Termometr za oknem pokazywał 22 °C. Już po bezchmurnym niebie wiedziałem, że nie będzie przyjemnie. Wróciłem na drogę dla rowerów na dawnej linii kolejowej. Według tablic informacyjnych ten odcinek powstał w 2016, ale nie powiedziałbym, że jest tak stary. Wiódł łagodnie wśród wzgórz obsianych rzepakiem. Zakończył się w polu. Dalej była nawet obiecująca droga, która szybko zakończyła się wykopkami. Najwidoczniej trwają prace nad dalszym przebiegiem drogi dla rowerów, a ja przybyłem tam za wcześnie.
Zorientowałem się, że wczoraj wjechałem do województwa warmińsko-mazurskiego. Wpadłem na dużo dziurawych dróg. W Iławie mają rzekomo jednokierunkowe śmieszki wydzielone z chodników, ale jest tam za ciasno – zarówno dla pieszych, jak i dla rowerzystów. Potem jechałem dziwną infrastrukturą i szlakami przez lasy, a nawet po kolejnym szlaku na dawnej linii kolejowej. Mimo że nieutwardzony, był jedną z lepszych dróg leśnych dzisiaj.
Wiatr wiał trochę mocniej niż wczoraj. Głównie boczny, ale na kilku odcinkach spowolnił mnie. W Ostródzie widziałem rondo, przez które przejeżdżają pociągi. Zjadłem pierogi mazurskie i kontynuowałem podróż, wjeżdżając na szlak biegnący do Olsztyna. W większości wiódł lasami, po przeróżnych drogach. Nie obyło się bez grzebania się w piasku. Nawet zachmurzyło się, ale za późno, bo las i tak dawał cień. Olsztyn mnie nie uwiódł. Ma brzydkie drogi, mnóstwo zakazów wjazdu rowerem, przejścia dwuetapowe. Może trafiłem tu od gorszej strony.