Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

góry i dużo podjazdów

Dystans całkowity:45838.21 km (w terenie 2975.58 km; 6.49%)
Czas w ruchu:2692:01
Średnia prędkość:16.78 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:496101 m
Suma kalorii:35974 kcal
Liczba aktywności:506
Średnio na aktywność:90.59 km i 5h 24m
Więcej statystyk

Nowy Sącz na 220

  226.79  11:23
Prognoza na dziś była optymistyczna mimo paru chmur i deszczu konwekcyjnego. Było gorąco, dużo bardziej niż podczas wycieczki do Tarnowa. Zaliczyłem wiele podjazdów, z których dwa najbardziej zatarły mi się w pamięci. Pierwszy już w Wieliczce, a drugi za Limanową. Po obydwu umierałem ;p Podjazd pod wzniesienie Jabłoniec mimo że nie był przyjemny, to widok z niego był przepiękny :)
Ruszyłem wcześnie rano – wcześniej niż tydzień temu – do Wieliczki, a stamtąd do Dobczyc. Dowiedziałem się, że jest tam zamek, który niestety gdzieś zaginął, bo o ile przed miastem oznaczenia były, to w mieście gdzieś zniknęły... Dalej mijałem Małopolski Szlak Owocowy. Mmm, ile pysznych owoców. Ale jeszcze niedojrzałe, szkoda ^^
Przez Piekiełko dojechałem do Limanowej, która przez jakieś święto policji została zakorkowana przez głupich kierowców na kilka kilometrów. Skoro jest znak nakazu jazdy w prawo przed znakiem (C1), to nie jest jednoznaczne z nakazem jazdy z prawej strony znaku (C9). No, debile krzyczeli z aut (nie na mnie na szczęście), a ja pojechałem spokojnie do przodu, mijając wszystkich dziwaków, którzy woleli stać w korku ;]
Za Limanową, chcąc ominąć drogę krajową (na której i tak były pusty przez korki w Limanowej), zjechałem w prawo, pod dużą górkę, gdzie znajduje się cmentarz z I wojny światowej i z której rozpościera się przepiękny widok na Limanową i jej okolice. W ogóle wjeżdżając na większość wzniesień, widziałem przepiękne widoki. Ach, góry ^^
Nim dojechałem do Starego Sącza, minąłem ze 3 ronda na krótkim odcinku. Piękne skrzyżowania. Niezakorkowane są bardzo użyteczne ;D A w Starym Sączu dowiedziałem się, że jest tam średniowieczny Rynek. Może gdyby nie ten cały upał (dochodziło południe), to pozwiedzałbym, a tak nie zabawiłem tam długo.
Nowy Sącz mnie nie urzekł. Ma ładny deptak, ciekawy Rynek z szybko poruszającymi się autami, ale nic więcej. Znalazłem pewną pizzerię, gdzie zjadłem za dużą pizzę i żałowałem tego do przez resztę popołudnia. Podładowałem też baterię w telefonie, bo zostało jej poła mocy, a do przebycia miałem dłuższą drogę niż ta pokonana.
Za Nowym Sączem minąłem jeszcze dwa jeziora (pierwsze koło Dobczyc) i popędziłem do Brzeska. Trochę za dużo jeżdżę drogami głównymi, ale na takie długie trasy nie mam wyjścia, bo to najszybszy sposób, by pokonać taki dystans. Szkoda tylko, że tylu spalin się nawdycham...
Zaczęła mi się kończyć woda (4,5 litra płynów już wypiłem tego dnia), w Brzesku nie znalazłem żadnego sklepu i dopiero w Bochni, gdy zza rogu wyszło dziewczę z lodem, już wiedziałem, że mam szczęście :)
Z miasta wydostałem się znanymi drogami, którymi jechałem do Tarnowa. W Krakowie trochę się pogubiłem, ale dojechałem cało do domu po 15 godzinach wycieczki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Polska / małopolskie, setki i więcej, kraje / Polska, rowery / Trek

Grota Łokietka

  57.17  03:25
Mimo nieciekawej prognozy pogody, ruszyłem w trasę. Plan był taki, by połączyć dwie trasy, których nie przebyłem w całości z 5 lipca i 12 lipca, a przy okazji z ciekawości przejechałem przez Bramę Krakowską, docierając do Groty Łokietka. Niestety nie wziąłem ze sobą pieniędzy, dlatego atrakcja mnie ominęła. Schodząc zaś ze szczytu, zszedłem drogą, którą kiedyś chciałem tutaj wejść, także można powiedzieć, że zrobiłem cztery plany za jednym zamachem :)
W trakcie jazdy zgłodniałem do tego stopnia, że jak zauważyłem drzewa wiśni, to pomyślałem, że nikt nie zauważy ;]
Chciałem zobaczyć forty Węgrzce i Łysa Góra, ale gdy jakoś je przeoczyłem, a gdy się zorientowałem, nie miałem ochoty wracać przez te pagórki. Wkrótce zdobędę forty Krakowa, mam nadzieję, że wszystkie ;D
Kategoria Polska / małopolskie, Dolina Prądnika, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Rudawski Park Krajobrazowy

  130.26  12:07
Oto dzień, na który czekałem, by urwać się choć na trochę. Dzień zapowiadał się odrobinę deszczowy, ale mimo wszystko tego deszczu nie było. Na sam początek zaspałem i zamiast wyruszyć z rana, zbierało się południe. Dodatkowe marnowanie czasu w kolejkach sklepowych i złapanie gumy przed wyjazdem z domu jeszcze bardziej opóźniły moją wycieczkę. Dziura, najpewniej z poprzedniego dnia, w miarę sprawnie zakleiłem ją i wyruszyłem żwawym tempem na południe.
W ogóle trasę zaplanowałem wieczorem poprzedniego dnia. Wiedziałem tylko, że chcę zobaczyć Rudawy Janowickie. Nawet nie wiedziałem co mnie tam czeka i ile czasu zajmie mi zdobywanie tamtejszych widokowych "wzgórz" (tam są góry, o czym przekonałem się na miejscu).
Na przystanku, gdzie zwykle zbieramy się do wycieczek, czekali Michał z Markiem. Czekali na ludzi z forum, by udać się przed siebie, jednak nikt nie dojechał, więc wyruszyliśmy we trójkę. Oni nie mieli celu, a ja miałem, więc wyruszyliśmy w jednym kierunku. Zostałem uprzedzony o wolnym tempie. Z początku było ono uciążliwe, jednak później przekonałem się, że warto było jechać tak wolno, bo po kilkudziesięciu kilometrach już odczuwałem pokonany dystans. Gdybym jechał własnym tempem, na pewno już umierałbym w połowie drogi. Jak na złość po kilku kilometrach pękła mi dętka w miejscu, gdzie kleiłem dziurę. Tym razem guma do wyrzucenia, bo pęknięcie na szwie jest zbyt rozległe, żeby cokolwiek temu zaradzić.
Aby uprościć sobie drogę, przejechaliśmy przez Stary Jawor. Dalej typową trasą do Lipy i w Kaczorowie rozstaliśmy się. Ja od razu wypatrzyłem przepiękne widoki, których nie dojrzałem początkowo podczas innej wyprawy, gdy jechaliśmy z Jeleniej Góry (konkretnie wracając z Przełęczy Karkonoskiej). Od razu dojrzałem Cycki Bardotki (nie wiem skąd taka durna nazwa, tylko na Wikipedii znalazłem ją). Sądziłem, że Janowice Wielkie będą oddalone bardziej, ale szybko się w nich znalazłem i całkowicie przypadkiem trafiłem na drogę do Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Nawet zrobiłem zdjęcie mapy, która tam była, co odrobinę uratowało mnie, gdy sam nie posiadałem żadnej tak dokładnej. Mapy OpenStreetMap nie są zbyt dokładne i nie zawsze im ufam...
Od razu zboczyłem ze ścieżki rowerowej. Przypadek, ale chciałem zobaczyć gdzie wiedzie szlak, którym wyruszyłem. Wiódł do zamku Bolczów. Niestety była to droga niedostępna dla rowerzystów, dlatego musiałem momentami rower wnosić. Szczęście moje, że nie zawróciłem, bowiem miałem już takie myśli. Dotrwałem jednak i moim oczom ukazała się przepiękna ruina zamku :)
Po zejściu z wzniesienia (nie było mowy o zjeździe), ruszyłem szlakiem rowerowym, zatrzymując się na chwilę przy strumieniu, by odrobinę się ochłodzić. Po dotarciu do Przełęczy Karpnickiej, stwierdziłem, że nie omieszkam spróbować podjazdu na górę, którą widziałem z oddali. Piękny Sokolik :) Zdobyłem go wjeżdżając, a na zakrętach wprowadzając rower (przydałby się typowy MTB). O dziwo... na górze są stojaki do parkowania roweru! Coś zaskakującego jak dla mnie. No, ale to nie Karkonoski Park Narodowy, więc tutaj można korzystać z dobrodziejstw przyrody :)
Po skończonym zachwycaniu się widokami, w trasę powrotną zboczyłem na zachód. Tuż przed Bobrowem złapałem jeszcze jedną gumę, za co winą obarczam betonowe rowki w drodze, które nie polubiły mojego roweru. Dwa razy zdejmowałem oponę, bo za pierwszym razem nie zauważyłem, że złapałem snake'a. Taki niefart.
Nadszedł czas powrotu, bowiem zaczęło się ściemniać, a ja wciąż byłem w górach. Wyruszyłem do Janowic, zaczął mi się kończyć zapas wody. Jakież szczęście, gdy w niedzielę po 21 znalazłem sklep, który powinien być zamknięty od kilku godzin. Uzupełniłem zapas wody i ruszyłem dalej, wracając tą samą drogą.
Mijając Myślinów, zaczęły mnie niepokoić błyski. Gdy mijały kilometry, pojawiało się coraz więcej błysków, aż wreszcie zauważyłem, że są to wyładowania. Zbliżała się burza. Uznałem, że nie chcę, by mnie złapała na odludziu, bez schronienia, więc wybrałem drogę przez Męcinkę i Chroślice. Pioruny waliły wszędzie. Bez odgłosów, jedynie błyski. Dosłownie otaczał mnie ich blask. Zaczęło kropić na Nowodworskiej w Legnicy. Gdy tylko zatrzymałem się na przystanku, z którego ruszyliśmy po południu, zaczęła się prawdziwa ulewa. Nie mogłem siedzieć tam całą noc, więc założyłem kurtkę przeciwdeszczową, którą miałem na wszelki wypadek i ruszyłem do domu, kompletnie przemakając.
Uznaję wycieczkę za jedną z lepszych i wartych rozbudowania, gdy tylko wrócę w tamte strony :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, setki i więcej, po zmroku i nocne, ze znajomymi, z sakwami, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Śnieżka o poranku

  183.17  17:52
Tak oto, bez potrzeby namawiania, zgodziłem się dołączyć do wycieczki na Śnieżkę. Razem z Bożeną, Jarkiem i Tomkiem wyruszyliśmy w piątek o 23. Tempo dużo wyższe niż podczas wycieczki z poprzedniego tygodnia, dlatego ja już zacząłem wysiadać podczas podjazdu na Kapellę i od tej pory grupa musiała na mnie co jakiś czas czekać. Liczę, że nie są źli :) Moja kondycja jeszcze jest daleko za ich wytrzymałością. Teraz całe wakacje będę jeździł po okolicach Krakowa, więc postaram się choć trochę wyrobić mięśni.
Wracając do wycieczki – bardzo piękna i udana. Nikt nas nie zatrzymał, gdy nielegalnie jeździliśmy po Parku Narodowym. Wywróciłem się tylko dwa razy, z czego tylko raz rozcinając sobie kolano. Jak na złość plastry nie chciały się kleić do moich włochatych nóg. Trzeba wykombinować coś innego. Bylebym nie musiał taszczyć dodatkowej taśmy i nożyczek...
Do Karpacza wjechaliśmy o 3 rano, a o 5:45 dotarłem (jako ostatni, rzecz jasna) do celu. Podjazd okropny, absolutnie nie na rower, więc nie dziwię się, że istnieje zakaz. Napaleńcy zaczęliby jeździć nie po bruku, a bokiem, odkrywając brutalnie glebę i pozbawiając ją roślinności. Jechałem 4 km/h, ale już pojazd pod samą Śnieżkę przebyłem pieszo. Z braku sił i zbyt dużego nachylenia kamienistej ścieżki (szybciej szedłem niż jechałem).
Na szczycie zauważyłem bufet podczas mojego obsesyjnego robienia zdjęć, a robiłem seriami, byle szybko, gdyż przemarzałem od porywistego wiatru. W bufecie wypiliśmy ciepłe napoje i, po kontakcie ze znajomymi, wyruszyliśmy z powrotem.
Przyjemnie się pędzi z górki, ale asfaltem. By uniknąć nieprzyjemnego spotkania, przyszedł pomysł zjazdu czarnym szlakiem, na którym to zaliczyłem dwie wywrotki, na szczęście bez faceplantów. Na Kapelli wyczekiwał nas Olek i ponieważ Bożena chciała pobić swój rekord ponad 200 km jednego dnia, obraliśmy kurs na terenową trasę przez Komarno, Wojcieszów Górny do Lipy. Musiałem uruchomić mój zmysł tropienia oraz intuicję, by pojechać prosto za grupą. Mimo to ktoś źle narysował symbol żółtego szlaku i zaliczyłem dodatkowy podjazd pod kamieniołom w Wojcieszowie.
Za Muchowem wjechaliśmy na kolejny szlak, gdzie spotkaliśmy znajomych znajomych ;d Dalej już starymi ścieżkami. Miałem nadzieję na 200 km, ale nie udało się, a już nie miałem siły pedałować dalej, więc wróciłem do domu, by się wywrócić i przespać :)
Zdjęcia na bikelogu Bożeny
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, ze znajomymi, za granicą, terenowe, kraje / Polska, kraje / Czechy, rowery / Trek

Przełęcz Karkonoska

  173.48  15:26
Oto pierwsza tak szalona podróż. Nawet jadąc do Jeziora Pilchowickiego pokonałem krótszy dystans. Wycieczka wraz z Jarkiem i Bożeną. Jak myślicie, przy 15 godzinach podróży o której wyruszyliśmy? Tak, wymagało to pewnego planu. Była godzina 24, gdy wyruszyliśmy :)
Widoki genialne. Te nocne, jak i we dniu. Mgły oplatające zewsząd wszelką rzecz, przepiękna panorama na Jelenią Górę i Kowary nocą, poranek nad doliną, widok na Przełęcz Karkonoską, wszystko inne, co mijaliśmy! :)
Pogoda dopisała w nocy, żadne auto nie przeszkodziło nam. W dzień tez było świetnie, nawet wystarczył podkoszulek, tylko po południu rozpadało się, przez co musieliśmy się dwa razy kryć na przystankach.
Wspaniała trasa, serdecznie polecam :) Jarek mówi, że podjazd na Przełęcz Karkonoską jest najbardziej stromym z możliwych podjazdów w Polsce. Czyli Polska jest moja! ^^
Zdjęcia Jarka aparatem Bożeny
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, setki i więcej, po zmroku i nocne, ze znajomymi, za granicą, terenowe, kraje / Polska, kraje / Czechy, rowery / Trek

Suchą szosą do starej radiostacji

  65.44  04:05
By odpocząć od komputera, dołączyłem do wycieczki, na pół godziny przed jej startem ;D Wspólnie z Markiem, Bożeną i Jarkiem pojechaliśmy do starej radiostacji w Stanisławowie. Ponieważ Bożena przyjechała na tzw. szosie, a Jarek założył slicki, to jeździliśmy wyłącznie po asfalcie. Pogoda dopisała, choć z powrotem wiatr był dosyć chłodny i przede wszystkim cały czas jechaliśmy pod wiatr.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, ze znajomymi, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, rowery / Trek

Park Krajobrazowy Chełmy

  99.42  07:47
Plan połączenia trzech tras w jedną :) Niestety góry mnie wymęczyły i wykonałem jedynie 2/3 planu. Mimo to piękne tereny odwiedziłem i w końcu mam dokładny szlak tras, którymi jeździłem ze znajomymi po bezdrożach :D Czwarty raz przejechałem się nad Groblę i drugi raz do Lipy (tutaj miałem małe problemy z przypomnieniem sobie trasy). Teraz, gdy mam funkcjonalny telefon, dokładne mapy (jeszcze kompas by się przydał ^^), to mogę zacząć podbijać świat!
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Czerwonym szlakiem (Leszczyna – Chełmiec)

  76.70 
Do wycieczki dołączyłem się na pół godziny przed planowanym spotkaniem, także nawet nie wiedziałem dokąd ona będzie. Coż, mogłem się domyślić, że do PK Chełmy :P Wspólnie z Bożeną, Olkiem, Łukaszem i Jarkiem wyruszyliśmy w kierunku Leszczyny, dalej czerwonym szlakiem przez radiostację na Górzec i do Chełmca, gdzie zastał nas deszcz.
To była ostatnia wycieczka bez sprawnego urządzenia do zapisu śladu GPS. Tym razem po przejechaniu 6 km za miastem mój telefon nie potrafił złapać sygnału, więc wyłączyłem Traseo. Następna wycieczka będzie o wiele ciekawsza i przyjemniejsza :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, ze znajomymi, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Powtórka z rozrywki (Grobla) cz. 2

  70.15 
Ja ma po prostu pecha. Jeszcze trochę i będę mógł przejechać tę trasę z zamkniętymi oczyma. Nigdy więcej nie uruchamiam aplikacji Traseo! Powstrzymam się od komentarza. Udało mi się dziś dojechać do domu, zapisać trasę, ale *znowu* zniknęła ona z listy. I w ten oto sposób następnym razem odpalam jedyną działającą aplikację do tworzenia śladu – iMapMyRIDE. Chyba rzeczywiście będę musiał napisać własny program na komórkę...
Na domiar złego rozwaliłem sobie kolano, które kilka dni wcześniej i tak zostało posiniaczone podczas wizyty we Wrocławiu. Muszę w końcu kupić apteczkę, bo wyjdzie na to, że będę mądry dopiero, gdy się połamię.
Aktualizacja: trasa poprawiona dzięki śladowi z 25 maja.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Powtórka z rozrywki (Grobla)

  71.05 
Chciałem wyznaczyć w końcu ślad dla trasy Wycieczka rowerowa (Grobla), jednak beznadziejna aplikacja Traseo, z której skorzystałem, usunęła trasę, gdy próbowałem ją wysłać. Po prostu trasa zniknęła z listy tras ;c
Coś mi się widzi, że przejadę się tą trasą po raz trzeci...
Aktualizacja: trasa poprawiona dzięki śladowi z 25 maja.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, góry i dużo podjazdów, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery