Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:41251.12 km (w terenie 9388.38 km; 22.76%)
Czas w ruchu:2197:51
Średnia prędkość:18.23 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:286433 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:496
Średnio na aktywność:83.17 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Wycieczka rowerowa (Olkusz, Krzeszowice)

  102.04  05:29
Ponieważ chcę zwiedzić również te dalsze okolice, to zaplanowałem wycieczkę do Olkusza, a powrót przez Krzeszowice. Wyruszyłem odrobinę za późno, przez co w Krzeszowicach byłem tylko przejazdem.
Jak większość miast, również Olkusz się buduje – w sensie remontuje swoją reprezentacyjną część, dlatego długo tam nie zabawiłem i ruszyłem w stronę Krzeszowic. Po drodze jednak kusiło mnie, by zobaczyć Pustynię Starczynowską. Niestety zarówno ta pustynia, jak i Pustynia Błędowska zaczynają zarastać roślinnością. Stąd też nie zobaczyłem mijanej pustyni przez drzewa, które ją otaczają. Ruszyłem przez las na południe, by ominąć drogę (wystarczająco na 94 mnie minęło aut). Droga straszna. Mimo że wjechałem po pewnym czasie na czarny szlak rowerowy, to droga była piaszczysta. Chyba te wszystkie tereny były kiedyś pustynią, a te dwie pustynie na mapach są pozostałością, która jeszcze nie porosła zielenią. Łańcuch trzeszczy od piachu, trzeba będzie go porządnie wyczyścić.
Do Krzeszowic dotarłem po zmroku. Zobaczyłem tutaj kościół św. Marcina i postanowiłem, że jeszcze tu wrócę, by na spokojnie zwiedzić to miasteczko. Tymczasem ruszyłem na południe, by ponownie uniknąć ruchu i przejechać się drogą koło autostrady. Przez środek lasu, po zmroku, z marnym światełkiem, drogą jak ser szwajcarski dojechałem do miejscowości Chrosna, skąd jest przepiękny widok nocą na Kraków :) Stąd tylko parę dróg zjazdowych i jestem w Krakowie. Na liczniku nie miałem pełnej setki, więc pierwszy raz podczas moich wyjazdów przejechałem się specjalnie na Stare Miasto, by mieć pewność, że wybije 100 km.
Kategoria Dolina Prądnika, Polska / małopolskie, setki i więcej, po zmroku i nocne, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Grota Łokietka

  57.17  03:25
Mimo nieciekawej prognozy pogody, ruszyłem w trasę. Plan był taki, by połączyć dwie trasy, których nie przebyłem w całości z 5 lipca i 12 lipca, a przy okazji z ciekawości przejechałem przez Bramę Krakowską, docierając do Groty Łokietka. Niestety nie wziąłem ze sobą pieniędzy, dlatego atrakcja mnie ominęła. Schodząc zaś ze szczytu, zszedłem drogą, którą kiedyś chciałem tutaj wejść, także można powiedzieć, że zrobiłem cztery plany za jednym zamachem :)
W trakcie jazdy zgłodniałem do tego stopnia, że jak zauważyłem drzewa wiśni, to pomyślałem, że nikt nie zauważy ;]
Chciałem zobaczyć forty Węgrzce i Łysa Góra, ale gdy jakoś je przeoczyłem, a gdy się zorientowałem, nie miałem ochoty wracać przez te pagórki. Wkrótce zdobędę forty Krakowa, mam nadzieję, że wszystkie ;D
Kategoria Polska / małopolskie, Dolina Prądnika, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Puszcza Niepołomicka

  108.65  05:25
Prognoza pogody wskazywała na deszcze konwekcyjne, a chciałem w końcu pojechać gdzieś poza Dolinę Prądnika i wypadło na Niepołomice, które to przewijały się na mapie podczas niektórych planowań. Zaryzykowałem i ruszyłem, by zdążyć przed załamaniem pogody.
Podczas jazdy ul. Wielicką, rozpędziłem się ciut za bardzo i przeoczyłem zjazd, którym chciałem rozpocząć podróż poza Krakowem. Ponieważ wybierając się do Puszczy Niepołomickiej nie miałem żadnego pojęcia co tam jest ciekawego, to wolałem przejechać najpierw przez Niepołomice. Stąd też trasa się przecina, co też wydłużyło jej przebieg.
Niepołomice, to przepiękne miasteczko. Jedno z piękniejszych jakie widziałem. Zauroczyły mnie w nim ścieżki rowerowe wydzielone z jezdni i jednocześnie pomalowane na czerwono (w Krakowie tak ładnie nie ma). Jednocześnie, gdy tam dotarłem, panował prawie bezruch – brak aut na ulicach, że można było spacerować ich środkiem. A może to dlatego, że niedziela? ;D Miasteczko jest bogate, bowiem oddało się pod inwestycje kilku firmom. Jak widać, opłaciło się, ale czy z punktu widzenia przyrodniczego jest to dobre? Nie wiem, byłem tam przejazdem. Dużo miejsc pracy w każdym razie.
Zjadłem dobrą pizzę. Kurczak z curry. Hmm, ciekawe ;]
Spotkałem oznaczenia, między innymi Puszczy Niepołomickiej, do której zmierzałem. Ruszyłem więc za tymi tabliczkami i jakoś trafiłem. Jakoś, bo w końcu ślad się urwał i miałem problem na rozdrożu. Trafiłem na polankę, gdzie było kilka oznaczonych tras pieszych i rowerowych. Wybrałem jedną z nich. W sumie zaprowadziła mnie na drogę, którą miałem wracać wedle pierwotnego planu. Ruszyłem więc na wschód, przez pachnące lasy ;D Nie miałem ochoty jeździć po drodze leśnej, więc jechałem asfaltem, który jest nadal przejezdny, a nawet był niedawno łatany (ałć, niestety nierówno).
Wróciłem przez Niepołomice, gdzie wydałem ostatnie grosze na wodę i ruszyłem do Krakowa. Tutaj już – na Lipskiej – deszcz zaczął straszyć, że nie dotrę do domu na czas. Udało się jednak i deszcz tylko postraszył.
O mało dziś nie zgubiłem licznika przy wjeździe do Niepołomic, ale wycieczka pozytywna :)
Kategoria Polska / małopolskie, setki i więcej, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Rowerem po Krakowie, odcinek siódmy

  32.66  02:51
Pogoda nie zapowiadała się ciekawie, więc wolałem nie wybierać się gdziekolwiek za miasto, jednak chciałem przetestować uchwyt. Ten akurat z początku mi nie przypadł do gustu, bo przechylał się na boki. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałem się o ukrytej funkcji – możliwości dokręcenia obręczy blokującej łożysko. Proste, a cieszy :D
Miałem ochotę zdobyć Kopiec Piłsudskiego, jako że jest on ogólnodostępny. Wcześniej jednak przejechałem się po Parku Decjusza i po Rezerwacie Panieńskich Skał (niekoniecznie jadąc ze względu na skalisty teren). Jak się dowiedziałem, rowerem na kopiec nie można wjechać, a linki do roweru nie miałem, więc pojeździłem jeszcze odrobinę po Lesie Wolskim i pojechałem nad Wisłę, a przynajmniej chciałem, bo dostałem się jedynie na wał, który dopiero się buduje i jest tam grząsko. Skończyłem na wizycie pod Wawelem i na Starym Mieście. Wybiły 4 tys. przejechanych kilometrów ;D
Kategoria Polska / małopolskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Rudawski Park Krajobrazowy

  130.26  12:07
Oto dzień, na który czekałem, by urwać się choć na trochę. Dzień zapowiadał się odrobinę deszczowy, ale mimo wszystko tego deszczu nie było. Na sam początek zaspałem i zamiast wyruszyć z rana, zbierało się południe. Dodatkowe marnowanie czasu w kolejkach sklepowych i złapanie gumy przed wyjazdem z domu jeszcze bardziej opóźniły moją wycieczkę. Dziura, najpewniej z poprzedniego dnia, w miarę sprawnie zakleiłem ją i wyruszyłem żwawym tempem na południe.
W ogóle trasę zaplanowałem wieczorem poprzedniego dnia. Wiedziałem tylko, że chcę zobaczyć Rudawy Janowickie. Nawet nie wiedziałem co mnie tam czeka i ile czasu zajmie mi zdobywanie tamtejszych widokowych "wzgórz" (tam są góry, o czym przekonałem się na miejscu).
Na przystanku, gdzie zwykle zbieramy się do wycieczek, czekali Michał z Markiem. Czekali na ludzi z forum, by udać się przed siebie, jednak nikt nie dojechał, więc wyruszyliśmy we trójkę. Oni nie mieli celu, a ja miałem, więc wyruszyliśmy w jednym kierunku. Zostałem uprzedzony o wolnym tempie. Z początku było ono uciążliwe, jednak później przekonałem się, że warto było jechać tak wolno, bo po kilkudziesięciu kilometrach już odczuwałem pokonany dystans. Gdybym jechał własnym tempem, na pewno już umierałbym w połowie drogi. Jak na złość po kilku kilometrach pękła mi dętka w miejscu, gdzie kleiłem dziurę. Tym razem guma do wyrzucenia, bo pęknięcie na szwie jest zbyt rozległe, żeby cokolwiek temu zaradzić.
Aby uprościć sobie drogę, przejechaliśmy przez Stary Jawor. Dalej typową trasą do Lipy i w Kaczorowie rozstaliśmy się. Ja od razu wypatrzyłem przepiękne widoki, których nie dojrzałem początkowo podczas innej wyprawy, gdy jechaliśmy z Jeleniej Góry (konkretnie wracając z Przełęczy Karkonoskiej). Od razu dojrzałem Cycki Bardotki (nie wiem skąd taka durna nazwa, tylko na Wikipedii znalazłem ją). Sądziłem, że Janowice Wielkie będą oddalone bardziej, ale szybko się w nich znalazłem i całkowicie przypadkiem trafiłem na drogę do Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Nawet zrobiłem zdjęcie mapy, która tam była, co odrobinę uratowało mnie, gdy sam nie posiadałem żadnej tak dokładnej. Mapy OpenStreetMap nie są zbyt dokładne i nie zawsze im ufam...
Od razu zboczyłem ze ścieżki rowerowej. Przypadek, ale chciałem zobaczyć gdzie wiedzie szlak, którym wyruszyłem. Wiódł do zamku Bolczów. Niestety była to droga niedostępna dla rowerzystów, dlatego musiałem momentami rower wnosić. Szczęście moje, że nie zawróciłem, bowiem miałem już takie myśli. Dotrwałem jednak i moim oczom ukazała się przepiękna ruina zamku :)
Po zejściu z wzniesienia (nie było mowy o zjeździe), ruszyłem szlakiem rowerowym, zatrzymując się na chwilę przy strumieniu, by odrobinę się ochłodzić. Po dotarciu do Przełęczy Karpnickiej, stwierdziłem, że nie omieszkam spróbować podjazdu na górę, którą widziałem z oddali. Piękny Sokolik :) Zdobyłem go wjeżdżając, a na zakrętach wprowadzając rower (przydałby się typowy MTB). O dziwo... na górze są stojaki do parkowania roweru! Coś zaskakującego jak dla mnie. No, ale to nie Karkonoski Park Narodowy, więc tutaj można korzystać z dobrodziejstw przyrody :)
Po skończonym zachwycaniu się widokami, w trasę powrotną zboczyłem na zachód. Tuż przed Bobrowem złapałem jeszcze jedną gumę, za co winą obarczam betonowe rowki w drodze, które nie polubiły mojego roweru. Dwa razy zdejmowałem oponę, bo za pierwszym razem nie zauważyłem, że złapałem snake'a. Taki niefart.
Nadszedł czas powrotu, bowiem zaczęło się ściemniać, a ja wciąż byłem w górach. Wyruszyłem do Janowic, zaczął mi się kończyć zapas wody. Jakież szczęście, gdy w niedzielę po 21 znalazłem sklep, który powinien być zamknięty od kilku godzin. Uzupełniłem zapas wody i ruszyłem dalej, wracając tą samą drogą.
Mijając Myślinów, zaczęły mnie niepokoić błyski. Gdy mijały kilometry, pojawiało się coraz więcej błysków, aż wreszcie zauważyłem, że są to wyładowania. Zbliżała się burza. Uznałem, że nie chcę, by mnie złapała na odludziu, bez schronienia, więc wybrałem drogę przez Męcinkę i Chroślice. Pioruny waliły wszędzie. Bez odgłosów, jedynie błyski. Dosłownie otaczał mnie ich blask. Zaczęło kropić na Nowodworskiej w Legnicy. Gdy tylko zatrzymałem się na przystanku, z którego ruszyliśmy po południu, zaczęła się prawdziwa ulewa. Nie mogłem siedzieć tam całą noc, więc założyłem kurtkę przeciwdeszczową, którą miałem na wszelki wypadek i ruszyłem do domu, kompletnie przemakając.
Uznaję wycieczkę za jedną z lepszych i wartych rozbudowania, gdy tylko wrócę w tamte strony :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, setki i więcej, po zmroku i nocne, ze znajomymi, z sakwami, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Deszczowa Środa

  83.20  07:07
Po dłuższej przerwie znalazłem chwilę, aby wyrwać się z domu. Trasę obmyśliłem na szybko, tuż przed wyjazdem, i nie do końca przebiegła zgodnie z planem, jednak nie będę narzekał właśnie na to. W drogę wybrałem się całkowicie bez wiedzy o pogodzie. Widziałem chmury na niebie, ale miałem nadzieję, że to tylko chmury, nie chmury burzowe :) Złudne nadzieje, ale o tym później.
Uważam, że obrałem zbyt długą trasę jak na mnie, bowiem po zakończeniu semestru, zacząłem więcej pracować (ale to do momentu, bo gdy wyjadę do Krakowa, będę pracował w pewnym wymiarze czasu). Łydka nadal mi dokucza, ale już nie tak jak podczas wycieczki na Śnieżkę. Potrzebuję krótszych wypraw, by nie przeciążać się.
W niedzielę planuję pojechać na dłuższą wyprawę do Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Wizyta w tych terenach korci mnie już od kilku miesięcy, ale nie wiem nawet co mnie tam spotka, dlatego przydałoby się stworzyć jakąś ładną trasę. Możliwe też, że nie do końca przebędę drogę rowerem, bo nie wiem jak to się odbije na moim zdrowiu po mało ruchliwym czerwcu, więc część trasy przemierzyłbym pociągiem.
Wracając do opisu wycieczki, to planowałem do Środy Śląskiej od dawna pojechać, a właściwie przez nią przejechać w drodze do Wrocławia. I znów ze względu na brak przygotowania nie wiedziałem co tam można zobaczyć. Szkoda, bo oglądałem tam wystawę zdjęć dawnej Środy Śląskiej oraz obecnej i miejsca te wyglądały ładnie.
Jak zwykle pobłądziłem. Przejechałem też niejedną polną drogą, choć nie tylko. Zdarzyły się i pola rzepaku czy zboża, ale więcej o tym na waypointach.
Dojechałem do Chełma! ;D Taką nazwę ma moje miasto rodzinne. Ja jednak byłem w jednej z dwóch dolnośląskich miejscowości o tejże nazwie. Malutka wieś, na mapie oznaczona mniejszą czcionką niż inne miejscowości, z XVII-wiecznym dworem. Przeczekałem tam na starym przystanku początek kapryśnej pogody, która pogarszała się z każdą godziną.
Do domu wróciłem przemoczony. Bluza i dwie kurtki mokre, nie wspominając o jednej parze spodni i butach. Powinienem bardziej uważać na prognozy pogody, a przynajmniej sprawdzać je przed podróżą :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Śnieżka o poranku

  183.17  17:52
Tak oto, bez potrzeby namawiania, zgodziłem się dołączyć do wycieczki na Śnieżkę. Razem z Bożeną, Jarkiem i Tomkiem wyruszyliśmy w piątek o 23. Tempo dużo wyższe niż podczas wycieczki z poprzedniego tygodnia, dlatego ja już zacząłem wysiadać podczas podjazdu na Kapellę i od tej pory grupa musiała na mnie co jakiś czas czekać. Liczę, że nie są źli :) Moja kondycja jeszcze jest daleko za ich wytrzymałością. Teraz całe wakacje będę jeździł po okolicach Krakowa, więc postaram się choć trochę wyrobić mięśni.
Wracając do wycieczki – bardzo piękna i udana. Nikt nas nie zatrzymał, gdy nielegalnie jeździliśmy po Parku Narodowym. Wywróciłem się tylko dwa razy, z czego tylko raz rozcinając sobie kolano. Jak na złość plastry nie chciały się kleić do moich włochatych nóg. Trzeba wykombinować coś innego. Bylebym nie musiał taszczyć dodatkowej taśmy i nożyczek...
Do Karpacza wjechaliśmy o 3 rano, a o 5:45 dotarłem (jako ostatni, rzecz jasna) do celu. Podjazd okropny, absolutnie nie na rower, więc nie dziwię się, że istnieje zakaz. Napaleńcy zaczęliby jeździć nie po bruku, a bokiem, odkrywając brutalnie glebę i pozbawiając ją roślinności. Jechałem 4 km/h, ale już pojazd pod samą Śnieżkę przebyłem pieszo. Z braku sił i zbyt dużego nachylenia kamienistej ścieżki (szybciej szedłem niż jechałem).
Na szczycie zauważyłem bufet podczas mojego obsesyjnego robienia zdjęć, a robiłem seriami, byle szybko, gdyż przemarzałem od porywistego wiatru. W bufecie wypiliśmy ciepłe napoje i, po kontakcie ze znajomymi, wyruszyliśmy z powrotem.
Przyjemnie się pędzi z górki, ale asfaltem. By uniknąć nieprzyjemnego spotkania, przyszedł pomysł zjazdu czarnym szlakiem, na którym to zaliczyłem dwie wywrotki, na szczęście bez faceplantów. Na Kapelli wyczekiwał nas Olek i ponieważ Bożena chciała pobić swój rekord ponad 200 km jednego dnia, obraliśmy kurs na terenową trasę przez Komarno, Wojcieszów Górny do Lipy. Musiałem uruchomić mój zmysł tropienia oraz intuicję, by pojechać prosto za grupą. Mimo to ktoś źle narysował symbol żółtego szlaku i zaliczyłem dodatkowy podjazd pod kamieniołom w Wojcieszowie.
Za Muchowem wjechaliśmy na kolejny szlak, gdzie spotkaliśmy znajomych znajomych ;d Dalej już starymi ścieżkami. Miałem nadzieję na 200 km, ale nie udało się, a już nie miałem siły pedałować dalej, więc wróciłem do domu, by się wywrócić i przespać :)
Zdjęcia na bikelogu Bożeny
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, ze znajomymi, za granicą, terenowe, kraje / Polska, kraje / Czechy, rowery / Trek

Przełęcz Karkonoska

  173.48  15:26
Oto pierwsza tak szalona podróż. Nawet jadąc do Jeziora Pilchowickiego pokonałem krótszy dystans. Wycieczka wraz z Jarkiem i Bożeną. Jak myślicie, przy 15 godzinach podróży o której wyruszyliśmy? Tak, wymagało to pewnego planu. Była godzina 24, gdy wyruszyliśmy :)
Widoki genialne. Te nocne, jak i we dniu. Mgły oplatające zewsząd wszelką rzecz, przepiękna panorama na Jelenią Górę i Kowary nocą, poranek nad doliną, widok na Przełęcz Karkonoską, wszystko inne, co mijaliśmy! :)
Pogoda dopisała w nocy, żadne auto nie przeszkodziło nam. W dzień tez było świetnie, nawet wystarczył podkoszulek, tylko po południu rozpadało się, przez co musieliśmy się dwa razy kryć na przystankach.
Wspaniała trasa, serdecznie polecam :) Jarek mówi, że podjazd na Przełęcz Karkonoską jest najbardziej stromym z możliwych podjazdów w Polsce. Czyli Polska jest moja! ^^
Zdjęcia Jarka aparatem Bożeny
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, setki i więcej, po zmroku i nocne, ze znajomymi, za granicą, terenowe, kraje / Polska, kraje / Czechy, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Parszowice)

  67.87  04:06
Wykonanie planu wycieczki zaplanowanej w kwietniu. Trasa niewymagająca, absolutny brak stromych podjazdów, tylko sporo terenu. Leśne dróżki, nierzadko zarośnięte, polne drogi, rozjeżdżone przez quady... Dodatkowo wiatr był dzisiaj silny i temperatura niewysoka, jednak nie zniechęciło mnie to do wyruszenia w tę trasę :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Park Krajobrazowy Chełmy

  99.42  07:47
Plan połączenia trzech tras w jedną :) Niestety góry mnie wymęczyły i wykonałem jedynie 2/3 planu. Mimo to piękne tereny odwiedziłem i w końcu mam dokładny szlak tras, którymi jeździłem ze znajomymi po bezdrożach :D Czwarty raz przejechałem się nad Groblę i drugi raz do Lipy (tutaj miałem małe problemy z przypomnieniem sobie trasy). Teraz, gdy mam funkcjonalny telefon, dokładne mapy (jeszcze kompas by się przydał ^^), to mogę zacząć podbijać świat!
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery