Wiało i padało, więc wykorzystałem dzień i załatałem kolejną dziurę w dętce, podłubałem przy błotniku i w końcu, po trzech latach, pozbyłem się wszystkich trytytek w gravelu. Nie jest idealnie, ale to zdecydowanie solidniejsze rozwiązanie.
Opady były przejściowe, więc wyszedłem na krótką przejażdżkę. Pojechałem do Lasku Marcelińskiego. Kropiło od czasu do czasu, więc odwiedziłem jeszcze zachodni klin zieleni. Tak się rozpędziłem, że dotarłem do centrum i wróciłem do domu, podziwiając zachód słońca.