Zaplanowałem dzisiaj zaliczyć 2 gminy. Po trudzie złapania sygnału GPS (ostatnio coraz ciężej z nim) ruszyłem w kierunku serwisu rowerowego nad Wisłą. Ostatnio za bardzo męczy mnie trzeszczenie w korbie (a przynajmniej ona jest najbardziej podejrzana) i chciałem zapytać czy znajdą czas nazajutrz. Później pozostało mi udać się w kierunku Wieliczki. To niestety przerosło moją nieznajomość miasta i pojechałem na Rynek, z którego już dalszą drogę znam.
Szybkim tempem dostałem się do Wieliczki i jakoś trafiłem na właściwą ulicę. Cóż, właściwie mapa przed wielickimi plantami mi w tym pomogła. No, może pomogła też pamięć tego miejsca, ponieważ na Rynku Górnym byłem już po raz trzeci. Pojechałem drogą o stromym podjeździe. Najpierw po gruzie, ponieważ w połowie drogi na szczyt stała koparka, która zerwała połowę kostki brukowej. Później po bruku i asfalcie. Kilometr męczącego podjazdu. Tylko że to dopiero początek tego, co mnie czekało.
Mijałem kolejne miejscowości, a te widoki, które stamtąd się rozciągają są tak piękne. Mieszkańcy mają tam naprawdę widowiskowe poranki i zachody słońca. Już sam nie wiem gdzie dokładnie chciałbym mieszkać :D
W pewnym momencie chciałem przerwać dalszą jazdę na południe i wrócić już do domu, ponieważ się ściemniało, ale rozmyśliłem się i dojechałem do samego Gdowa. Stąd już nie miałem tak łatwo. Pojawiły się auta, zaczęły podjazdy (7-9%) i zjazdy. Straciłem rachubę chyba po piątym wzniesieniu z rzędu. Dopiero jak dojechałem do Wieliczki, to wszystko się uspokoiło. Nie chciałem wracać drogą krajową, dlatego w ciemno skręciłem na Kraków, aby dojechać do Bieżanowa. Ciut za wcześnie odbiłem, ale na szczęście dojechałem tam, gdzie chciałem. Pozostała tylko ciężka jazda po Wielickiej, przy której nie biegnie żadna droga dla rowerów, a nawet o chodnik jest ciężko.