Dotarłem do ścieżki. Było pusto, a drewniana kładka śliska. Do tego zbliżał się zmierzch, więc zdjęcia wyszły dość mroczne. Wody w tym roku brakowało, więc kalosze nie były konieczne. Przespacerowałem się do końca. Wiatr wychłodził mnie, więc zrezygnowałem z dłuższej jazdy. Wróciłem się kawałek po własnym śladzie, potem możliwie najkrótszą drogą. Wiatr i mokra mgła mocno przeszkadzały. Pod koniec nawet pojawiła się gołoledź, ale dotarłem bez poślizgu. Udało mi się też osiągnąć tegoroczny cel – 10 tys. km.



