Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po zmroku i nocne

Dystans całkowity:43902.83 km (w terenie 3119.11 km; 7.10%)
Czas w ruchu:2276:53
Średnia prędkość:19.17 km/h
Maksymalna prędkość:70.40 km/h
Suma podjazdów:296744 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:108246 kcal
Liczba aktywności:557
Średnio na aktywność:78.82 km i 4h 07m
Więcej statystyk

Wycieczka rowerowa (Pęcław)

  142.98  06:10
Jako że prognoza na piątek wskazuje deszcz, to zaplanowałem wykorzystać właśnie dzisiejszy dzień. Było pewne "ale", które wolałem wyeliminować. Musiałem wymienić łańcuch, ponieważ na obecnym już i tak za długo jeździłem (metoda trzech łańcuchów). Dodatkowo muszę wymienić przednią obręcz, bo na tej daleko nie zajadę.
Wizyty w Worbike'u nie należą do najmilszych, co potwierdziła także ta dzisiejsza. Musiałem swoje odczekać zanim ktoś zajrzał do roweru. Według mnie nierównomiernie obracająca się oś tylnego koła nie jest czymś normalnym, ale serwisanci tkwią w innym przekonaniu. Pożyjemy – zobaczymy. Mój łańcuch otrzymał za to solidną porcję czarnej paćki i wątpię, aby operacja została wykonana na czystym napędzie (przyjechałem przecież tu po nowy łańcuch, a dostałem gratis możliwość wybrudzenia rąk podczas domowego przeglądu).
Co do przedniego koła, które chcę wymienić w całości, to nie mieli... Będą dopiero sprowadzać części, a jeszcze co to wyszło z moim tylnym kołem – nikt nie pamiętał, aby takie mieli na składzie, gdy składali mi napęd miesiąc temu. W końcu doszli, że to koło mogło wisieć na warsztacie kilka miesięcy i było zaplatane na miejscu. Także będę musiał dodatkowo poczekać na przednie (chciałbym, żeby były jednakowe).
Jak w końcu udało mi się wymienić łańcuch po dłuższej walce z nową spinką, która nie chciała się zapiąć, to było późno. Postanowiłem więc, że będzie to wycieczka nocna, na której już od dłuższego czasu nie byłem. Nie było zbyt ciepło, bo raptem 15 °C. Wyruszyłem na trochę przed godz. 16 starymi drogami do Raszówki. Tam chwilkę pomyślałem nad dalszą drogą i stwierdziłem, że szybciej będzie asfaltem, bo czas mnie goni. Wpadłem jednak na czerwony szlak wokół Lubina zmierzający w las i nim też ruszyłem. Szlak gdzieś uciekł, a droga zaczęła być niewygodna. W końcu wyjechałem i od Raszowej już asfaltem w kierunku Lubina.
W mieście zostałem przywitany zakazem wjazdu rowerów i, o zgrozo, slalomem. Dzięki temu Lubin zyskał u mnie miano posiadacza najgorzej rozwiniętej infrastruktury drogowej. Ostatnim razem taki slalom miałem we Wrocławiu rok temu, ale tam ścieżka rowerowa miała kilka kilometrów, a tutaj trzeba co 200 metrów zmieniać stronę jezdni. Nie dziwię się miejscowym, że mają prawo w głębokim poważaniu.
Trwa przebudowa Parku Wrocławskiego. Niestety ignorancja zarządcy inwestycji spowodowała, że wjechałem do tego parku, ponieważ znak drogi dla rowerów nie jest zasłonięty, a dodatkowo brama z zakazem wstępu była otwarta w ten sposób, że ów zakaz był niewidoczny. Wydłużyło to moją podróż o niepotrzebne przywitanie się z triceratopsem.
Pomimo tych mankamentów można przejechać miasto bez zsiadania z roweru przy dobrych wiatrach. Jedynie obok Tesco jest przejście dla pieszych bez przejazdu rowerowego.
Droga do Rudnej bardzo wygodna. Zachwalam sobie ją i podejrzewam, że dane mi będzie jeszcze nie raz przejechać się po niej. Minusem było to, że wjechałem na Wzgórza Dalkowskie. Szczęście, że na część mniej pagórkowatą.
W Rudnej pomyliły mi się drogi, ale na szczęście złapałem szybko kurs na Krzydłowice. Byłem tu ostatnio we wrześniu, ale ruina pałacu nadal się trzyma. Z ciekawości poszukałem dobrego kadru, żeby uchwycić zabytkowy kościół.
Czas leciał, a ja jechałem dalej. Słońce na szczęście jeszcze trzymało się wysoko nad horyzontem. Minąłem drogę wojewódzką i po pewnym czasie zaczął się wybrukowany odcinek do miejscowości Bucze. Dobrze, że kamień był drobny i nie ciążył podczas jazdy. Później asfalt wrócił, a ja zachwycałem się zielenią. Gmina nie wygląda na bogatą, dużo rolnictwa, kanałów wodnych i w ogóle wody. Miałem okazję przypatrzeć się nawadnianiu pól wodą z pobliskich zbiorników wodnych. Woda podawana tzw. papajkiem, choć nie wiem czy ta nazwa jeszcze funkcjonuje. Nie mogę znaleźć niczego interesującego w internecie (dziwne).
W końcu dojechałem do samego Pęcława, choć martwiło mnie, że już ponad 60 km przejechałem i go nie było. Zatrzymałem się na rozdrożu, żeby spojrzeć na mapę, bo wieś nie jest zaskakująca. W oddali usłyszałem zdawkowe "zgubił się", ale czy ktoś, kto ma mapę się gubi? Chyba ten, który jej nie ma, bo ja mapy używam do planowania, a w takiej wsi ciężko się zgubić. Ruszyłem szybko do Białołęki spojrzeć na znajdujący się tam kościół. Powrót już mi się nie podobał, bo jechałem pod wiatr. Miałem tylko nadzieję, że będę przejeżdżał przez dużo lasów, żeby uniknąć ciężkiej jazdy.
Sądziłem, że te rejony nie są atrakcyjne ze względu na swoje położenie. Jak bardzo się myliłem, gdy raz za razem mijałem rowerzystów. Zielona kraina przyciąga rzesze turystów. Jest tutaj kilka szlaków rowerowych, w tym niebieski rowerowy Szlak Odry, a mnie dane było przejechać się częściowo szlakami zielonym i czerwonym. Jeszcze chyba podczas żadnej wycieczki nie minąłem takiej ilości rowerzystów. A miałem ponarzekać na dwójkę tych, którzy mi nie pomachali po wjechaniu do gminy. Poza nimi jednak już każdy rowerzysta wymienił się ze mną pozdrowieniem.
Na mapie kusił mnie Chełm i ponieważ słońce wciąż było wysoko na niebie, to ruszyłem w jego kierunku. W miejscowości Piersna zboczyłem z drogi wojewódzkiej, żeby zobaczyć kościół, a przy okazji przeczytałem o nim trochę informacji na tablicy. Miejscowość, jak i kościół mają początki swojej historii w XIII w. Dowiedziałem się też skąd te oznaczenia miejsc zbiórki oraz dróg do ewakuacji, które licznie mijałem. Odbudowa kościoła po pożarze w XVII w. trwała wiele lat przez nawiedzające tamte tereny powodzie. Nie chciałbym mieszkać w takim miejscu, nawet jeśli jest piękne, zielone i przyjazne.
Na mapie wyznaczyłem nową drogę. Aby dotrzeć do kościoła w Szymocinie, musiałem przejechać po kolejnym bruku. Tym razem bardzo niewygodnym, dlatego starałem się wykorzystywać pobocze, gdy tylko roślinki mi na to pozwalały. Towarzyszył mi też zielony szlak rowerowy.
Z Trzęsowa do Orska zaplanowałem dostać się drogą gruntową. Gdyby nie ten piach, to byłaby wygodna do poruszania się. Tak źle jednak nie było i szybko dostałem się do samego Chełma, już trzeciego, który odwiedziłem i drugiego na Dolnym Śląsku.
Pozostało mi wrócić do domu, bo nie miałem więcej żadnych planów. Jechałem, podziwiając zachód słońca, który przez moje pomarańczowe szkła okularów był jeszcze piękniejszy.
Robiło się coraz chłodniej, a moje stopy coraz bardziej przemarzały. Za Rudną było 8 °C. Przez Lubin przejechałem drogą krajową, bo nie miałem ochoty pchać się na jakiekolwiek ścieżki rowerowe, choć i tak coś mnie podkusiło, żeby na Legnickiej wjechać na taką jedną – idiotyczną. Rowery namalowane na niej sugerowały, że można wjechać pod prąd na jednokierunkową ul. Legnicką. Pomysłowe. Dalej drogą krajową przy 5-stopniowej temperaturze jakoś dojechałem na obwodnicę, żeby ominąć dziury. Mimo pięknego księżyca, który przyświecał mi drogę nie chciałem dryblować po zniszczonej ul. Poznańskiej.
Coraz dalej mam do niezaliczonych gmin. Kolejna będzie na pewno Olszyna, albo może Węgliniec? A mam jeszcze całą Kotlinę Kłodzką do objechania. Nie mogę narzekać na brak planów. Mogę za to ponarzekać na odległość tych miejsc...
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, setki i więcej, rowery / Trek

Przełęcz Okraj

  180.42  08:31
Ponieważ majówka się nie udała, to miałem okazję dołączyć do wyprawy na Przełęcz Okraj. Wcześnie rano, bo o godzinie 7 na skrzyżowaniu stawili się – Bożena, Łukasz, Jarek, Piotrek i Ania. Starą trasą ruszyliśmy do Bielowic, a później przez Stary Jawor na drogę krajową nr 3, na której prędkość nie schodziła poniżej 30 km/h (Bożena narzekała przez to na nudę). Później parę podjazdów i do Kamiennej Góry prowadziłem ja, trzymając się stałej średniej 29,5 km/h :P
W Kamiennej Górze przerwa i obieramy kurs przez wioski aż do Jarkowic, w których Jarek ustala, że wjeżdżamy na czarny szlak rowerowy. Nie była to najlepsza pora, bowiem jest tam wycinka drzew i droga kompletnie nie nadawała się do jazdy rowerem, także ponad kilometr drogi raz prowadziliśmy rowery, raz wjeżdżaliśmy.
Na rozdrożu znów trafiamy na "Szlak Liczyrzepy" ER-2 (ciągle wydawało mi się, że to ER-4). Jedziemy nim ciągle w górę, mijając liczne strumienie. Od czasu do czasu zaczynają pojawiać się zapierające dech w piersi widoki. Najpierw tylko przez drzewa, a później – już na wykarczowanych zboczach – widać piękną panoramę. Oczywiście robimy sobie często przerwy. Zbaczamy ze szlaku rowerowego, żeby ścieżką na granicy polsko-czeskiej zjechać prosto na przełęcz. Było dużo wody, kamieni i trochę śniegu, ale wszyscy dotarliśmy do celu, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia.
Czekał na nas ponad 10-kilometrowy zjazd do Kowar. Myślałem, że przemarznę, ale tak się nie stało. Mam problemy z zakrętami i na jednym się nie wyrobiłem. Na szczęście skrajnia była duża i na niej się zatrzymałem. Później już zwalniałem jak tylko mogłem.
Od Kowar były piękne widoki na Śnieżkę, na której nadal zalega śnieg. Ja tradycyjnie zaczynam odstawać od grupy. W Jeleniej Górze peleton nie jedzie przepisowo, a ja żeby nie odstawać od reszty i przede wszystkim nie zgubić ich – robię to samo...
Po postoju pod sklepem ruszamy z powrotem do Legnicy. Na początek Kapella, którą zdobywam jako ostatni. Dalej zjeżdżam sam, bo peleton na mnie nie poczekał. Spotykamy się dopiero w Starej Kraśnicy. Stąd jedziemy przez Górzec, zjeżdżając szutrami. Po wycieczce z Bożeną, Jarkiem i Łukaszem jedziemy na pizzę (a w sumie cztery pizze), która po całym dniu wyczerpującej jazdy wynagradzała wysiłek.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, po zmroku i nocne, setki i więcej, ze znajomymi, terenowe, rowery / Trek

Odreagować

  90.71  03:52
Nie udało się, bo odkładałem to na ostatnią chwilę. Musiałem być pewny, że nie będzie lało jak z cebra, że będę mógł ruszyć i przejechać taki dystans. Nie udało się. Obdzwoniłem kilka miast za noclegami i nic. Planowałem taką piękną majówkę, a wyszło, że nie mam w tym roku majówki.
Musiałem odreagować. Najpierw pomyślałem o wyjściu gdziekolwiek, ale po co mam wychodzić, skoro mogę pojechać? Zwłaszcza, że jutro ma padać. Sprawdziłem kierunek wiatru, odmierzyłem palcem na mapie odcinek – Lipa, zwiększyłem go – Kaczorów, jeszcze trochę i Jelenia Góra. Szybkim tempem zacząłem swoją jazdę. Za Warmątowicami Sienkiewiczowskimi spotkałem Izę i Monikę, więc kawałek z nimi przejechałem. Później podjazd asfaltem na Górzec i dalej do Lipy. Byłem już zmęczony i zapadł zmrok. Myślałem o odbiciu na Starą Kraśnicę, ale przekonałem siebie do zrobienia ostatniego podjazdu, żeby później jechać już tylko w dół i w Kaczorowie skręcić na Wojcieszów. Opłacało się, bo odrobiłem średnią. Zmęczony wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, po zmroku i nocne, ze znajomymi, rowery / Trek

Ognisko II

  20.76  01:08
Zaplanowane z okazji urodzin Jarka. Umówiliśmy się u Ani, a później wraz z nią, Jarkiem, Bożeną i Łukaszem pojechaliśmy do Pątnowa Legnickiego, gdzie skręciliśmy w teren. Czekało tam przygotowane miejsce na ognisko-niespodziankę. Kto nie był niech żałuje :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Test nowego napędu

  41.59  01:43
Zaszedłem rano do Worbike'a zapytać o dostępność czasową serwisantów. Po pół godziny rower trafił w ich ręce, ja tylko powiedziałem co do czego i pospieszyłem na uczelnię. Kilka godzin później miałem gotowy rower. Przeszedłem z wolnobiegu na kasetę (11-28), wymienione zostały: tylne koło, korba, łańcuch oraz kółka tylnej przerzutki. Choć wydałem sporo, to jestem zadowolony, ponieważ wszystko chodzi płynnie jak nowe :D Musiałem jedynie obrócić jedno z kółek w przerzutce, bo łańcuch ocierał o wózek, ale myślę, że robota została zrobiona dobrze.
Wyszedłem wypróbować rower na dłuższym dystansie i z powodu wiatru zachodniego skierowałem się na Chojnów. Miała to być tylko maleńka pętla przez Miłkowice i Studnicę, ale się zagapiłem i byłem już w Niedźwiedzicach nim zauważyłem, że się rozpędziłem. Uznałem, że już dokończę trasę przez Chojnów.
Powrót po zmroku, a w dodatku wiatr wynikający z oporów powietrza wiał jakby z boku albo tylko mi się wydawało. Na prostych i z górki mknąłem jak wczoraj, więc nawet ładna średnia wyszła jak na moje możliwości :P
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla przez Słup

  53.89  02:22
Ach, tak to już jest. We wtorek dopadło mnie słodkie lenistwo po dwóch z rzędu dniach dłuższej jazdy i nie wyszedłem na rower. Wczoraj, mimo szczerych chęci na wycieczkę wieczorną, zaczęło padać i tak dopiero dzisiaj mogłem sobie pozwolić na krótką wycieczkę pod Legnicą. W sumie nie była taka krótka, bo nie mogłem się powstrzymać :D
Wybrałem za cel Słup, bo wiatr wiał z południa. Uznałem, że jakoś przecierpię jazdę w kierunku gór. W sumie nie było tak źle. Ponad 20 km/h na prostych wyciągałem.
Koło zalewu odbiłem do wsi, bo chciałem zbadać jedną drogę, którą jeszcze nie jechałem. Zdziwiłem się, gdy wyjechałem na betonowe płyty, którymi zwykle podjeżdżamy grupą w drodze do Męcinki. Może innym razem będę miał więcej szczęścia.
Zatrzymałem się przed drogą powiatową, żeby namyślić się dokąd jechać dalej. Przyszło mi do głowy Pomocne przez Górzec, a później Chełmiec szutrami również przez Górzec. W Męcince już się rozmyśliłem i uderzyłem na Jawor, z którego chciałem wrócić przez Legnickie Pole do domu. Moje niezdecydowanie wynikało ze złego stanu napędu rowerowego. Łańcuch dzisiaj zaczął strasznie przeskakiwać, a jego apogeum przypadało na drogę od Słupa aż do domu. Najgorzej było na podjazdach i jeździe poniżej 20 km/h... Myślę, że w najbliższych dniach zaciągnę maszynę do serwisu. Przejechałem prawie 10 tys. km i nie stosowałem się do żadnych porad ratunkowych odnośnie prawidłowej konserwacji łańcucha. Chcę spróbować metody trzech łańcuchów, aby utrzymać napęd w sprawności przez dłuższy okres. Brakuje mi tylko małego warsztatu, w którym mógłbym dłubać przy rowerze nie zważając na brak wentylacji czy brudzące się przedmioty w mieszkaniu.
W Jaworze zgubiłem się, przez co okrążyłem całe miasto nim trafiłem na drogę do Godziszowa. A ja myślałem, że już znam to miasto. Może to zmierzch mi namieszał w głowie? Bądź co bądź jechałem dalej, a ponieważ miałem już z wiatrem, to na liczniku nie schodziłem poniżej trójki z przodu prędkościomierza (pomijając podjazdy, rzecz jasna).
Zamiast Gniewomierza wybrałem Księginice. Prace nad elektrownią wiatrową prą do przodu. Jeden słup już stoi, a wiatrak leży pod nim, czekając aż go usadowią na miejscu. Olbrzymie ma ramiona, fascynujące :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Do Marianówki

  24.22  01:30
Na urodziny Bożeny. Planowałem wyruszyć wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach, ale źle rozplanowałem czas i nie wyszło jak chciałem.
Wyruszyłem po godz. 16, opakowany w sakwy, pędząc co sił w nogach po starej trasie, którą ostatnio dotarłem z grupą do Marianówki. Za miastem zaczęło się robić mgliście, a już na samym szczycie mgła uniemożliwiała podziwianie krajobrazów.
Koło Sichówka minął mnie Łukasz. Później tuż przed Stanisławowem Bożena. Niestety oboje autami. Gdy dotarłem do radiostacji, wypatrzyłem ślad opon rowerowych, czyli dobry znak, bo nie byłem jedyny :D
Szczyt ośnieżony, że prawie przejechałem dróżkę, na której i tak było niewiele śladów. Dopadła mnie kolka, tuż przed ścieżką, ale wytrwałem i dotarłem na miejsce. W chatce już ciepło, można było się ogrzać i napić gorącej herbaty.
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, z sakwami, kraje / Polska, rowery / Trek

Test nowych opon

  27.11  01:26
Postanowiłem pójść dzisiaj do Worbike'a, żeby sprawdzić jakie polecą mi opony. Raczej nie mieli dużego wyboru i zaproponowali mi zwijane Meridy za 80 zł ze zniżką 25%. Kupiłem je trochę spontanicznie, ale nie narzekam. Z szerokości 35C przeszedłem na 40C, więc trzeba będzie pobawić się licznikiem.
Wymiana opon trwała godzinę, z trudem założyłem je, bo wciąż uciekały. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia. Plus – nie potrzebuję już łyżek :D
Mimo deszczowej pogody wyszedłem z domu, żeby przetestować nowe opony. Plan był, aby sprawdzić najpierw asfalt i później teren, więc postanowiłem wjechać na moją ulubioną drogę do lasów lubińskich, a z niej na kuszącą leśną dróżkę. Kałuż dużo nie było, ale że mam jeszcze błotniki, to nie musiałem się obawiać. Błota też nie było, choć obawiałem się, że z tymi większymi oponami, gdy błoto osiądzie pod błotnikami, to będzie ciężko.
Dojechałem do zaplanowanej drogi, ale nie pokonałem jej całej. Odbiłem na drogę, która doprowadziła mnie do Pątnowa Legnickiego. Spróbuję innym razem, aby dotrzeć do rezerwatu Błyszcz.
Ponieważ był już zmrok, trzeba było włączyć oświetlenie. Jeszcze w Legnicy zauważyłem, że coś jest nie tak z przednią lampką, bo wisiała pod kierownicą (guma pod obejmą schudła). Zniknął biały odblask, który ją przytrzymywał. To druga rzecz, która mi w dziwnych okolicznościach znikła. Pierwszą jest korek z kierownicy, którego brak odkryłem też dzisiaj, ale pewnie odpadł on po mojej tegorocznej glebie. Wyciągnąłem lampkę, którą miałem w kieszeni (schowałem ją, żeby tak nie latała) i zacząłem kombinować jak ją przymocować. Na szczęście mam w sakiewce plastry, więc wykorzystałem kilka i unieruchomiłem oświetlenie.
W Legnicy znów dałem się skusić drodze, którą jeszcze nie jechałem. Oznajmiała "droga 94", więc, myśląc, że nie wydłużę sobie za bardzo trasy, dojechałem do Kunic. I ponieważ przypomniałem sobie drogę krajową nr 94, to nie miałem ochoty nią jechać, więc zacząłem szukać innej. W ten sposób dojechałem do Ziemnic. Uznałem, że nie będę jechał jeszcze bardziej na południe i ponieważ byłem już na znajomym wzniesieniu, to ruszyłem w dół do Legnicy. Niestety zaczęło kropić i gdy minąłem skrzyżowanie Alei Rzeczypospolitej, deszcz się wzmógł, więc wróciłem przemoczony.
Wrażenia z nowych opon? Wydaje mi się, że mniej czuję nierówności na drodze, ale może to tylko złudzenie... Opony można założyć w jedną lub w drugą stronę, aby uzyskać szybkość lub trakcję. Ja wybrałem szybkość, bo teren, to raptem 10% moich kilometrów. Mam nadzieję, że przejadę na nich trochę większy dystans niż na poprzednich :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Osiedle Białe Sady

  8.71  00:33
Bo nie byłem :D Mieszkam w Legnicy kilka lat, ale jeszcze nie przemierzyłem jej całej. Niedawno przeglądając artykuły na Wikipedii, natrafiłem na tytułowe osiedle. Postanowiłem, że dzisiaj się po nim przejadę. Dodatkowo od jutra ma być ocieplenie i trochę deszczu, toteż pogoda nie na rower. Jest tyle śniegu, że nie ma mowy o jeździe podczas odwilży.
Jak zwykle wybrałem się do Parku Miejskiego. Stamtąd chciałem jakoś udać się w kierunku Osiedla Asnyka, toteż wybierając przypadkowo boczną drogę, wjechałem na Władysława Grabskiego. Postanowiłem sprawdzić drogę w Lasku Złotoryjskim. Ciężko się jechało, a na dodatek jeszcze nigdy się tak nie ślizgałem w śniegu jak tam. Zupełnie jakbym miał slicki i przełożył środek ciężkości na przednie koło.
Wyjechałem z Lasku i dotarłem do Złotoryjskiej, dzięki czemu dowiedziałem gdzie jestem. Przez Asnyka wjechałem na docelowe osiedle, ale ponieważ był zmrok, a nie znałem rozkładu dróg, to, po powrocie do punktu wyjścia, zacząłem zmierzać w kierunku domu. Dawno byłem na Lotniczej, bo zauważyłem nową budowę bloków mieszkalnych. Ja jednak wolałbym zamieszkać we własnym domu niż mieszkaniu z sąsiadami za ścianą lub za sufitem.
Kategoria po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Góry koloru jesieni

  209.99  11:18
Jeszcze tydzień temu wpadł mi do głowy ten wyjazd, ale ze względu na prognozę temperatury poniżej 5 °C w górach, zamieniłem plan na lasy lubińskie. Prognoza na dziś była optymistyczna (temperatura do 15 °C), więc uznałem, że jadę w góry! Dystans oscylował w granicach 170 km, więc trzeba było wstać wcześniej. Nie udało mi się to i zamiast wyruszyć o godz. 8, pospałem 2 godziny dłużej. Czułem, że brakuje mi energii i nie jechałem tak szybko, jak w trakcie ostatnich wypraw. Mimo że było już przedpołudnie, to na ulicach martwo. Przez cały dzień minęło mnie bardzo mało aut, dzięki czemu mogłem omijać dziury w asfalcie całą szerokością pasa.
Uznałem, że asfaltami przez Górzec jest najszybciej. Trwają tam jakieś prace. Ciekawe co budują. Wygląda mi to na fundamenty słupów elektrycznych. Jeśli rzeczywiście je tam postawią, to tak wiele pięknych drzew zniknie stamtąd... A momentami widok jesieni na Górzcu był olśniewający. Zwłaszcza w pewnym miejscu rośnie jeden gatunek drzewa (nie pamiętam jaki) i wszystko wygląda jak wyłożone złotem :)
Na szczycie wpadłem na pomysł, aby sprawdzić drogę, która teoretycznie mogła być skrótem. Nie miałem ochoty na zjazd do Pomocnego i ponowny podjazd. Pomyliłem się i dojechałem bardzo ładnymi, choć błotnymi drogami leśnymi do Jerzykowa. Przez tę omyłkę czekał mnie ponowny podjazd. Ale jeszcze tam wrócę i na upartego odnajdę ten skrót ;]
Standardowo do Jeleniej Góry przez Kapellę. Na szczycie już wiedziałem, że prognoza pogody sprawdziła się – Kotlina Jeleniogórska jest osnuta mgłą, na szczęście delikatną. W dole tego nawet nie widać, przynajmniej nie za dnia. Zrobiłem małe zakupy i chciałem dostać się na drogę krajową przez Cieplice i Sobieszów. Niestety niepotrzebnie skręciłem za dworcem w prawo i wydłużyłem sobie drogę. Od Piechowic droga była mi ciut znana, bo jechałem tędy kiedyś, choć autokarem.
Nie mam szczęścia do Szklarskiej Poręby. Nie wiedziałem jak ją ugryźć, więc nie było zwiedzania i ruszyłem dalej. Po drodze znalazłem dobrą mapę z wyznaczonymi drogami rowerowymi. Jest ich tutaj naprawdę dużo! I są nawet dobrze oznaczone, dzięki czemu kilka kilometrów dalej uniknąłem wjeżdżania na złą drogę (zrobiłem wcześniej zdjęcie mapy). Dojechałbym pewnie do kopalni "Stanisław" i tyle byłoby z mojej wycieczki.
Droga do Jakuszyc była mokra, ale to pewnie górski standard. Wjechałem na szlak rowerowy nr 13 (zaplanowałem przy mapie, że będę się trzymał 10. i 13.) i starym asfaltem dojechałem do Schroniska Turystycznego "Orle". Musiałem się zatrzymać, bo mostek miał luzy i potrzebowałem go wyregulować, a dodatkowo włożyć dodatkową bluzę. Podmuchy wiatru raz były ciepłe, a za chwilę chłodne i chciałem tych drugich unikać.
Drogą gruntową do Hali Izerskiej, skąd pięknie widać złotą jesień. Drzewa pięknie pokolorowane, aż chce się zatrzymać na dłużej. Jeszcze jak zachodzące słońce oświetlało drzewa, mmm... Dalej do Polany Izerskiej, na której widziałem zachód słońca. Nie wyobrażam sobie spacerować po tych górach, są zbyt płaskie jak na piesze wędrówki. Takie drogi, to tylko rowerem. Dalej kawałek asfaltem Nową Drogą Izerską i w dół Starą Drogą Izerską, którą rowerem można tylko w jedną stronę przejechać. Trzeba było od czasu do czasu zsiąść przez kamienie, kłody lub strumienie. Wjechałem na upatrzoną na mapie drogę asfaltową i nią zjechałem do drogi wojewódzkiej. Ale stąd rozciąga się piękny widok na Świeradów-Zdrój. Trzeba tylko dobrze się przyglądać, bo drzewa są tam wysokie ;)
Jadąc, zostawiałem za sobą nieodwiedzone miasto, nad nim płonący nieboskłon, a przede mną tylko mrok i światło lampki rowerowej. Dojechałem do Rozdroża Izerskiego. Tutaj to planowałem odbić jakimś sposobem na północ do Pilchowic. Nie miałem żadnego planu, gdy wyjeżdżałem z domu. Miałem nadzieję, że na tej polanie odnajdę mapę ze szlakami. Tak też się stało i zaplanowałem drogę przez jakąś przełęcz, czyli kolejny podjazd. Po założeniu drugiej pary skarpetek (wystarczyło na początek, później przemarzałem w stopy) miałem ruszać, ale zaczepił mnie facet w aucie. Zasugerował mi, żebym wybrał asfalt zamiast drogi terenowej, bo jeśli coś stałoby mi się, to pozbieraliby mnie dopiero rano. Zdecydowałem, że będzie to rozsądne wyjście i wybrałem asfalt do Szklarskiej Poręby. Nie lubię przemierzać tej samej drogi dwukrotnie, dlatego postanowiłem wrócić przez Złotoryję.
Bałem się, że w Jeleniej Górze o tej porze może być źle ze względu na mgły. Na szczęście nie było najgorzej, mgły dopiero się zbierały i pojawiały się w niektórych miejscach. Wyjechałem z Kotliny, tym razem jakoś miałem więcej energii, bo podjeżdżałem Kapellę na średnim biegu. Myślałem, że bardziej się zmęczę, ale nawet nie musiałem się przebierać, bo zjazd również był ciepły. Jedynie te stopy...
W Świerzawie zatrzymałem się jeszcze w otwartym sklepie, bo kończyła mi się woda. W drodze do Legnicy czas płynął szybko, ale nawet nie wiem kiedy uciekł, bo do domu dotarłem po północy. Ciepła herbata z miodem postawiła mnie na nogi :) Ja chcę jeszcze raz w góry!
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Polska, Góry Izerskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery