. Z początku padało niewinnie, nawet myślałem o kontynuowaniu jazdy, ale potem tak lunęło, że cieszyłem się z suchego kącika. Po pół godzinie niebo się przejaśniło, deszcz ustał i ruszyłem. Nie dojechałem daleko, gdy znów lunęło. Na szczęście był kolejny przystanek, na którym przeczekałem burzę do końca. Zrobiło się chłodno i temperatura spadła poniżej 20 °C.
Nie wiem, jak kałuże wpłynęły na moją jazdę. Czy dodały energii, aby jak najszybciej znaleźć się w domu, czy może spowolniły mnie. Wiem tylko to, że po 100 km znalazłem się w Poznaniu i miałem średnią 25,8 km/h. Gdyby odjąć rozgrzewkę, to moje statystyki byłyby jeszcze lepsze. Po Poznaniu nie da się jeździć i średnia spadła jeszcze zanim zacząłem rozjazd. Myślę, że na mecie znajdę się w pierwszej setce. Ważne, abym nie przeciążał się. Moim limitem jest 26-28 km/h po prostej i 32 km/h z wiatrem takim jak dzisiaj. Liczę, że pogoda za miesiąc dopisze.
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Trochę dalej niż po Poznaniu

40.8101:49
Znudziła mi się jazda tylko po Poznaniu. Musiałem wyrwać się gdzieś dalej. Pomyślałem o Biedrusku. Było dzisiaj cieplej niż wczoraj, ale że wyszła wycieczka wieczorna, to i temperatura zdążyła spaść. Doczekałem się w końcu bidonu Isostara.
Ruszyłem, jak zwykle, przez las komunalny. Tuż przed nim była wielka kałuża. Teraz wiem, dlaczego krany były zapowietrzone. Przejechałem oczywiście bokiem. Do Biedruska nie było niczego ciekawego, za tą miejscowością w sumie też. Za Bolechowem skręciłem w polną drogę, po której prowadzi szlak Wielkopolskiej Drogi św. Jakuba. Potem przez Annowo, do którego biegnie wyłożona okrągłym kamieniem droga, ruszyłem w kierunku Czerwonaka. Jako że byłem nieopodal Dziewiczej Góry, to stwierdziłem, że chcę na nią wjechać. Znów trafiłem na Drogę św. Jakuba i, po kłopotach orientacyjnych na leśnym parkingu, wjechałem w pierwszą ścieżkę, po której udało mi się dojechać na sam szczyt. Niestety, wieża widokowa była od dwóch godzin zamknięta, więc niczego nie zobaczyłem. Zjechałem za to po kamienistej drodze. Gdy nawierzchnia się polepszyła, posunąłem ponad 50 km/h w dół bez pedałowania. Wydawałoby się, że taka marna górka, a jednak ma charakter. Do domu wróciłem standardową drogą.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Janowiec Wielkopolski

134.3605:50
Dzisiaj było tak upalnie, że na rower zdecydowałem się wyjść dopiero po godz. 15. I chociaż w planie miałem ponad 130 km jazdy, to nie zmieniłem zdania i wyruszyłem w kierunku Janowca Wielkopolskiego.
Na początku jechało się typowo, jak to po asfalcie. Kawałek za Poznaniem w końcu pojawiły się chmury, jednak chociaż słońce zniknęło, to temperatura nadal wynosiła ponad 30 °C. Dopiero gdy dojechałem do Mielna i wjechałem do lasu, temperatura zaczęła maleć. Pojawił się za to inny problem – jusznica deszczowa. Ten krwiożerczy owad tylko czyhał, abym wjechał w teren. Nie narzekałbym tak bardzo, gdyby droga była przejezdna i mógłbym rozpędzić się, uciekając. Tutaj tak się nie dało. Droga na całej szerokości była tak zniszczona, jakby przejechało po niej 50 czołgów. Wytelepało mną po wsze czasy. Dopiero za pierwszym zakrętem droga zaczęła nabierać kształtu. W końcu też mogłem zacząć uciekać przed tymi bestiami, a z chwili na chwilę goniło mnie coraz więcej tych małych, niegodziwych krwiopijców. To jakaś masakra. Nie odwiedzę więcej Zielonki, skoro są tam takie fatalne warunki do jazdy.
W Dąbrówce Kościelnej zaczął się asfalt i miałem spokój z owadami. W Kiszkowie zakręciłem się wokół Rynku, żeby znaleźć drewniany kościół, koło Kłecka przejechałem przez Wilkowyję (prawie jak WIlkowyje), a na wjeździe do Janowca Wielkopolskiego zauważyłem krótszą drogę do Rzymu. Może moja chęć odwiedzenia Rzymu sprzed trzech lat zrealizuje się w nie tak długim czasie?
Jedynie przejechałem przez Janowiec Wielkopolski i już byłem w drodze do Poznania. Musiałem się spieszyć, bo było późno, a przede mną jeszcze tyle kilometrów. Jak na złość te bąki znów się pojawiły, i to tak perfidnie, że na drodze asfaltowej. Już nie ma bezpiecznego miejsca, aby się przed nimi skryć. Najgorsze, że asfalt się szybko skończył, a powróciły piaszczyste, rozjechane przez 20 czołgów drogi terenowe.
Choć miałem dość terenu, to wjechałem w Popowie Kościelnym w jeszcze jedną drogę terenową. Tamtejszy piach był tak głęboki, a owady tak agresywne, że się zbuntowałem i więcej w żaden inny teren nie miałem zamiaru wjechać. Skręciłem na Skoki, a potem drogą wojewódzką przez Murowaną Goślinę (ta obchodziła dzisiaj swoje urodziny i przez centrum można było się przedostać tylko pieszo) dotarłem do Poznania. Po drodze przejechałem przez kilkanaście dróg dla rowerów, ale jechało się lepiej niż po piachu. Jak ja dawno jeździłem po zmroku...
Kategoria Polska / wielkopolskie, terenowe, setki i więcej, Puszcza Zielonka, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Dwójką po Zielonce

71.6003:26
W końcu zaczynam się powoli wygrzebywać z obowiązków i może będę miał więcej czasu na jeżdżenie, bo ten lipiec będzie bardzo słaby w porównaniu do poprzednich. Ponieważ prognoza pogody nie przewidywała opadów, to wyszedłem na rower po pracy (z wizytą w domu) i zastanawiam się, czy nie zmienić tego na wychodzenie na przejażdżkę od razu z biura, tylko wtedy musiałbym zabierać ze sobą sakwę, bo nie lubię jeździć z plecakiem.
Wywaliłem w końcu tamten przeskakujący łańcuch, choć ten, który teraz założyłem także nie jest w najlepszym stanie. Zdarza mu się przeskoczyć, a na rzadziej używanych zębatkach strasznie hałasuje. Może powinienem rozejrzeć się za jakimś używanym łańcuchem? Kupiłem też nowe linki i pancerze. Na razie udało mi się zrobić przedni hamulec i przednią przerzutkę, która wymagała szybkiej naprawy. Tylko tyle, ponieważ wymiana zajęła mi dużo czasu – przecinanie pancerzy nie jest najłatwiejszym zadaniem, gdy się operuje marnej jakości ostrzem w kombinerkach.
Dzisiaj było nieciekawie przez wstrętne owady. Nie dawały mi spokoju w Zielonce, ale może po kolei. Wyruszyłem standardowo na północ Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. Poza spotkaniem stada dzików nie było atrakcji. Nawet jednego rowerzysty na szlaku. Dopiero po wyjechaniu z terenu zaczęły się pielgrzymki rowerowe. Na szczęście na krótko.
W Trzaskowie wjechałem na Cysterski Szlak Rowerowy i w końcu w Kamińsku na szlak R-2, który biegnie z Murowanej Gośliny do Biskupic. Na chwilę po wjeździe do puszczy zaczął mnie denerwować pewien owad – jusznica deszczowa (Haematopota pluvialis), popularnie zwana końską muchą. Z początku była jedna, potem kilka. Im bardziej przyspieszałem, tym więcej się ich pojawiało. Najgorzej było na podjazdach i na piaszczystych odcinkach drogi. O zatrzymaniu się w ogólnie nie było mowy. W pewnym momencie, gdy spojrzałem za siebie, przeraziłem się. Leciało za mną 40–60 krwiożerczych bestii. Wtedy tak przyspieszyłem, że już nawet nie odwracałem głowy, tylko uciekałem, ile sił w nogach. Straszne to owady.
Nie zrobiłem ani jednego przystanku od Poznania. No, może stałem kilka razy na światłach, ale to się nie liczy. Dotarłem do Piastowskiego Traktu Rowerowego w Biskupicach, aby wrócić nim do Poznania. Bestie nie dawały za wygraną i wciąż nie pozwalały nawet na mały przystanek. Do domu wróciłem jeszcze przed zachodem słońca. Brak postojów miał na to spory wpływ.
Kategoria Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Skoki do Mielna

84.5103:46
Nareszcie. Pierwszy raz (w Poznaniu) udało mi się zorganizować i wyjść na rower po pracy. Miałem kilka nadgodzin, dlatego pozwoliłem sobie wyjść jeszcze wcześniej. Po ostatnich dwóch tygodniach niepogody przyszło słońce, i to jakie, bo temperatura sięgała 30 °C. Po tym, jak spaliłem się podczas majówki, wolałem odpuścić sobie przypadkowe opalanie. Wybrałem za cel mojej wyprawy północny-wschód – chciałem dojechać do gminy Skoki.
Coś mi strzeliło do głowy, aby wyjechać inną drogą, omijając las komunalny. Tak mi się to udało, że wjechałem na jakąś ścieżkę i zabłądziłem. Jakoś odnalazłem drogę i dostałem się do Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Droga na północ jest mi znana, także obyło się bez niespodzianek. Jedynie roślin tak jakoś więcej i z tygodnia na tydzień coraz bardziej to wszystko zarasta. A ja ostatnio, zwłaszcza po filmach Radka Kotarskiego, mam wstręt do kleszczy. Chyba zacznę ograniczać ilość terenu.
Za drogami leśnymi musiałem wjechać na wstrętne drogi dla rowerów. Aż odechciewa się przyjeżdżać w te okolice. Dopiero za Murowaną Gośliną zauważyłem drogę dla rowerów o asfaltowej nawierzchni – choć znajdowała się po lewej stronie drogi, to wyjątkowo wjechałem na nią. Nie była najlepsza, ale to dobra alternatywa dla ruchliwej ulicy.
Do Skoków dotarłem po drodze wojewódzkie – miejscami była bardzo równa, także mogłem nieco pocisnąć. Od Skoków zacząłem jechać Cysterskim Szlakiem Rowerowym, który prowadzi po kościołach architektury drewnianej. Na początku jechałem drogą asfaltową, ale przyjemność się skończyła. Poczynając od nierównej leśnej drogi, a kończąc na piachu. Dojechałem do Puszczy Zielonki, aby przejechać Duży Pierścień Rowerowy. Stanowczo zbyt piaszczyste są tamtejsze drogi.
Nie miałem zbyt dużo czasu, bo chciałem wrócić do domu przed zmrokiem. Zjechałem ze szlaku, aby dostać się do Mielna, z którego do Koziegłów prowadzi droga asfaltowa. I znów – szybkim tempem dotarłem do Poznania. Jeszcze miałem do pokonania kilka niebezpiecznych dróg dla rowerów, i w końcu dotarłem do domu, już po zachodzie słońca, ale jeszcze przed zmrokiem. Nie sądziłem, że dzisiejszy dystans będzie taki duży.

Kategoria Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Na Florydę

53.8602:23
Niedziela. W końcu mogłem normalnie wyjść na rower. Wczoraj kręciliśmy cały dzień film do nowej, interaktywnej firmowej strony internetowej, także nie miałem możliwości wyjścia. Dzisiaj pogoda dopisała jak wczoraj, więc nic nie straciłem.
Ach, jak dobrze się jeździ w butach z zatrzaskami. Kilka miesięcy czekały na ten dzień. Pojechałem przez las komunalny, w którym było pełno ludzi. Jeden taki na rowerze prawie mnie potrącił, tak mu było spieszno. Choć miał dużo miejsca z lewej, to musiał się wcisnąć między mną i drzewami po prawej. Na ciekawe wycieczki muszę omijać takie miejsca, żeby nie marnować czasu.
Przejechałem się kawałek asfaltami i już byłem na drodze terenowej. Jest ona tak blisko, że chyba często tamtędy będę jeździł. Przed wyruszeniem zapisałem sobie mapę OpenCycleMap, która mi towarzyszyła w tej podróży. Jako pierwszy cel obrałem Nadwarciański Szlak Rowerowy oznaczony kolorem niebieskim, który biegnie na północ, oczywiście wzdłuż Warty. Były leśne drogi, były drogi polne, wielbłądzie garby, po których się rewelacyjnie jeździ. Minąłem parę bubli prawnych, jak zakaz ruchu z tabliczką wyłączającą mieszkańców, mimo że po tej samej drodze prowadzi szlak rowerowy. Nazłościłem się przez bezmyślnych rowerzystów, którzy zatrzymywali się na całej szerokości drogi. Wjechałem na kilka górek, które niestety nie imponują.
Niestety dojechałem do końca drogi terenowej. Dalej był nudny asfalt bądź droga dla pieszych i rowerów. Zdarzył się zakaz wjazdu rowerem na ulicy, gdy po drugiej stronie drogi był jedynie metrowej szerokości chodnik. Dojechałem do Murowanej Gośliny. Podoba mi się tamtejszy ratusz, przez który można przejechać jak przez tunel.
Do mojego dzisiejszego celu musiałem skierować się bardziej na północ. Niestety pojechałem za daleko i tym samym pojechałem odrobinę niewłaściwą drogą. Różnica była taka, że droga terenowa zaczęła się ciut później. Wjechałem po wyłożonej kamieniami polną drogą do Puszczy Zielonki. Już w lesie jechało się bardzo przyjemnie. Zdarzyło się trochę piachu, ale nie wywróciłem się ani razu.
Floryda jest przysiółkiem, częścią wsi Kamińsko. Jest tam kilka pagórków, w tym jeziorko, przy którym jechałem po sporej skarpie. Wypatrzyłem tę nazwę przypadkiem podczas dzisiejszego oglądania szlaków na mapie, no i pomyślałem, że odwiedzę Florydę. Nic ciekawego tam nie ma poza znakiem informującym o drodze dla pieszych i rowerów, gdy droga wygląda na ulicę dojazdową.
Dalej skierowałem się do dużej pętli rowerowej po puszczy, aby zmierzyć do domu. Minąłem Dziewiczą Górę. Nie jest wyższa od tej pod Chełmem, a i widoki z wieży są bardzo nudne. Chyba za dużo gór widziałem :)
W Czerwonaku jakiś wieśniak użył spryskiwacza do szyb w swoim nudnym blachosmrodzie, ale nie trafił. Słabeusz!
Na Warcie jest stanowczo za mało mostów. Aby dostać się do domu, musiałem nadrobić szmat drogi. Najbliższy most prowadzi drogą krajową, wzdłuż której jest mało bezpieczna droga dla pieszych i rowerów. Podobno jest w planach most ciut bardziej na północ, ale to wciąż mi nie po drodze. Idealnym wyjściem byłaby przeprawa w Czerwonaku, nawet promowa.

Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery