Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2021

Dystans całkowity:1954.33 km (w terenie 234.23 km; 11.99%)
Czas w ruchu:97:27
Średnia prędkość:19.11 km/h
Maksymalna prędkość:56.53 km/h
Suma podjazdów:8431 m
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:61.07 km i 3h 14m
Więcej statystyk

Po burzy

21.2201:07
Trochę popadało. Jak co roku pojawiły się podtopienia. Deszcz ustał, ulice ciut przeschły, więc ruszyłem po okolicy, mijając mnóstwo zalanych wybetonowanych placów. Miałem jechać gdzieś Wartostradą, ale skręciłem na Luboń. Zaczęło trochę kropić, jednak postanowiłem wydłużyć dystans i pojechałem zobaczyć tunel pod torami. Zwykle jeżdżę Kopaniną lub Grunwaldzką, czekając nierzadko na zamkniętym przejeździe, ale może przekonam się do ciut innej drogi. Po drugiej stronie torów spotkałem się z mnóstwem udogodnień dla rowerzystów. Ulice jednokierunkowe ze świeżymi kontrapasami. Zupełnie tego nie rozumiem, bo to tylko drogi osiedlowe, na których jeździ mało aut i teoretycznie ruch powinien być uspokojony. Przecież jest tyle innych dróg, które wymagają remontu, przebudowy lub budowy porządnej infrastruktury rowerowej. Miasto absurdów.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Pachnące rosarium

41.7501:58
Miało padać, miała przyjść jakaś burza, ale poza całkowitym zachmurzeniem i spadkiem temperatury o parę stopni, nic takiego nie przyszło. Wyszedłem na krótki rower po Poznaniu. Wypadło na Cytadelę, na której nie byłem parę dni. W końcu rozkwitły róże, więc obskoczyłem chyba wszystkie rabatki. Pięknie pachniały.
Powrót do domu przez Grunwald, ale pomyślałem, żeby dokręcić do czterdziestki, więc ponownie odwiedziłem centrum. Było strasznie parno. Przy takiej wilgotności powietrza lepiej się nie zatrzymywać.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Od bajorka do jeziorka

65.2503:46
Pół wieczoru spędziłem przy moim gravelu. Zamontowałem błotniki i bagażnik. W bagażniku musiałem poprawić błąd projektowy. Debil, który projektował ten rower nigdy na żadnym rowerze nie jeździł. Bagażnik i błotniki zostały oryginalnie przymocowane jedną śrubą po każdej stronie. Niestety w tak nieudolny sposób, że większe siły działające na bagażnik lub zwyczajne przeciążenia mogły szybko urwać te śruby. Zamiana miejscami czy zwyczajne usunięcie błotnika też nie wchodziło w grę, ponieważ bagażnik nie mieścił się – musiał być oddalony o szerokość uchwytu błotnika. Wymyśliłem więc, że zetrę papierem ściernym nadmiar stali (najpewniej aluminium, bo jest lekkie, więc nie potrzebuję tego malować). Umordowałem się bez szlifierki czy satyniarki, ale udało mi się uzyskać zamierzony efekt. Jeden problem mniej. O drugim za chwilę.
Upał doskwierał. Pojechałem po Anię i ruszyliśmy na wycieczkę nad jezioro. Było tak źle, że wybraliśmy drogę możliwie zacienioną. Wybór jeziora to również nie lada wyczyn, gdy jeziora tak szybko zakwitają. Padło na Kiekrz, więc jadąc wzdłuż zachodniego klina zieleni, minęliśmy Rusałkę i Strzeszynek. Dotarliśmy, zatrzymując się przy okazji na chwilę ochłody przy budce z jedzeniem. W słońcu termometr zdążył się nagrzać do 39 °C, ale było pewnie 35. W cieniu tylko 32 °C.
Znalezienie odpowiedniej plaży nie było takie proste, ale przejechałem się po fantastycznej ścieżce. Rozłożyliśmy się w cieniu. Woda była świetna (pomijając plamy oleju, które mieniły się w słońcu) i orzeźwiająca. Aż nie chciało się wychodzić.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy klimatyzowaną restaurację, gdzie była chwila wytchnienia. Powinienem zamontować sobie klimatyzację w domu, tylko wtedy w takie dni w ogóle nie będę miał ochoty wychodzić z domu. Tak samo było latem w Japonii.
Wracając do drugiego problemu w tym rowerze. Błotnik ocierał o koło, bo oczywiście śruba się poluzowała. Bezmyślnie zaprojektowany chwyt błotnika nie ma prawa spełniać swojej prowizorycznej funkcji. Nie miałem przy sobie żadnej trytytki, więc przemęczyłem się z hałasującym defektem i wróciłem do domu. Chciałbym ten błotnik przymocować porządnie, bo mam zamysł na rozwiązanie, tylko nie mogę znaleźć części, które zaprojektowałem w głowie.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, ze znajomymi, rowery / Fuji

Muzeum Fiedlera

38.0401:44
Nie miałem ochoty na jakąkolwiek aktywność, ale nie mogłem siedzieć cały dzień w domu. Pojechałem do Puszczykowa, żeby odwiedzić muzeum, które pokazała mi Ania. Na termometrze ponad 35 °C, chociaż mocno kryłem się w cieniu. Beton nie daje ochłody, tak jak cień drzew w lesie.
Muzeum Arkadego Fiedlera znajduje się w rodzinnym domu podróżnika. Składa się na kilka sal tematycznych. Obejrzałem wszystkie, pokaźne kolekcje. Najbardziej podobało mi się w sali azteckiej, ponieważ została zlokalizowana w chłodnej piwnicy.
Ruszyłem do Wielkopolskiego Parku Narodowego, żeby się trochę ochłodzić, ale temperatura spadła najniżej do 30 °C. Mimo to było przyjemniej niż na słońcu. Z wolna pojechałem do Szrenicy, bo wypatrzyłem na rozkładzie pociąg parowy. Nie byłem zadowolony, gdy zamiast niego pojawiły się dwa zwyczajne składy spalinowe. Albo zmienili rozkład w ciągu godziny, albo spojrzałem na poranny kurs, bo według informacji Parowozowni Wolsztyn, popołudniowy kurs został tydzień temu zlikwidowany.
Nie miałem sił na nic więcej. Wracając do domu, przekroczyłem granicę Poznania. Miałem wtedy dystans równy temperaturze. Najchętniej znalazłbym się gdzieś w Nowej Zelandii.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / GT

Upalny powrót

16.0700:47
Narzekałem na wczorajszą pogodę, ale w Gdańsku jednak nie było tak źle. Po powrocie do Poznania na termometrze pokazało się ponad 35 °C. Jechałem, jak zwykle – w korku, więc co rusz chowałem się w cieniu. Było źle. Czułem się, jakbym wrócił do Japonii – latem. Ponownie wyszedłem na rower wieczorem. Dość niechętnie, ale szkoda mi było siedzieć w domu. Pojechałem tu i tam, i wróciłem.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Po Gdańsku

26.7201:35
Po wczorajszych górkach nie miałem ochoty na większy dystans. Wybrałem się na przejażdżkę po Gdańsku. Ruszyłem na Westerplatte. Było okropnie gorąco. Temperatura przekraczała 30 °C. Tak wychwalałem Gdańsk za przyjemną pogodę, a on niczym nie różni się od Poznania. Na Westerplatte dojechałem oczywiście po drogach dla rowerów, takich lepszych. Chwilę się pokręciłem, poczytałem parę tablic i wróciłem do jazdy, bo dopiero opory powietrza przynosiły orzeźwienie.
Znaki skusiły mnie na Twierdzę Wisłoujście. Niestety była nieczynna, więc pojechałem do centrum. Miałem ochotę coś zjeść. Przespacerowałem się po uliczkach Starego Miasta. Wszędzie jednak śmierdziało dymem z papierosów, więc wróciłem do kwatery i już pieszo poszedłem coś zjeść w jednym z pobliskich lokalów.

Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, wyprawy / Gdańsk 2021, rowery / Fuji

Trójmiejski Park Krajobrazowy

67.9503:53
Nie wiało i było gorąco. Ruszyłem do Gdyni. Jak zwykle zaplanowałem pętlę. Zacząłem drogami dla rowerów, ale szybko wylądowałem na ruchliwej drodze. Tutaj chyba można jeździć po chodnikach, bo nie ma odpowiednich znaków, a są jedynie zakazy. Ruch na drodze, wzdłuż której jechałem, przypominał ten z Japonii. Idealne miejsce, żeby poczuć japoński klimat na drogach.
Jechałem obok lasu, który mnie mocno kusił. W końcu dojrzałem kogoś poruszającego się równolegle do mojej drogi. Rzuciłem okiem na mapę i zmieniłem plany. Miałem jechać drogami, a zdecydowałem się poeksplorować Trójmiejski Park Krajobrazowy. Pagórkowaty teren pokryty mnóstwem różnych dróg i szlaków. Idealne miejsce na rower. Nie tylko górski, bo jest też parę asfaltów. Do tego temperatura w gorący dzień była tak przyjemna.
Spędziłem mnóstwo czasu na jeździe przez park. Tak dużo, że zacząłem się martwić. Planowałem jechać jeszcze bardziej na północ, ale skróciłem sobie drogę do Gdyni. Tam tylko pokręciłem się nad brzegiem zatoki i wjechałem na te same drogi, co kilka lat temu. Zaliczyłem jeszcze więcej terenu i mając wybór między wygodną drogą nad zatoką oraz krótszą przez miasta, wybrałem tę drugą, żeby zdążyć coś zjeść przed północą. Część dróg wyremontowali, wymieniając kostkę na asfalt. Część wciąż na to czeka. Mimo to niewiele się zmieniło. Wróciłem późno, ale cieszyło mnie, że odkryłem tak piękny park. Trójmiasto ma u mnie plusa.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / pomorskie, terenowe, wyprawy / Gdańsk 2021, rowery / Fuji

Ujście Wisły

72.4703:40
Wyskoczyłem za miasto, jeśli można tak powiedzieć, bo końca Gdańska nie było widać. Przed południem zbierało się na deszcz, potem się przejaśniło. Było ciut chłodniej niż wczoraj, ale nawet nie zakładałem bluzy.
Jechałem po drogach dla rowerów, po których biegły aż 4 szlaki rowerowe. Nie pojmuję, czemu nie próbują ich urozmaicić, aby każdy biegł inaczej. Doprowadziły mnie do Wyspy Sobieszewskiej. Trochę wiało nudą, więc wjechałem do lasów i trafiłem na świetny szlak rowerowy. Czasem piaszczysty, ale mam już wprawę. Doprowadził mnie on do ujścia Wisły. Miałem plan, by dostać się na sam koniec cypla, ale piach mnie pokonał. Miałem go dość, więc zdecydowałem o powrocie. Dostałem się nad brzeg Wisły, gdzie ścieżka uciekła w drugą skrajność. Zabetonowane kamienie tworzące nadbrzeże równie mocno utrudniały jazdę, co piach.
Wróciłem na asfalty. Zrobiłem duży objazd. Najpierw Cedry Wielkie, potem ku Pruszczowi Gdańskiemu. Przejechałem przez wiele tuneli drzew. W sumie dobrze, bo miałem kawał dystansu pod słońce. W Pruszczu chciałem coś zjeść, ale nie znalazłem nic, więc wróciłem do Gdańska po drodze biegnącej wzdłuż kanału. Kiedyś pokonałem ją w drugą stronę.

Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, terenowe, wyprawy / Gdańsk 2021, rowery / Fuji

Park Oliwski

30.5401:42
Tym razem za cel moich przygód obrałem Gdańsk. Temperatura była idealna do jazdy. Pojechałem do mojej nowej bazy wypadowej zostawić bagaż i ruszyłem na północ. W Gdańsku byłem kilka razy, więc centrum mniej więcej kojarzyłem. Wjechałem na drogę biegnącą aż do Gdyni, po której jechałem kiedyś w przeciwnym kierunku. Liczniki przejazdów rowerem przebijały poznańskie niemal czterokrotnie. Również liczba rowerzystów korzystających z infrastruktury była naprawdę pokaźna. Tam już się robi ciasno, żeby sprawnie i bezpiecznie podróżować. Niemal innowacyjne w skali kraju są też poziome znaki drogowe. W niewielu miejscach je widuję, a tam są one chyba wszędzie. Widziałem też sporo bubli i niedopracowań, że za głowę się można złapać, ale gdzie ich nie ma? Powinienem rozważyć Gdańsk na przyszłość.
Znalazłem się w Parku Oliwskim. Pierwsze wrażenie wywarł na mnie niesamowicie ogromne. Tunele drzew i kanał obsadzony żywopłotem wyglądały bajecznie. Niestety reszta parku wyglądała zwyczajnie, a już myślałem, że będzie to mój ulubiony park. Dostałem się do ogrodu botanicznego w stylu japońskim, dla którego właśnie zdecydowałem się odwiedzić Gdańsk. Brama torii wyjęta rodem z Japonii oznajmiała, że dobrze trafiłem. Było tam bardzo spokojnie, więc spędziłem trochę czasu na oglądaniu tego niewielkiego ogrodu.
Ruszyłem do Zatoki Gdańskiej. Tam czekała na mnie kolejna niespodzianka – rowerostrada wzdłuż wybrzeża. Świetnie to przemyśleli. Przyjemnie się jechało. Szkoda, że znaki kierunkowe, które widziałem tak licznie w Warszawie, są tutaj dopiero w powijakach.
Odwiedziłem na koniec Stare Miasto. Zjadłem kolację i wróciłem do siebie. Droga dojazdowa od północy jest koszmarem, więc pojechałem od południa. Było znacznie wygodniej.

Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, wyprawy / Gdańsk 2021, dojazd pociągiem, rowery / Fuji

Twardy teren

111.4006:42
Był przyjemny, dość wietrzny, ciut słoneczny dzień. Ruszyłem na spotkanie z Anią. Na dzisiaj zaproponowałem terenowy przejazd przez Wielkopolski Park Narodowy. Wjechaliśmy na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem wzdłuż Dębiny. Zwykle jeżdżę wszerz, żeby przedostać się przez Wartę. W Puszczykowie Ania pokazała mi interesujące muzeum Fiedlera, które chętnie odwiedzę pewnego dnia.
Po szybkim posiłku w piekarni, która była jedynym otwartym miejscem z jedzeniem w okolicy, ruszyliśmy do Jezior. Zwykle jeździłem tam kolarzówką po koszmarnym asfalcie, a tym razem na gravelu mogłem wjechać na całkiem wygodną ścieżkę biegnącą równolegle do drogi. Odwiedziliśmy groby powstańców, a potem skierowaliśmy się do Jarosławca. Plan zmodyfikowany przez Anię zakładał ciut krótszą drogę, a przez nieuwagę poprowadziłem po żółtym szlaku wokół Jeziora Jarosławieckiego.
Dostaliśmy się do Szreniawy, gdzie jest kolejne muzeum – tym razem rolnicze, przepełnione mnóstwem atrakcji. Wygląda na to, że warto je odwiedzić. Udało nam się trafić na przejeżdżający pociąg. Potem podjechaliśmy pod zabytkową wieżę widokową. Niestety nieczynną, ale tabliczka na budowli przykuła uwagę Ani.
Dalszy plan prowadził do Trzebawia. Dwukrotnie spadł mi łańcuch, który nie dał się tak łatwo nałożyć. Oby to się nie powtórzyło, bo łańcuch porysował mi ramę. Po Pierścieniu Dookoła Poznania dostaliśmy się do Mosiny. Tam zjedliśmy i ruszyliśmy ku Rogalinowi, zbaczając mocno w teren. Sporo dębów rogalińskich wyglądało na martwych. Dalej lasami na północ i byliśmy z powrotem w Poznaniu. Umordowałem się dzisiaj. Gravel w terenie nie był wygodny.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, terenowe, ze znajomymi, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery