Miałem zupełnie inne plany, ale nie wyszło, więc mając zaplanowany urlop, wpadłem na inny pomysł, który chodził za mną od paru lat. W Bieszczadach byłem 8 lat temu, więc pora odświeżyć sobie wspomnienia. Akurat zapowiadał się pogodny tydzień. Spakowałem sakwy i ruszyłem.
Zanosiło się na upalny dzień, ale nie było źle. Pojechałem znanymi drogami przez Rejowiec, Krupe i Krasnystaw. Potem odcinkami Green Velo do Szczebrzeszyna i w końcu do Zwierzyńca. Ruch na drogach był duży, trafiłem na zjazd głośnych motorów i trasę dwóch rajdów rowerowych. Zwierzyniec był przeładowany turystami. Miałem trochę obaw, ale zostawiłem rower na parkingu i wszedłem na szlak. Nie było tak tłoczno, jak sądziłem. Nad stawami Echo było za to mnogo plażowiczów. Wszedłem jeszcze na szlak na Piaseczną Górę, gdzie ruch niemal zamarł.
Mając trochę czasu w zapasie, znalazłem restaurację z wolnym stolikiem i zjadłem smacznego pieroga roztoczańskiego z jogurtem, który jest w sumie pierogiem biłgorajskim, tylko pewnie nazwa nie pasowała. Pozostało mi pokonać szlak po drogach leśnych, aż dotarłem do starej szkoły, którą przekształcono w schronisko.