Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Po łowicku

  157.26  07:26
Obudził mnie siąpiący deszcz, więc poszedłem dalej spać. Po ruszeniu miałem drogę usłaną lustrami kałuż i mlaskanie spod kół. Ponieważ zdecydowałem się jechać na wschód, to prażące słońce świeciło z góry i z dołu, odbijając się od mokrego asfaltu.
Jechałem drogą krajową. Ruch był bardzo mały, a doliczając do tego szerokie pobocze, jechało się całkiem bezpiecznie. Szkoda tylko, że na drogach krajowych jest taka nuda. Tylko niebo organizowało mi pokaz białych i szarych chmur, które od czasu do czasu wyglądały groźnie.
Czas szybko zleciał i dojechałem do Łowicza. Pod katedrą obejrzałem procesję z udziałem ludzi ubranych w tradycyjne łowickie stroje. Potem jeszcze orkiestra chodziła po rynku, przygrywając piosenki kościelne.
Zatrzymałem się w trzeciej restauracji, bo w pierwszej nie było wolnych stolików, a druga była zagraniczna. W moim menu znalazłem tylko jedno danie regionalne – filet z piersi kurczaka po łowicku. Był słaby i smakował kebabem. W tym mieście nie serwują dań regionalnych czy to po prostu nie był mój dzień?
Zajrzałem jeszcze do sklepiku z pamiątkami, kupując kilka praktycznych gadżetów i pojechałem szukać dworca, bo nie czułem się na siłach, aby dotrzeć do Warszawy. Jeden pociąg dopiero co odjechał, w drugim nie było miejsca na rower, więc pozostał trzeci – jadący 4 godziny później. Co ja miałem tyle czasu robić w Łowiczu? Obmyśliłem plan zrobienia pętli. Najpierw kawałek na południe po innej, mniej przyjaznej drodze krajowej. Choć kusiła mnie bliskość Skierniewic, to nie brałem ich pod uwagę ani podczas planowania, ani gdy widziałem znaki drogowe z kilometrażem. Chciałem zrobić sobie zapas czasu, aby spróbować znaleźć inną restaurację z regionalnym jedzeniem.
Trafiłem przypadkiem do Nieborowa, gdzie znajduje się pałać Radziwiłłów. Zakaz jazdy rowerem zniechęcił mnie do odwiedzenia parku, a przecież mogłem się przespacerować. Mądry ja.
Dostałem się do Sochaczewa, ale niczym mnie nie zainteresował. Zwróciłem jednak uwagę na późną godzinę, więc musiałem się ewakuować. Miałem teraz pod wiatr, co dodatkowo spowalniało jazdę. Do tego zacząłem być głodny, a po żadnym sklepie ani śladu. Gdy w końcu znalazłem się w Łowiczu, to nie było już mowy o żadnej kolacji, bo dotarłszy na dworzec, byłem spóźniony 3 minuty. Ale pociąg aż 12, więc to mnie uratowało. W pociągu zabrakło przedziału rowerowego, ale wpakowałem rower do toalety w ostatnim wagonie. Nie mój pomysł, ale bardzo praktyczne podejście, bo w przejściu zmieściłyby się maksymalnie 2 rowery, a właśnie tylu rowerzystów poza mną już w pociągu było. Tak więc 3 rowery w sezonie rowerowym przeleżały całą drogę do Poznania w toalecie. Brawo, PKP Intercity.
Kategoria Polska / wielkopolskie, Polska / mazowieckie, Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, setki i więcej, dojazd pociągiem, mikrowyprawa, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ojscn
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
5 mm to za mało
Zatrzymała mnie policja

Kategorie

Archiwum

Moje rowery