Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

setki i więcej

Dystans całkowity:60842.97 km (w terenie 5370.45 km; 8.83%)
Czas w ruchu:3155:19
Średnia prędkość:19.04 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:407819 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:175271 kcal
Liczba aktywności:458
Średnio na aktywność:132.84 km i 6h 58m
Więcej statystyk

Ostatnie wrzosy

  128.67  05:46
Nie mając niczego lepszego do roboty, pojechałem ponownie do Puszczy Noteckiej, aby sfotografować wrzosy. Przedpołudnie było chłodne, toteż założyłem bluzę. Nie przejechałem w niej daleko, bo za Poznaniem słońce zaczęło momentami podpiekać.
Jechałem przez Szamotuły do Obrzycka i dalej wgłąb puszczy na poszukiwania wrzosów. Ledwo można było dostrzec kwiaty. Większość przekwitła, zostało parę kępek z jakimiś kwiatami. Ile się naszukałem, żeby znaleźć co ładniejsze, a i żeby były jakoś oświetlone słońcem.
Wróciłem się do Zielonejgóry, aby ruszyć standardowo w kierunku drogi dla rowerów do Obornik. Tym razem pokonałem ją niespiesznie, rozglądając się za obiektami do sfotografowania. Podczas każdej kolejnej wizyty tamże odkrywam nowe, przyrodniczo fascynujące rzeczy. Droga jest nie tylko idealna, ale i malownicza.
Z Obornik pojechałem przez Objezierze do Poznania. Zmierzch złapał mnie strasznie szybko. Pojechałem przez Grunwald i trafiłem najpierw na ruch kierowany przez policję, na zamkniętą dla ruchu samochodowego ulicę Bułgarską, a potem na przyczynę tego rabanu – pełny stadion. Miałem odrobinę szczęścia, bo przejeżdżałem obok niego w momencie, gdy kibice zaczęli opuszczać obiekt. Nie spotkałem więc wielu przeszkód na drodze i w miarę bezpiecznie się między nimi przecisnąłem.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Puszcza Zielonka

  123.66  05:28
Niedawno próbowałem objechać Zielonkę, ale zabrakło mi czasu. Dzisiaj miałem go więcej. Było słonecznie, choć chłodno.
Ruszyłem Wartostradą, potem przez Biedrusko i Murowaną Goślinę. Zdecydowałem się pojechać do wnętrza puszczy. Droga była okropna. Przypominała tę z Objezierza do Wargowa. Gdy jednak rower nie telepał się za mocno, mogłem usłyszeć ciszę. Było zaskakująco cicho, a do tego powietrze było świeże. Dobrze jest uciec od smrodu gruzów jeżdżących po poznańskich drogach.
W Zielonce trafiłem na stację biegu Zielonka Challenge, a potem jeszcze na kilku biegaczy. Początkowo planowałem zawrócić do Boduszewa, aby objechać Zielonkę po asfaltach, ale nie miałem ochoty tłuc się ponownie po tych dziurach i spróbowałem dostać się do Głęboczka. Główne drogi były strasznie zapiaszczone i kolarzówka ostro orała w piachu, więc skusiła mnie odnoga, która wyglądała obiecująco i biegła skrótem. Jak się zawiodłem, gdy za zakrętem zaczęły się kolejne piachy. Całe szczęście to tylko kilka kilometrów do najbliższego asfaltu, więc co nie udało się przejechać, to przeszedłem.
Dalsza droga była bez rewelacji. Do Pobiedzisk jechałem drogą z maja, potem kontynuowałem na Kostrzyn i Tulce, aby nie pchać się wieczorem na Wartostradę.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, setki i więcej, rowery / GT

Wrzosy

  120.43  05:08
Wyszedłem wcześniej z biura. Plan: zobaczyć wrzosy. Upał powrócił i było ciężko, ale jechałem z planem sfotografowania wrzosów. Początek miałem z wiatrem. Wjechałem na krajówkę. Były olbrzymie korki, ale w stronę Poznania. Na północ jechało się nie najgorzej.
Z Obornik pojechałem oczywiście moją ulubioną drogą dla rowerów wzdłuż Puszczy Noteckiej. Miałem pod słońce, ale nie przeszkadzało mi to w rozglądaniu się za ładnymi kadrami. Zatrzymałem się przy wrzosach, które wypatrzyłem w niedzielę. Czułem niedosyt, więc pojechałem dalej, żeby udać się wgłąb puszczy. Nawet słońce sprzyjało wieczornej fotografii. Obskoczyłem kilka kępek i zebrałem się w drogę powrotną. Pojechałem prosto przez Szamotuły. Temperatura w końcu zrobiła się przyjemna. Miałem pod wiatr i jechało się wolno. Zmierzch złapał mnie jeszcze sporo przed Poznaniem. Miałem ze sobą bluzę, ale nawet jej nie założyłem.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Znalazłem wrzosy

  149.14  06:25
Dzień był ciepły i słoneczny. Wybrałem się na wycieczkę za Puszczę Notecką.
Ruszyłem przez miasto – tym razem nie wpadłem na żaden większy remont. Potem wjechałem na krajówkę. Największy ruch był w kierunku południowym. Pewnie urlopowicze wracali znad morza. Za Obornikami zrobiło się ciasno przez brak pobocza i większy ruch. A po wyjechaniu z lasów doszedł wiatr. Jechało się kiepsko. Wykarczowali mnóstwo drzew przy drogach, więc było goło w zasięgu wzroku, a tym samym nudno.
W końcu dojechałem do puszczy i strzelistych sosen. Brakowało mi tych widoków. Co więcej, przy drodze zauważyłem wrzosy. Potem kolejne i zaczęły ciągnąć się po horyzont. Żałowałem, że nie zabrałem aparatu. Trzeba będzie tam wrócić. Myślałem, że w tym roku już ich nie zobaczę przez chwilowy brak Treka, który miał jakieś szanse na piaszczystych drogach w puszczy, gdzie 2 lata temu znalazłem jedno miejsce występowania tych roślin.
Dojechałem do drogi dla rowerów ze Stobnicy do Słonaw, a potem bocznymi drogami do Poznania. Zmierzch złapał mnie w Poznaniu. Temperatura też odczuwalnie spadła.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Stary most

  122.72  05:19
Na dzisiaj zaplanowałem wybrać się do Puszczy Noteckiej. Marzyło mi się znaleźć wrzosy, ale obecnie mam tylko kolarzówkę, a jedyne stanowisko tych roślin, które kiedyś znalazłem, wymagało ciężkiego orania piaszczystych dróg. Nie pozostało mi nic innego, jak odwiedzić moją ulubioną drogę dla rowerów. Tym razem chciałem ją przejechać w przeciwnym kierunku.
Czuć było późne lato. Było ciepło, ale wiał chłodny wiatr. Ruszyłem w stronę Kiekrza. Tym razem ominąłem te niebezpieczne drogi dla kaskaderów w Przeźmierowie, jadąc przy giełdzie samochodowej. Jeszcze gdyby tak zrobili asfalt na drodze z Rokietnicy do Pamiątkowa, to miałbym świetną trasę do Obrzycka albo i dalej. Droga na wschód od Jeziora Pamiątkowskiego już została wyremontowana.
W Szamotułach odbywał się jakiś festyn. Człowiek opowiadał o rowerach, więc założyłem, że to festyn rowerowy. W Obrzycku wypróbowałem nieznaną mi wcześniej drogę do Brączewa. Świetny asfalt, pewnie po remoncie. Ciut za wąsko, ale droga prowadzi tylko do dwóch wiosek, więc ruch powinien być znikomy. W Brączewie znajduje się stary most kolejowy, wykorzystywany przez miejscowych do przeprawy przez Wartę. Gdyby go wyremontowali, rowerzyści mogliby bez problemu pokonać całą drogę Obrzycko – Oborniki. W końcu dostrzegłem też zamek w Stobnicy. Ciekawe, ile jeszcze lat będzie powstawał. W dzisiejszych czasach to już nie jest kwestia dekad.
Połknąłem całą trasę do Obornik. Wiało z zachodu, więc w końcu miałem trochę ulgi. W Obornikach nawet zrobiło się słoneczniej i jakby cieplej. Nie miałem ochoty na jazdę po drodze krajowej, więc ruszyłem przez Objezierze, potem starymi dziurami, aż do Poznania.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, Puszcza Notecka, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Leszno

  147.28  06:17
Rano trochę popadało. Było pochmurno i wietrznie. Temperatura zachęcała do jazdy i utrzymywała się na tym samym poziomie przez cały dzień. Ruszyłem gdzieś dalej. Wiało z południa, więc ruszyłem na południe.
Wjechałem na sporo dróg dla rowerów. Te za Czempiniem wyglądały na nowe albo pierwszy raz po nich jechałem. Wiele z nich było całkiem dobrych, ale to wylewki 3-centymetrowe, więc za kilka lat będą w fatalnym stanie, jak niejedna droga, po której już się telepałem.
Dojechałem do Leszna. Byłem w nim kilkakrotnie i od pierwszej wizyty trochę się zmienił. Pokręciłem się po centrum, zjadłem obiad i ruszyłem do domu. Wybrałem dawną drogę krajową, która okazała się nadal być drogą krajową nr 5. Przynajmniej tak wynikało ze znaków, bo na mapie OpenStreetMap została oznaczona jako droga wojewódzka.
Dzisiejszy plebiscyt na najgorsze drogi dla kaskaderów wygrywa Kościan. Tragiczna infrastruktura. Reszta drogi była nudna. Całe szczęście ruch był niewielki.

Kategoria setki i więcej, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / GT

Ponownie na szlaku w Puszczy Noteckiej

  112.49  04:49
Miałem ochotę pojechać do Puszczy Noteckiej, żeby ponownie odwiedzić niedawno odkrytą drogę z Obornik do Stobnicy.
Było dość pochmurno, dzięki czemu jechało się przyjemnie. W Poznaniu zastałem sporo remontów i na kilku musiałem szukać objazdów. Dalej nie kombinowałem i pojechałem prosto drogą krajową. Była zalana autami – całe szczęście tylko w kierunku Poznania. Pomijając Japonię, to ostatnio taki wysyp aut pamiętam z Islandii.
Nuda tak patrzeć na kolumnę mijanych aut, ale szybko zleciało i dotarłem do Obornik. Tam dojechałem do początku mojego celu. Zaskoczyło mnie, że była to w większości droga asfaltowa. Co prawda z kilkoma wysepkami wyłożonymi kostką Bauma, ale byłem pod wrażeniem. W innych częściach miasta wybudowali przecież tyle dróg dla kaskaderów, a tutaj się postarali.
Wjechałem wreszcie na właściwą drogę biegnącą po dawnym nasypie kolejowym, która, jak się dowiedziałem, powstała aż 2 lata temu. Zwróciłem dzisiaj uwagę na kilka nierówności, które ostatnim razem umknęły mojej uwadze, ale to nic w porównaniu z morzem przyjemności, jakie powstało na tym kilkunastokilometrowym odcinku.
Kierunek powrotu do domu obrałem standardowo przez Obrzycko i Szamotuły. Zaczęły się żniwa, więc dużo kombajnów kurzyło przy drogach. Bez maski można najeść się mnóstwa pyłu. A kawałek przed Poznaniem udało mi się znaleźć słoneczniki. W końcu!
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, po dawnej linii kolejowej, rowery / GT

Lawendowe Zdroje

  109.90  04:31
3 tygodnie temu odwiedziłem plantację lawendy. Kwiaty nie były jeszcze w pełnym rozkwicie. Ponieważ wielu innych rowerzystów odwiedziło to miejsce w ostatnim czasie, a na przyszły tydzień zaplanowano ścięcie kwiatów, to musiałem ponownie odwiedzić Lawendowe Zdroje. Nie mogłem czekać na weekend, bo byłoby tam zbyt dużo ludzi, więc ruszyłem zaraz po pracy.
Po Poznaniu jechało się przyjemnie, noga podawała. Za miastem zjawił się wiatr. Wciąż było gorąco, więc dawał odrobinę ochłody. Przed Neklą pojawił się nieplanowany teren, a na nim jeszcze bardziej nieplanowane błoto. Aż szkoda, że jechałem kolarzówką. Za Neklą wjechałem do lasów. Zrobiło się chłodniej i zniknął wiatr.
Lawendę znalazłem już na czerniejewskich ulicach, ale to Pakszyn był moim celem. Dojechałem tam po kilku chwilach. Mimo godziny 20, było mnóstwo ludzi, ale jakieś zdjęcie udało mi się szybko zrobić. Kawiarnia również była zapchana ludźmi, więc nie wchodziłem do niej. Szkoda, że nie wpadli na pomysł wystawienia sklepiku na świeżym powietrzu, żeby ograniczyć możliwość zarażenia się wirusem.
Na drogę powrotną wybrałem kierunek na Pobiedziska, a potem prosto do Poznania. Zmierzch złapał mnie jeszcze przed miastem. Pojechałem standardowo Wartostradą. Była zawalona ludźmi, jak zwykle. Pojawiły się mgły. Zabrałem ze sobą bluzę, ale nawet jej nie zakładałem, bo było wciąż za ciepło. Do domu wróciłem zanim zrobiło się ciemno.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, rowery / GT

Asfaltowa Lubelszczyzna

  135.55  07:40
Padało pewnie jeszcze kilka godzin. Poszedłem spać w deszczu. Poranek był pochmurny i chłodny. Zjadłem w ośrodkowym barze i ruszyłem dalej, na południe po szlaku Green Velo. Wczoraj nie zwróciłem uwagi, pewnie przez upał, że to szlak boczny o numerze 206. Główny zatem nie biegnie przez województwo mazowieckie, a jednocześnie jest nieprzejezdny przez nieczynną przeprawę promową.
Spotkałem Marcina, rowerzystę, który zaplanował w 3 tygodnie pokonać cały szlak. Grafik miał napięty, ale tempo podobne do mojego, więc przejechaliśmy wspólnie kilkadziesiąt kilometrów, wymieniając doświadczenie. W międzyczasie wyszło słońce. Wiatr nam sprzyjał, bo wiało z północnego-zachodu. Marcin musiał wyrobić dzienną normę, więc rozdzieliliśmy się, gdy szlak skręcił.
W Terespolu zatrzymałem się na obiedzie. W znalezionej restauracji oferowali tylko kuchnię polską, więc moja nadzieja na coś regionalnego przepadła.
Kontynuowałem podróż na południe. Lubelszczyzna zaskoczyła mnie brakiem dróg terenowych na szlaku. Co prawda, kostka czy dziurawy asfalt wciąż pojawiały się, ale przynajmniej nie musiałem się męczyć, jak wczoraj.
Trafiłem na odcinek lasu, który wyglądał jak po wojnie. Setki połamanych lub powyrywanych drzew otaczały drogę. Tam musiała przejść olbrzymia tragedia.
Na niebie pojawiły się ciemne chmury. Zaczęło wiać z boku. Mimo to zmieniłem plan. Miałem szukać miejsca na namiot przez brak czegokolwiek w okolicy, ale zdecydowałem się pojechać kilkadziesiąt kilometrów dalej na kemping. Przede mną było ponad 20 kilometrów asfaltowej drogi dla rowerów (w większości wygodnej). We Włodawie niestety zmieniła się w drogi dla kaskaderów z kostki Bauma. Minąłem też dużo niepotrzebnych zakazów wjazdu rowerem. Bareja byłby dumny.
Zrobiło się chłodniej. Dotarłem na pole namiotowe przed zachodem słońca i poczułem, że zmarzły mi ręce. Do tego komary mnie pogryzły, gdy rozbijałem obóz. Chyba miałem szczęście, bo trafiłem do innego miejsca niż zamierzałem. Przyjrzałem się cennikowi drugiego kempingu i wygląda na to, że zapłaciłbym za nocleg dwukrotnie więcej niż na najdroższym miejscu noclegowym do tej pory. Dziwię się, że znajdują się tacy, co płacą takie ceny.
Kategoria kraje / Polska, pod namiotem, Polska / lubelskie, Polska / mazowieckie, setki i więcej, z sakwami, ze znajomymi, wyprawy / Green Velo I 2020, rowery / Trek

Przepłynąłem Bug

  109.63  06:31
Rozpoczął się pochmurny poranek. Namiot po raz pierwszy od dawna był suchy. Ruszyłem najpierw na poszukiwanie śniadania. W oko wpadła mi stacja benzynowa. Zamówiłem kawę i hot doga, bo zaskakująco nic więcej nie mieli. Przed stacją poznałem rozgadanego Pawła, który przybył z Warszawy, żeby pokręcić się po lasach białowieskich. Spędziliśmy trochę czasu na rozmowie, potem przejechaliśmy wspólnie kawałek szlaku Green Velo i ruszyliśmy w swoje strony.
Na początku było dosyć chłodno. Wkrótce jednak słońce zaczęło wyglądać zza chmur. Całe szczęście Puszcza Białowieska dawała schronienie. Przynajmniej na chwilę. Za Hajnówką ruszyłem na południe, gdzie dopadł mnie wiatr. Wiało w twarz i mocno, a mimo to czuć było upał. Czasem mąciły go chmury.
Zjechałem na zniszczone szutry. Niektóre biegły przez lasy, to miałem jakieś schronienie od słońca i wiatru. Było zdecydowanie goręcej niż wczoraj.
Za Czeremchą zatrzymał mnie rowerzysta. Wyglądał na wzburzonego. Ostrzegł mnie przed złą drogą. Mogłem go źle zrozumieć, bo na najbliższym Miejscu Obsługi Rowerzystów spojrzałem na lokalną mapę i opracowałem plan. Dotarłem do miejscowości Nurzec, którą to miałem ominąć. Było za późno na jakiekolwiek zmiany, bo okolica miała znikomą sieć dróg. Droga została usłana kocimi łbami. Telepało strasznie, trawiasto-piaszczyste pobocze było wcale nie bardziej przejezdne. W Nurczyku, na rozwidleniu dróg, sytuacja w ogóle się nie poprawiła. Wszystkie drogi były pokryte okropnym kamieniem, więc kontynuowałem katorgę po szlaku. Gdybym tak wybrał dłuższą drogę przy MOR-ze, to może miałbym jakieś szanse na wygodniejszą jazdę, ale nie, uparłem się, żeby sobie skrócić dystans.
Kamienie się skończyły, na chwilę pojawił szuter, ale zaraz potem piach. Tony piachu. A gdyby było mało, to barany w blachosmrodach powodowały istne burze piaskowe. Była jeszcze tarka, więc jak nie orałem kołem piachu, to rzucało mną jak operatorem młota pneumatycznego.
Wydostałem się z koszmaru. Znalazłem bar przydrożny i szybko odpocząłem przy chłodniku oraz pierogach ze zboczkiem podlaskim (nadziewane serem z kiełbasą na boczku). Pojawiła się chmura burzowa, więc olałem resztę szlaku. Miałem jechać wojewódzką, ale znalazłem obiecujący skrót. Nie był zły, asfaltowy. Tylko parę dziur, parę podjazdów, na których atakowały jusznice deszczowe.
Dojechałem do Mielnika. Przez Bug można przedostać się tylko promem. W okolicy są dwa, choć znaki informowały o zamknięciu tego drugiego. Zdążyłem w ostatniej chwili zanim odpłynęli. Znalazłem się w województwie mazowieckim. Szlak niby prowadzi przez 5 województw, a tu wjechałem do szóstego.
Dotarłem do ośrodka wypoczynkowego. Wyszło słońce, czarne chmury gdzieś zaginęły. Rozbiłem się i poszedłem zjeść kolację w ośrodkowym barze. Wtedy lunęło. Dosyć mocno, ale namiot to wytrzymał.
Kategoria kraje / Polska, pod namiotem, Polska / podlaskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, ze znajomymi, Polska / mazowieckie, wyprawy / Green Velo I 2020, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery