Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2017

Dystans całkowity:1875.10 km (w terenie 0.20 km; 0.01%)
Czas w ruchu:98:08
Średnia prędkość:18.46 km/h
Maksymalna prędkość:58.47 km/h
Suma podjazdów:12623 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:72.12 km i 4h 05m
Więcej statystyk

Dzień tulipanów

70.9503:36
Na dzisiaj zaplanowałem wybrać się do Gosen, miasta, w którym można zobaczyć pola tulipanów rozległe po horyzont. Zebranie się trochę mi zeszło i w tym czasie wróciła Shalaka, u której się zatrzymałem i która również jest rowerzystką. Dołączyła do mnie.
Wcześnie rano słońce wyglądało zza chmur bardzo chętnie, ale potem się obraziło. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Jedyny plus, że nie wiało, bo miałem już dość. Shalaka dobrze znała trasę, więc poprowadziła nas wzdłuż dróg położonych na wałach rzecznych. Jedne zamknięte dla ruchu drogowego, inne zapełnione autami, ale dojechaliśmy na miejsce i nawet słońce się pokazało.
Wyobrażałem sobie te pola tulipanów ciut większe, ale i tak widoki były piękne. Porobiliśmy mnóstwo zdjęć. Najbardziej podobał mi się widok tulipanów z górami w tle, ale słaby ze mnie fotograf, więc zdjęcia nie wyszły tak, jak chciałem. Potem pojechaliśmy do miasta coś zjeść – tym czymś były warzywa i krewetki w tempurze na ryżu. Nazwy nie znam, ale polecam.
Powrót do domu okazał się być trudny. Zruszył się wiatr. Na szczęście daleko mu było do tego z ostatnich dni, ale przemarzliśmy mocno. Mimo wszystko byłem zadowolony, bo po raz pierwszy nie byłem ani zły, ani sfrustrowany na japońskich drogach, ponieważ na trasie było minimum świateł i krawężników.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Wietrzna Niigata

47.0003:02
Wczoraj był dzień biurokracji w Niigacie, prania oraz szybkiego zwiedzania miasta z Shalaką, więc nawet nie włączałem nagrywania. Dzisiaj za to chciałem odwiedzić kilka parków.
Dzień zaczął się niepogodą, bo prognoza ostrzegała przed deszczem, tak samo chmury, które z rana zebrały się na niebie, sugerowały, że lada moment może lunąć. Założyłem więc kurtkę, zabrałem kilka dodatkowych rzeczy na wypadek niespodziewanego prysznica i pojechałem. Na początek jezioro Toriyanogata. Niestety wiatr, który od kilku dni wieje znad Morza Japońskiego, zdmuchnął większość płatków z drzew wiśni, więc wyglądało na to, że sezon sakury przeminął. Musiałem się cieszyć zdjęciami, które zrobiłem wcześniej.
Objechałem jezioro, błądząc kilkakrotnie, spacerując po kilku parkach, a potem ruszyłem nad morze. Z ciekawości chciałem pojechać tunelem biegnącym pod ujściem największej rzeki Japonii, Shinano. Niestety jest on niedostępny dla pieszych i rowerzystów, więc zawróciłem. Za kolejny cel obrałem chram Hakusan-jinja, ale przegapiłem go i ostatecznie – walcząc z wiatrem w twarz – dojechałem do zachodniego brzegu wyspy. Fale na morzu były bardzo wysokie, a wiatr wydawał się zwiększać, bo czasami aż ciężko było ustać, a co dopiero jechać. Jakoś ruszyłem wzdłuż wybrzeża, gdzie spotkałem burzę piaskową, a ta nie opuszczała mnie do końca dnia.
Wciąż kusił mnie wysoki budynek hotelu lub cokolwiek się tam mieści, gdzie na 30 piętrze (31F według japońskiego systemu) można obejrzeć panoramę miasta. Dostałem się więc tam, ale chmury, które do tamtej pory sięgały zaledwie horyzontu morza, przesłoniły całe niebo. Zdecydowałem się ewakuować, aby zdążyć do mieszkania Shalaki. Kilka kropel spadło z nieba, ale to było na tyle. Nie taki diabeł straszny.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Niigata

98.7304:45
Dzień zacząłem od tostów z dodatkami na śniadanie. Potem pan Toshiharu pokazał mi otoczenie domu. Śnieg wciąż leżał jak okiem sięgnąć, a zimą podobno były aż 3 metry. Potem jeszcze pojechaliśmy do położonego nieopodal onsenu (gorące źródła), bo w domu nie było wody. Dopiero wtedy zebrałem się i ruszyłem w drogę.
Początek okazał się nawet prosty. Puste ulice, spadek terenu. Pomijając dziurawe drogi oczywiście. A temperatura była na tyle przyjemna, że jechałem w koszulce z długim rękawem. Zjazd ciągnął się strasznie długo. Dojechałbym wczoraj do celu daleko po północy, gdyby nie uprzejmość pana Toshiharu. Mam lekcję na przyszłość, że dzienny dystans z trzecim kołem nie powinien przekraczać setki.
Dalsza droga wzdłuż doliny, a potem przez miasta aż po samo Morze Japońskie. Wiatru z rana nie było, a potem pojawił się z kierunku przeciwnego do wczoraj, więc miałem lekką pomoc. Do czasu, gdy się nie zmienił i nie zaczął przeszkadzać.
Po drodze mogłem podziwiać białe szczyty gór. Zatrzymałem się przy przypadkowym chramie, a potem jeszcze spróbowałem swoich sił z rzeką obsadzoną sakurą. Problem stanowiły wiatr i brak słońca, więc niełatwo było uchwycić dobre zdjęcia. Spotkana tam Japonka powiedziała mi, że zbliża się burza, więc zacząłem się obawiać deszczu i zwiększyłem tempo.
Jazda po japońskim mieście do przyjemnych nie należy, a ponieważ miasta są wszędzie poza górami, to miałem ten problem wzdłuż całego wybrzeża aż do Niigaty. Po zmierzchu zaczęło kropić i obawiałem się, że nie zdążę, ale wciskając się w boczne uliczki, udało mi się dotrzeć do mieszkania Shalaki podchodzącej z Indii, którą poznałem przez serwis Couchsurfing. Potem już nie było zbyt przyjemnie, gdy się rozpadało.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Oguni

119.8007:04
Na kolejny tydzień zaplanowałem odwiedzić Niigatę, a jako że z trzech dni wolnego zostały mi tylko dwa, to musiałem się sprężać. Znalazłem więc nocleg na trasie i mogłem ruszać.
Przed wyjazdem pożegnałem się z dziewczynami z wczorajszego hanami, przez co straciłem trochę na czasie, a potem pojechałem na zachód. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że tę samą drogę pokonałem poprzedniego dnia. Przynajmniej miałem rozeznanie w terenie i tym razem nie padało. Miałem do pokonania długi podjazd, niewielki tunel i zjazd do Tendō. Dalsze plany zaczął psuć wiatr w twarz. Na tyle skutecznie, że szybko zapadł zmrok, zostawiając mnie daleko od celu. Jazda nocą jest dużo mniej wygodna, ale przynajmniej na tamtych drogach nie było tak dużo aut, jak zwykle.
Na jednym z przystanków skontaktowałem się z panem Toshiharu, na którego trafiłem za pomocą serwisu Airbnb. Uprzedziłem go, że się spóźnię o 2 godziny ze względu na wiatr. Po dłuższej wymianie zdań po japońsku, bo tylko tym językiem się posługiwał, dostałem instrukcję, abym pojechał na dworzec kolejowy. Tam po pewnym czasie pojawił się mój gospodarz z autem i zabrał mnie do celu, czyli swojego domu. Podróż zajęła prawie godzinę, więc nawet nie chcę wiedzieć ile bym jechał na rowerze pod górę i pod wiatr. Jestem dozgonnie wdzięczny za całą pomoc, jaką otrzymałem.
Drewniany dom pana Toshiharu znajduje się w górach pokrytych śniegiem, więc i temperatura spadła. Budowa domu trwała 20 lat, ale efekt jest zdumiewający. Tylko te robaki, które nawiedzają wiejskie domy. W miastach nigdy ich nie spotkałem, ale podobno są plagą na wsi. Zobaczyłem też studio nagrań z mnóstwem elektroniki, efekt pasji pana Toshiharu. Na koniec wszystkiego zostałem poczęstowany sporą kolacją. Jedyny minus to brak wody.

Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Hitome Senbon Zakura

91.5704:26
Od pani Naoko dowiedziałem się o kolejnym miejscu idealnie nadającym się na hanami, czyli podziwianie kwitnących wiśni. Wybrałem się tam z ciekawości.
Przeprawianie się przez miasto idzie mi coraz sprawniej. Dojechałem najpierw do parku Nishi, w którym byłem wczoraj, a potem pojechałem drogą krajową. Minąłem niespodziewanie onsen, w którym byłem kilka dni temu, a potem tak się rozpędziłem, że przejechałem skrzyżowanie o dobrych kilka kilometrów. Nie chciało mi się zawracać, więc wybrałem inną drogę. Okazała się prowadzić przez góry. Do tego od czasu do czasu kropiło, a wielka chmura nadciągała z oddala. Kilka razy chowałem się pod zadaszeniem, ale deszcz szybko przechodził.
W końcu dotarłem do mojego celu. Niestety chmury zepsuły mi zdjęcia i słabe światło nie pozwoliło na uchwycenie dobrych ujęć. Musiałem się nacieszyć tym, co było, a przecież równie dobrze mogło lać. Przespacerowałem się aleją kwiatów i gdy tylko wsiadłem na rower, poczułem kapeć. Jak się okazało, w tym samym miejscu, co ostatnio. Ostry kamyk wszedł w szczelinę i zabrał mi kilkanaście minut cennego czasu.
Powrót do Sendai okazał się zaskakujący. Wzdłuż rzeki ciągnie się wał przeciwpowodziowy. Równy asfalt, brak ruchu, do tego wiatr w plecy. Pojechałbym tak do końca, ale rzeka kończyła się w oceanie, więc odrobinę nie po drodze. Musiałem włączyć się do ruchu i pokonałem ten sam odcinek, co podczas pierwszej podróży po tym mieście.
Po tym jak zostawiłem rower, udałem się do Aki, ponieważ miała odwiedzić ją rowerzystka z Niemiec. Heike od 7 lat znajduje się w podróży. Do wschodniej części Azji dostała się na rowerze. Wyczyn godny podziwu.
Jako że był to weekend, a ja zostałem w Sendai jeden dzień dłużej, miałem wolny wieczór. Wraz z Aki i Heike wybraliśmy się do parku Tsutsujigaoka, aby urządzić tam tradycyjny piknik podczas hanami. Japończycy stają się wtedy bardzo otwarci, bo poznałem ich niesamowicie wielu w ciągu jednego wieczoru. Takie spędzanie czasu jest zdecydowanie przyjemniejsze od pracy tuż przed pójściem spać.

Kategoria góry i dużo podjazdów, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Hanami 2

19.9201:24
Podziwiania kwitnących wiśni nigdy za wiele, a ponieważ dzisiaj była piękna, słoneczna pogoda, to aż się chciało wyjść z domu. Parki były oblegane przez ludzi, ale po drzewach nie skakali, więc mogłem obfotografować każdy płatek. Wybrałem z tego zbioru kilka zdjęć do wpisu.
Na początek dnia musiałem wypełnić odrobinę papierowej roboty związanej z przeprowadzką, bo wkrótce opuszczam Sendai. Zadziwiająco szybko dotarłem do urzędu dzielnicowego. Załatwienie wszystkiego poszło nieco sprawniej niż ostatnio. Potem pojechałem szukać sakury (japońskich drzew wiśni). Wypatrzyłem wcześniej park o wymownej nazwie Sakuragaoka. Na miejscu ujrzałem mnóstwo ukwieconych drzew oraz pełno ludzi. Najbardziej podobały mi się czerwone lampiony rozwieszone pomiędzy koronami drzew, więc obfotografowałem je najobficiej.
Po tych zbiorach zdjęć do albumu zjadłem okonomiyaki kupione na straganie. Kuchnia japońska jest przepyszna i czasem ciężko jest przejść obojętnie obok tych wszystkich smakołyków. Po drugiej stronie drogi znajduje się park Nishi. Już mniej bogaty w drzewa wiśni, więc nie spędziłem w nim dużo czasu. „Przespacerowałem” się kawałek po mieście i ruszyłem do parku Tsutsujigaoka, pod którym umówiłem się z Aki na wspólny piknik. Wziąłem z tamtejszego straganu takoyaki (najbardziej znane w Osace, ale dostępne chyba w całym kraju). Są to kawałki ośmiornicy w cieście uformowanym w kulki. Wciąż nie wiem, która japońska potrawa jest moją ulubioną. Naprawdę ciężki wybór.
Po pikniku byłem jeszcze zaproszony na kolację, więc ja na rowerze, a Aki metrem udaliśmy się do jej domu. Trochę pobłądziłem, ale niespodziewanie dotarłem do skrzyżowania, przy którym mieszkam, więc potem miałem już tylko drogę prosto na północ. Dotarłem na kwadrans przed metrem, więc wygląda na to, że lekki rower jest dużo lepszy, a do tego tańszy niż poruszanie się komunikacją miejską.

Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Hanami

22.5501:30
Hanami jest specyficznym okresem w Japonii, który można określić jako czas podziwiania kwiatów wiśni. Mój przyjazd do Japonii nie był blisko związany z tym wydarzeniem, bo myślałem, że go przegapię, ale ostatecznie przyjechałem przed kwitnieniem wiśni. Stąd też dzisiaj chciałem zobaczyć drzewa sakury w pełnym rozkwicie.
Pojechałem najpierw do centrum, aby wymienić pieniądze. Niestety kurs jena japońskiego wzrósł w ostatnim czasie i byłem niezadowolony. Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zacisnąć pasa.
Moim celem był park Tsutsujigaoka. Polecany zarówno przez Aki, jak i panią Naoko. Gdy już tam dotarłem, zastałem typowy widok podczas hanami, czyli płachty porozkładane pod drzewami wiśni, które informują o rezerwacji miejsca. Celem jest świętowanie do późnych godzin nocnych, któremu towarzyszą pikniki, picie alkoholu oraz zabawy towarzyskie pod drzewami wiśni. Przy okazji niespodziewanie spotkałem panią Naoko. Jaki ten świat mały. Obszedłem cały park, fotografując kilkanaście drzew, czego efektem jest bogata galeria kwiatów.
Drzewa sakury były właściwie pobocznym celem. Skierowałem się do wzgórza zamkowego. Wzgórze okazało się kawałkiem stromego podjazdu, który udało mi się zdobyć dzięki braku trzeciego koła. Na szczycie zacząłem rozglądać się tu i tam, aż zaczepiła mnie dziewczyna, która robiła ankiety wśród obcokrajowców. W trakcie wypełniania kwestionariusza zruszył się silny wiatr, a potem nawet zaczęło padać, więc poszliśmy pod dach, a potem schowaliśmy się do jakiegoś budynku, bo zacząłem się telepać z zimna (i przestraszyłem się, że mnie przewiało). Po skończonym zadaniu dostałem ciepłą herbatę (którą dziewczyna kupiła po tym, gdy zauważyła jak przemarzłem) oraz gumkę biurową w kształcie nigiri sushi. Chciałem wrócić do zwiedzania, ale znów zaczęło padać. Zniechęcony, zacząłem się szykować do powrotu. I tak na wzgórzu zamkowym nie ma już zamku, bo ten został zniszczony przez Amerykanów w czasie wojny.
Pojechałem do muzeum miejskiego, bo pani Naoko użyczyła mi swojej karty do bezpłatnego wstępu. Zaledwie kilka słów było po angielsku, ale i tak ciekawie się patrzyło na kulturę Japonii sprzed wieków.
Na koniec przespacerowałem się po ulicy handlowej, która ciągnęła się w nieskończoność po samą stację centralną. Pojechałem potem odwiedzić Aki i wróciłem na kolację do pani Naoko. Podoba mi się w Sendai. Aż ciężko będzie stąd wyruszyć w dalszą drogę.

Kategoria góry i dużo podjazdów, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Matsushima

71.6103:47
Wybrałem się przed pracą do Matsushimy, jednego z trzech japońskich pejzaży (Nihon-sankei) wybranych wieki temu. Dowiedziałem się o nim od pani Naoko. Planowałem zrobić to wczoraj, ale deszcz zmienił plany i zamiast tego wybrałem się do gorących źródeł (onsen). Dzisiaj było ciepło, więc nadarzała się idealna okazja na dłuższą wycieczkę.
Zatrzymałem się pod świątynią, do której mam kilka kroków. Akurat uczniowie robili sobie zdjęcie grupowe na tle kwiatów wiśni. Bardzo dobry pomysł. To dużo lepsze niż zdjęcia z tłem klasy.
Pojechałem w kierunku wybrzeża, aby znaleźć się na obszarze dotkniętym przed sześcioma laty klęską tsunami. Wszystko wygląda takie świeże. Do tego same wygodne drogi. Japonia się odradza, choć wciąż jest wiele do zrobienia, zwłaszcza w obszarze zniszczonej elektrowni jądrowej.
W jakiś sposób znalazłem się na cyplu, na którym położona jest Shichigahama. Wiatr mocno przeszkadzał i nawet zaczęło kropić, ale na szczęście nie lunęło. Dojechałem do wysepek rozsianych po całej zatoce, które nazywają się tak samo jak miasto – Matsushima. Przespacerowałem się po jednej, potem po drugiej. Do trzeciej się nie dostałem, bo wejście na most było płatne, ale to dobrze, bo czas uciekał i musiałem wracać.
W drodze powrotnej zajechałem jeszcze do świątyni Seiryuzan Zuigan-ji. Tam konieczność opłaty za wejście znowu mnie powstrzymała przed wejściem i znów było mi to na rękę, bo zostało półtorej godziny na powrót. A wracało się dobrze, bo wiatr wyjątkowo nie doskwierał, ruch był jakby mniejszy niż rano i dobrze się kręciło. Dojechałem przed 15 do Aki, która mnie zaprosiła po raz kolejny, abym pracował z jej mieszkania, a potem wróciłem do mieszkania pani Naoko, która była wcześniej na lekcjach tai chi.
Jako że wczoraj rano, gdy jeszcze nie padało, spacerowałem po mieście, to dodałem kilka zdjęć, które wtedy uchwyciłem. Szkoda, żeby bezczynnie leżały na dysku, a może ucieszą czyjeś oko.

Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Biurokracja w Sendai

15.8401:02
Ostatnie dni to czyste szaleństwo, więc wczoraj musiałem odpocząć. Shiyui, koleżanka Aki, chciała mnie poznać, ponieważ nieczęsto nadarza się okazja do rozmowy po angielsku w Japonii. Dlatego też we trójkę spotkaliśmy się w kawiarni na lodach o smaku herbaty matcha. Potem spędziłem jeszcze sporo czasu w sklepie elektronicznym na poszukiwaniach potrzebnego mi sprzętu, a na koniec przeniosłem się do nowego gospodarza, pani Naoko.
Dzisiaj pojechałem do centrum kupić zunda mochi. Mochi jest rodzajem słodyczy wytwarzanym z mąki ryżowej (nie przypadają do gustu każdemu ze względu na gumową strukturę), a zunda jest pastą wytarzaną z młodych ziaren fasoli. Ta kombinacja bardzo mi zasmakowała i mogę ją polecić każdemu odwiedzającemu ten rejon Japonii.
Musiałem odnaleźć serwis rowerowy. Znalazłem jakiś w centrum, choć nikt tam nie mówił po angielsku. Zostałem poproszony, abym usiadł na krześle i czekał. Naprawa trwała długo, serwisant nie do końca wiedział o co chodzi, nawet z moimi podpowiedziami. Ostatecznie sam naprawiłem rower, bo brakowało mi tylko narzędzi. Dowiedziałem się, że muszę kupić nowy hak specjalnie dla mojego modelu ramy, bo każdy producent robi swoje, udziwnione wersje. Jakby nie mogli uzgodnić uniwersalnej konstrukcji. Mechanik nie chciał nic za poświęcony czas.
Jeszcze odszukałem urząd okręgowy miasta, aby uzupełnić formalności związane z wizą. Wypełniłem kilka papierów, komunikując się najpierw po japońsku z użyciem elektronicznego tłumacza, a potem zadzwonili po kogoś mówiącego po angielsku. Urzędnik pomógł mi, dzięki czemu poszło to dużo sprawniej niż wcześniej. Wszystko trwało ze 2 godziny i nie udało mi się skończyć procesu. Musiałem jechać dalej, aby pracować – od 15 do 23 czasu lokalnego (8–16 w Polsce). Dość wygodne, bo mogę za dnia zwiedzać lub robić rzeczy takie jak dzisiaj. Po drodze potrzebowałem skorzystać z drukarki w konbini. Wszystko było po japońsku, więc spędziłem trochę czasu. Nawet pracownica konbini miała trudności z obsługą urządzenia.
Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Przez tereny wiejskie

137.9407:34
Opuściłem mieszkanie moich gospodarzy, zostawiając kartkę i prezent w podziękowaniu. Robiło się późno, a ja nie mogłem czekać. Zjadłem śniadanie w pobliskim konbini i ruszyłem w drogę. Było pochmurno, ale dzisiaj miało na szczęście nie padać.
Ruch był duży, a chodniki niewygodne. Nie mogłem nic z tym zrobić. W Nihonmatsu wypatrzyłem znaki prowadzące do zamku. Pierwszy zamek podczas tej podróży (pomijając przegapiony w Aizu-Wakamatsu), więc tym razem nie mogłem odpuścić. Zostawiłem rower przy parkingu i ruszyłem zwiedzać to miejsce. Trwał jakiś festiwal i na placu pod zamkiem zebrało się sporo ludzi. Były też stragany z jedzeniem, więc skusiłem się na dango, czyli rodzaj klusków z mąki ryżowej, które uważane są za japońskie słodycze. Obszedłem jeszcze zamek i pojechałem dalej.
Jechało się okropnie. Byłem zmęczony, drogi się nie kończyły, a chodniki irytowały. W Fukushimie drogi dla rowerów były tak jakby lepiej zorganizowane niż w Kōriyamie (zwłaszcza krawężniki nie były tak wysokie). Słowem przypomnienia, bo często się spotykam z bezmyślnie powtarzaną informacją, jakoby elektrownia Fukushima Dai-ichi była położona w mieście Fukushima. Otóż nie, elektrownia jest oddalona o 60 km od miasta i znajduje się w zamkniętej strefie, do której wstęp mają nieliczni. Wielu rowerzystów, którzy wybierają tamte okolice do przejazdu wzdłuż wschodniego wybrzeża jest zatrzymywanych i kierowanych okrężną drogą.
Mój plan zatrzymania się w Fukushimie nie wypalił. Nie znalazłem do ostatniej chwili nikogo, kto byłby w stanie mnie przenocować. Miałem plan awaryjny. Poznana kilka tygodni wcześniej Aki. Była ona otwarta na moją wizytę, więc kierowałem się dalej na północny-wschód. Było ciemno, na drogach tłoczno. Chodniki nadal denerwowały nierównością. Gdy dojechałem do Sendai, poprawił mi się humor za sprawą pięknego widoku na miasto, a noc trwała od dobrych wielu godzin. Niestety przejazd przez centrum był jedną, wielką pomyłką. Każde skrzyżowanie zatrzymywało mnie czerwonym światłem. Byłem zmęczony i zdenerwowany. Dojechałem do mieszkania Aki około północy. Bolały mnie plecy i miałem odciski na dłoniach. To była szalona podróż, ale całe szczęście zaplanowałem odpocząć w Sendai przez kilka kolejnych dni. Aki powiedziała, że wszystko poza Tōkyō to tereny wiejskie. Pewnie stąd istnieje opinia, że wielu Japończyków chce przenieść się do stolicy.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery