Wczoraj padało do późna, ale rano ulice zdążyły wyschnąć. Prawdopodobnie za sprawą wiatru, który szalał dzisiaj, że aż strach. Czasami musiałem jechać pochylony w bok o kilkanaście stopni, żeby zrównoważyć siły ciężkości i opory powietrza. (Tak to się nazywało? Dawno miałem fizykę).
Nie mam znowu o czym pisać. Wiatr, trochę słońca, ale było chłodno. Niespodziewanie pojawił się stromy podjazd, potem pod wiatr w dół aż do centrum miasta Taoyuan, w którym byłem drugiego dnia (technicznie od pierwszego, jednak miasto jest olbrzymie, więc biorę pod uwagę sam dystrykt o tej samej nazwie, co miasto). Zatrzymałem się w hostelu i wyszedłem jeszcze na spacer po okolicy w nadziei, że znajdę jakieś pamiątki, ale wróciłem z pustymi rękoma. No, przynajmniej zrobiłem kilka dodatkowych zdjęć.