Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Polska

Dystans całkowity:111288.42 km (w terenie 10126.51 km; 9.10%)
Czas w ruchu:4488:35
Średnia prędkość:19.77 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:537315 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:219415 kcal
Liczba aktywności:1509
Średnio na aktywność:73.75 km i 3h 22m
Więcej statystyk

W deszczu po Toruniu

  103.66  06:09
W nocy było gorąco w namiocie. Kiepsko mi się spało. Wstałem wcześnie. Recepcja była wciąż zamknięta, ale podszedł do mnie zainteresowany człowiek. Powiedział, że pracuje w obiekcie, choć nie w obsłudze kempingu. Zaufałem mu. Zadzwonił do kogoś i dałem mu odliczoną kwotę. Jeśli zostałem oszukany, to na marne 20 zł.
Mimo prognozy zachmurzenia, słońce podpiekało od rana. Jechało mi się ślamazarnie. Pod wiatr. Do tego czułem zmęczenie po gonitwie na kemping poprzedniego wieczora. Początek był odrobinę łatwiejszy, bo jechałem przez lasy, to cień i drzewa trochę chroniły skórę. W Strzelnie miałem jechać krajówką, ale gdy zobaczyłem, jak wąska to droga, ile po niej jedzie ciężarówek, to zrezygnowałem i wybrałem się niemal naokoło.
Zrobiłem sobie przerwę w Inowrocławiu. Byłem w połowie drogi, więc zasłużyłem na lody. Temperatura na rowerowym komputerze pokazywała 32 °C, chociaż wydawało się goręcej.
Musiałem dostać się do Gniewkowa, skąd zaczęłaby się leśna droga. Już raz jechałem tamtędy krajówką i nie miałem ochoty na powtórkę. Znów więc obrałem okrężną drogę. Jazda przez las za Gniewkowem była tylko częściowym wybawieniem, bo słońce miałem za plecami, że mało które drzewa pochylały się nad drogą, dając cień. Po pewnym czasie pojawiły się chmury, to co jakiś czas mogłem odetchnąć. Niewiele, ale zawsze to coś.
Mimo że wczoraj załatałem dętkę, to z koła nadal uciekało powietrze. Na tyle wolno, że wystarczył przystanek co kilkadziesiąt kilometrów. Nie miałem ochoty męczyć się z kolejnym łataniem kapcia w tej spiekocie, więc odłożyłem to na inną chwilę, a nawet na inny dzień.
Znalazłem się w Toruniu. Była wczesna godzina popołudniowa, a na liczniku zaskoczył mnie dystans 100 kilometrów. Miałem jechać dalej, ale zdecydowałem o przerwie. Zatrzymałem się na kempingu, a zaraz po rozbiciu namiotu naszły ciemne chmury. Nie przejmowałem się, bo byłem gotowy na deszcz.
Wybrałem się na spacer po mieście. Ledwo przekroczyłem Wisłę, a zaczęło padać. Przed wyprawą rozważałem wrzucić parasolkę do sakw, ale nie chciałem dokładać sobie ciężaru. Tym sposobem utrudniłem sobie spacer. Chroniąc się przed deszczem, trafiłem do baru mlecznego. Dobrze się składało, bo szukałem czegoś, żeby zjeść. Mieli całkiem smaczne zestawy obiadowe. Deszcz ustał, więc poszedłem dalej, pozwiedzać odrobinę. Pierwszy raz byłem w Toruniu 12 lat temu i to wtedy miałem tak samo dużo czasu, żeby złazić Stare Miasto. Późniejsze odwiedziny na rowerze nie pozwalały mi na to w takim stopniu. No, wtedy jednak nie padało. Deszcz zaczął sączyć raz mocniej, raz słabiej. Co mogłem, to zobaczyłem.
Prognoza zmieniła się. Miało padać po południu, a lało do wieczora. Ponownie zaczęło padać w nocy, gdy robiłem notatki z podróży przed snem. Przynajmniej namiot się spisywał i miałem sucho w środku. Szkoda, że kemping został zlokalizowany przy ruchliwej drodze. Byłem jedyny z namiotem, ale przejeżdżające auta hałasowały do późna.
Kategoria kraje / Polska, pod namiotem, Polska / kujawsko-pomorskie, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Green Velo I 2020, rowery / Trek

Lawendowy przystanek

  86.68  04:38
Oto nadszedł wyczekiwany czas, by wyruszyć w długą wyprawę i odpocząć od codzienności. Kolejne dni zapowiadały się deszczowe, dlatego nie było na co czekać. Ruszałem ze świadomością tego, że ulewa mnie gdzieś złapie. Na rower załadowałem podobny zestaw, co podczas wyprawy na Islandię, chociaż wydaje mi się, że wtedy miałem jeszcze więcej rzeczy.
Byłem gotowy do drogi. Wyruszyłem zaraz po pracy. Nie jechało się najprzyjemniej. Było gorąco i parno. Do tego wiało ze wschodu, więc czekał mnie ciężki początek. Stał się jeszcze cięższy, gdy nie opuściwszy jeszcze Poznania, złapałem gumę. Trudno było znaleźć miejsce przebicia, ale wada wyglądała na fabryczną. Maleńkie wgłębienie miało cieńszą warstwę gumy, która pękła prawdopodobnie ze starości i napierającego ciśnienia. Ten kłopot skrócił mój dzień przynajmniej o pół godziny.
Pod Poznaniem znajdują się Lawendowe Zdroje. Okres kwitnienia lawendy przypada na przełom czerwca i lipca. Pamiętam, jak podróżowałem przez Hokkaidō w Japonii. Akurat w mieście Furano znajdują się pola lawendy. Byłem wtedy za wcześnie, jednak na kilka dni przed opuszczeniem wyspy dojechałem do Sapporo. Ujrzałem wtedy ulice obsadzone zakwitającą lawendą. Teraz miałem okazję zobaczyć pola lawendy w Polsce. Była to pierwsza z atrakcji w dalekiej podróży na wschód.
Do Zdrojów przybyłem nieco za wcześnie, bo krzewy zdążyły tylko wypuścić pąki, ale nie umniejszało to piękna temu miejscu. W Polsce niewiele można spotkać obiektów tego typu – urokliwe, otwarte na odwiedzających, nierzadko z punktem handlu lokalnymi wyrobami. Mimo że przybyłem wieczorem, w środku tygodnia, to ludzi nadal było dużo. Na brak zainteresowania nie narzekają.
Widziałem w oddali tęczę. Zaraz potem zaczęło kropić. Szczęśliwie chmurę zostawiłem za sobą, więc być może uniknąłem przemoknięcia. Potem jeszcze widziałem parę kałuż, co dodatkowo świadczyło o moim szczęściu.
W Witkowie zrobiłem zakupy w ostatnim otwartym sklepie i dotarłem o zmierzchu do Powidza. Kemping był zawalony ludźmi. Nie zastałem nikogo z obsługi, więc rozbiłem się w ostatnim wolnym miejscu. Ktoś mnie nawet chciał zaprosić na herbatę, ale zanim się rozbiłem i zjadłem kolację, to zrobiło się późno. Musiałem się też obyć bez prysznica, bo wszystko zamknęli na cztery spusty.
Kategoria kraje / Polska, pod namiotem, Polska / wielkopolskie, z sakwami, wyprawy / Green Velo I 2020, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 35

  33.86  01:25
Miało padać, ale był parny, wietrzny, odrobinę pochmurny dzień. Wiatr był za silny, żebym jechał gdzieś za Poznań, więc pojechałem do miasta. Kiepsko się jeździło, za dużo bezmyślnych ludzi. Nie mogę się doczekać mojej wyprawy, z dala od tłoku. Oby pogoda dopisała.
Garmin dzisiaj oszalał, bo wyłączył się dwukrotnie, więc połowę trasy musiałem dorysować. Mam nadzieję, że za Poznaniem nie będzie sprawiał kłopotów, bo jak do tej pory, to tylko Poznań i Kórnik mają felerne miejsca, w których Garmin się wyłącza.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Odkrycie roku 2020

  131.90  05:29
Jestem niesamowicie zafascynowany dzisiejszym odkryciem, ale po kolei. Pogoda znów była niepewna, jednak nie miałem nic do stracenia. Było pochmurno i parno, prawie jak latem w Japonii, tylko bez wysokiej temperatury. Właściwie to była idealna temperatura do jazdy.
Wiało z północnego-zachodu, więc do głowy przyszły mi Szamotuły. Pojechałem na północ Wartostradą. Było za dużo ludzi, więc nie pchałem się do centrum, tylko objechałem miasto przez Morasko. Wpadłem na pomysł, żeby pojechać przez Oborniki. Z braku ochoty na tłuczenie się po dziurawych drogach ruszyłem krajówką. Ruch był całkiem spory, jak na tamtą drogę.
W Obornikach znów zmieniłem plany. Pomyślałem, że miło byłoby pojechać do Obrzycka, jak za starych lat. Oborniki wygrywają dzisiaj plebiscyt na najgorsze drogi dla kaskaderów. Powstało ich jeszcze więcej i są jeszcze gorszej jakości.
Wgrałem do Garmina zaktualizowaną mapę, tym razem w stylu Openfietsmap Lite. Nie lubię go przez nadmierną szczegółowość, ale generyczny styl nie wyświetla lasów, więc dałem kolejną szansę czemuś nowemu. Od Obornik widziałem linię ciągnącą się obok mojej drogi, a na horyzoncie – budynki typowe dla zabudowy kolejowej, ale linia kolejowa miała zupełnie inny wygląd. W końcu dałem upust swojej ciekawości i pojechałem na miejsce. Odkryłem nową drogę dla rowerów. Nie byle jaką, bo drogę idealną. To najlepsza droga dla rowerów w Polsce, jaką kiedykolwiek widziałem. Jedynym mankamentem mogą być szyszki spadające z drzew, ale przecież to Puszcza Notecka. Widoki, zapachy (o ile nie jedzie się za kimś), wygoda – marzenie. Droga momentami przypominała mi o podróży po Korei. Jaka szkoda, że nie wjechałem na nią na początku, ale przynajmniej mam powód, aby tam wrócić.
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Tak i droga zakończyła się na znaku zakazu. To tylko znak, że kiedyś wyremontują stary most kolejowy i obecnie niemal 12-kilometrowy raj ze Słonaw do Stobnicy będzie jeszcze dłuższy. Droga została wybudowana na nasypie dawnej linii kolejowej, która biegła aż do Wronek. Oby udało się, a wtedy pokonaliby dystansem drogę z Zieleńca do Połczyna-Zdroju, bo jakością już biją wszystkie inne drogi w Polsce.
Dostałem się do Obrzycka. Rozważałem dojazd do Wronek, ale skróciłem plan i ruszyłem do Szamotuł. Kolejna niespodzianka, bo wyremontowali tę dziurawą drogę i wybudowali obok 8-kilometrową drogę dla rowerów. Jakość całkiem dobra, ale skrzyżowania wykonane typowo polskim sposobem – na odwal. Przynajmniej nie zrobili zygzaków, jak w Koronowie (do dzisiaj pamiętam ten koszmar).
Dalsza droga była bez niespodzianek. Zrobiło się nieco chłodniej, wydawało się, że zacznie padać, ale nic z tego. Wróciłem do domu tylko odrobinę zmęczony. Ciekawe, czy to zasługa znośnej pogody, czy moje mięśnie odzyskały sprawność i będę mógł robić dłuższe wycieczki.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Kręcenie po Wartostradzie

  34.65  01:32
Lało przed południem. Nie ufałem prognozie pogody, bo miało nie padać, jednak nie chciałem siedzieć w domu. Drogi zdążyły przeschnąć, gdy ruszałem. Było przyjemnie chłodno. Krajobrazy przypominały mi podróż po koreańskim Szlaku Czterech Rzek. W sumie dzisiaj też wybrałem się nad rzekę.
Pojechałem nad Wartę, by w razie czegoś schronić się pod mostem. Kałuż niewiele, ludzi sporo. Zrobiłem dwa kółka i wróciłem do domu. Spadło tylko parę kropel.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Przedburzowo, bez kapcia

  51.69  02:11
Kolejny dzień kręcenia bez planu. Wyszedłem, bo zapowiada się kilka burzowych dni. Poczekałem do wieczora zanim temperatura zeszła do akceptowalnego poziomu i ruszyłem przed siebie. Dzisiaj wiało i to mało korzystnie, bo ruszyłem na południe z wiatrem.
Obawiałem się deszczu, bo po niebie snuły się ciemne chmury, ale po godzinie jazdy zdążyły gdzieś przepaść. Droga na północ nie była wymagająca, wiatr nie przeszkadzał jakoś mocno. Jedynym problemem był koniec asfaltu i parę kilometrów tarki, piachu oraz żwiru w zmiennych ilościach.
Do Poznania wróciłem po drodze wojewódzkiej. Wjechałem też na drogi dla rowerów i kaskaderów z wczoraj. Tym razem nie złapałem gumy. Najwidoczniej świeży klej mocno trzyma.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Felerna łatka

  71.43  02:57
Wyszedłem na rower bez większego planu. Pomyślałem o wschodzie Poznania. Wyjechałem za jego granice w kierunku Tulec, a potem Pobiedzisk. Nie było wiatru, a temperatura zrobiła się przyjemna. Gdyby jeszcze robaki nie pchały się na gapę, to byłoby idealnie.
Nie chciało mi się jechać do Pobiedzisk, więc skręciłem na północ, aby wjechać na starą krajówkę. W Poznaniu chciałem zamienić moją typową trasę Wartostradą na coś innego i pojechałem przez centrum na Grunwald. To był błąd, bo raptem parę kilometrów od domu złapałem kolejną gumę. Dopompowanie koła nic nie dawało, a spacer z rowerem na ramieniu nie kalkulował mi się, więc zabrałem się do naprawy. Po raz trzeci problem sprawiła ta sama łatka. Tym razem się zdenerwowałem i ją prawie zerwałem. Prawie, bo dwie wcześniej założone łatki mocno się trzymały (w przeciwieństwie do tej starej). Dałem jej ostatnią szansę. Przeczyściłem gumę, posmarowałem klejem i oby się to nie powtórzyło, bo zapasowa dętka już czeka.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Park 5 lat później

  133.51  05:35
Trafiłem niedawno na ciekawostkę, że generał Dezydery Chłapowski założył na ziemiach swojego majątku w wielkopolskiej Turwi system alej i pasów drzew, aby zwiększyć produktywność gospodarstwa. Byłem kilkakrotnie w Parku Krajobrazowym im. gen. Dezyderego Chłapowskiego. Postanowiłem odwiedzić go ponownie. Wbrew moim zwyczajom, bo miało wiać z północy, ale biorąc pod uwagę ostatnią niesprawdzalność prognozy pogody, zaryzykowałem.
Ruszyłem rano, było całkiem chłodno i przyjemnie. Po niebie sunęły ciężkie chmury, dzięki czemu temperatura wynosiła 22 °C w ich cieniu. Przedostałem się przez Wartę i ruszyłem w kierunku Śremu, a potem Dolska. Wiał boczny wiatr.
Minęło południe, a chmury się przerzedziły. Temperatura poszybowała nawet w okolice 30 °C. W parku jechało się przyjemnie, bo wiele dróg otaczały drzewa.
W drodze powrotnej wiatr stał się zmienny i czasem nawet pomagał. Niestety za Czempiniem złapałem kapcia – tym razem z tyłu. Odkleiła się stara łatka. W tym upale nie było lekko z naprawą.
Do szczęścia brakowało mi tylko drugiego kapcia, który złapał mnie w Luboniu, prawie pod domem, ale pieszo nie miałem ochoty pokonywać tego dystansu, więc naprawiłem koło na miejscu. Ta sama łatka, tylko odkleiła się z drugiej strony. Wydaje mi się, że kupiłem owe łatki w Japonii. Będzie trzeba się rozejrzeć za nową dętką, bo ta zaczyna przypominać ser szwajcarski.
Dzisiejszy plebiscyt na najgorszą infrastrukturę rowerową wygrywa Śrem ze swoimi drogami dla kaskaderów z kostki i zakazami wjazdu rowerem. Na drugim miejscu jest Mosina za destrukcyjne krawężniki oraz również zakazy wjazdu rowerem (ktoś przytulił dużo pieniędzy za te wszystkie znaki).
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / GT

Wzdłuz jezior do parku

  31.42  01:39
Najpierw chciałem zrobić kilka zdjęć łące, którą zauważyłem parę dni temu. Potem pomyślałem, że mogę pojechać do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Ruszyłem na południe, aż dotarłem do jezior. Pojechałem wzdłuż nich i wjechałem na znany mi szlak. W lesie było całkiem przyjemnie w tym upalnym dniu. Szkoda tylko, że byli tam ludzie. Bezmyślni i ignoranci.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

W poszukiwaniu słoneczników

  104.39  04:32
Byłem nieufny w stosunku do pogody. Rano miała być burza, a nie było. Miałem jechać daleko, a nie pojechałem. Plan alternatywny to poszukiwanie słoneczników, żeby wiedzieć, gdzie jechać, gdy zakwitną. Kilka lat temu trafiłem na jedno pole i chciałem sprawdzić, czy w tym roku też się tam pojawią.
Było słonecznie i gorąco. Nie chciałem tłuc się przez miasto, więc ruszyłem naokoło. Miałem w planie ruszyć potem do Szamotuł i prawie przegapiłem poszukiwaną miejscowość. Korygując trasę, za wcześnie skręciłem i trafiłem na kolarską ślepą uliczkę. Musiałem wjechać w teren. Zaufałem szlakowi wokół Poznania. Było strasznie dużo kamieni i nierówności. Chyba najgorszy teren, po jakim jechałem kolarzówką.
Wyjechałem w Złotnikach. Pokonałem parę metrów po wygodnej drodze dla rowerów, gdy poczułem brak powietrza w przednim kole. Tak dawno nie łatałem dętki. Pół godziny mi z tym zeszło, bo zrobiły się dwie dziury, a miałem tak małe łatki, że kleiłem dwa razy. W dodatku resztkami kleju.
Po kilku dodatkowych przygodach, jak np. przejazd wzdłuż peronu kolejowego z powodu kolejnej ślepej drogi, dotarłem do pierwszego celu. Pole leżało ugorem, więc muszę szukać dalej nowego pola słoneczników. Gdyby to była Japonia, to wiedziałbym, gdzie jest słonecznikowa farma.
Wróciłem do jazdy w kierunku Szamotuł. Jechałem kolarzówką, więc nie miałem ochoty tłuc się po drogach dla kaskaderów. Zaryzykowałem wjazdem w kolejny teren, aby dostać się na wyremontowaną drogę przy Jeziorze Pamiątkowskim. Dużo piachu, ale to „przepłynąłem”.
Dojechałem do Szamotuł. Rozważałem jazdę do Wronek, ale noga nie podawała najlepiej, więc ruszyłem w drogę powrotną. Pojechałem przez Kaźmierz, a za Tarnowem Podgórnym trafiłem na mokry asfalt. Im bliżej Poznania, tym więcej kałuż. Minęła mnie mokra atrakcja. Reszta drogi to była masakra. Co strząsnąłem z siebie garść robaków, to zaraz lądowały na mnie kolejni gapowicze. Na koniec – gdy wróciłem do domu, za oknem zastałem deszcz.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery