Myślałem, że będzie to mało ciekawy dzień, ale jednak było inaczej. Miałem kilka niewielkich przygód.
Dzień rozpoczął się od deszczu. Całe szczęście tylko ciapało, gdy ruszałem. Przypomniał mi się
drugi dzień na Islandii, kiedy to padało tak samo. Tylko wtedy jazda zajęła mi cały dzień. Dzisiaj zaledwie 1,5 godziny, bo ruszyłem wraz z godziną wymeldowania z hotelu i dotarłem tuż przed godziną zameldowania w kolejnym hostelu. Na kilka kilometrów przed metą poczułem kapcia w tylnym kole. Powietrze schodziło bardzo wolno, więc tylko dopompowałem dętkę i zaplanowałem coś z tym zrobić po dotarciu do celu. A u celu okazało się, że maleńki drucik przebił nową oponę (może trochę przesadzam, przejechałem na niej już ponad 1000 km). Założyłem łatkę i zakończyłem deszczową jazdę.
Jako że było bardzo wcześnie i miałem 2 godziny wolnego przed pracą, wyszedłem na spacer po centrum Hsinchu. Uchwyciłem kilka zdjęć, spróbowałem kilku chińskich bułek z nadzieniem (w Japonii nazywają je nikuman, a po chińsku będzie to 包子 lub bāozi w transkrypcji). Odwiedziłem również restaurację, gdzie losowo wypadło na zupę makaronową z mięsem i grzybami oraz plastry pieczonego tofu jako danie boczne. Ciekawe jakie jeszcze przygody mnie czekają.
W moim hostelu znajduje się sklepik z pocztówkami, więc kupiłem kilka ładniejszych. Ale nie to jest najbardziej interesujące, bo na półce informatorów lokalnych znalazłem mapę. Nie byle jaką, bo pokazującą wszystkie szlaki rowerowe wokół Tajwanu. Szukałem tej mapy w internecie, w punktach informacji i co? I koniec końców ją znalazłem. Na kilka dni przed opuszczeniem Tajwanu. Zachowam ją na pamiątkę, bo co mogę z nią teraz zrobić?