Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Przed siebie na Grodziec

95.6504:25
Z opcją na Ostrzycę.
Nazajutrz znów zapowiadają deszcze, które mają trwać przez kilka dni. Kilka dni bez roweru. Nie chciałem tak, więc wybrałem się gdzieś pod Chojnów, bo tamte tereny są słabo przeze mnie zbadane.
Miałem okazję przetestować nowy system zarządzania ruchem w godzinach szczytu. Coś niesamowitego jak bardzo można zirytować kierowców tak nieoptymalnym narzędziem. Czekając na światłach pod Ferio zdążyły przejechać raptem 3 auta, gdy zrobiło się znów czerwone. Ile to czasu marnuje się na każdym z takich cyklów. Cieszę się, że jestem rowerzystą i następnym razem nie będę grzecznie zatrzymywał się za ostatnim autem, tylko skorzystam z prawa do dojechania do skrzyżowania.
W Ulesiu skorzystałem z drogi, którą kiedyś planowałem dojechać do Chocianowa. Ładna droga z widokami. Nie obyło się bez wątpliwości w którą stronę pojechać. Na szczęście dobrze strzelałem. W Miłkowicach skręciłem w jakąś drogę w nadziei, że dotrę nią dokądś i dotarłem do drogi asfaltowej tuż przy torach. Po jakimś czasie wygoda się skończyła i znów jechałem terenem. Ponownie spróbowałem swojego szczęścia w Goliszkowie, żeby ominąć asfalt i dzięki temu znów przejechałem się polną drogą.
Chojnów wciąż mnie zaskakuje. Ilekroć tam jestem, widzę na Rynku coś nowego. Dobrze, skoro ma to poprawić wizerunek miasta.
Skierowałem się na Osetnicę drogą, na której kiedyś przypadkowo wylądowałem. Znów mnie skusiła droga terenowa, mimo że nie wiedziałem dokąd prowadzi. Szczęśliwie przeprowadziła mnie przez autostradę i skróciłem sobie tym samym odległość. Po drodze przestraszyłem jakichś staruszków podczas wyprzedzania, którzy panoszyli się na całej szerokości drogi.
Widziałem Grodziec już od jakiegoś czasu i kierowałem się do niego. Mimo wszystko ciągnęło mnie w nieznane i za Jadwisinem wjechałem znów w polną drogę, którą dostałem się do kopalni. Tam, na rozdrożu miałem problem którędy dalej. Wybrałem drogę na lewo, choć teraz widzę na zdjęciach satelitarnych, że zrobiłem parę błędów i niepotrzebnie tam jechałem. Przed Olszanicą znów polna droga mnie wciągnęła i błądząc nią wyjechałem za daleko od drogi do celu. Zobaczyłem jednak przed sobą drogę w las. Nie zastanawiając się długo pojechałem nią i dotarłem do pięknej leśnej drogi przeciwpożarowej. Podobnej do tej na Górzec, tylko bez rynienek w poprzek jezdni. Przez Jurków wyjechałem z lasu i tutaj zacząłem błądzić. Miałem nadzieję dotrzeć najpierw przez las, ale drogi ciągle się kończyły, a później polna droga skończyła się w rzepaku. Nie chciałem być żółty, więc zawróciłem i dotarłem na właściwy szlak. Po drodze wjechałem na czerwony szlak rowerowy, który gdzieś uciekł. Ponieważ budynki, obok których przejeżdżałem grożą zawaleniem (i w sumie część się sypie w oczach), to nie szukałem dalej szlaku, tylko zacząłem podjazd, podziwiając widoki. Góry...
Na Grodźcu prace stolarskie wrą i sporo aut psuło scenerię do zdjęć, więc darowałem sobie fotki i zacząłem zjazd. Brak ludzi pozwalał się rozpędzić, choć piach wzywał zdrowy rozsądek do jazdy maksymalnie 40 km/h.
Czarna chmura, która od jakiegoś czasu sunęła się w moim kierunku w końcu znalazła się nade mną. Zaczęło kropić, więc zacząłem szybki powrót do domu. Niestety opcja Ostrzycy Proboszczowskiej, na którą miałem ogromną chętkę nie wyszła ze względu na pogodę i późną porę.
Po pewnym czasie zaczęło się rozpogadzać. I mimo że słońce było wysoko na niebie, to nie myślałem już o zmianie kierunku na drugi szczyt. Jechałem do domu, omijając Złotoryjską, dlatego pojechałem najpierw przez Szymanowice, a później przez Lasek Złotoryjski. Coś mnie jednak skusiło, aby sprawdzić tę drogę asfaltową, na którą wjechałem pod obwodnicą. I choć szybko się skończyła, to jechałem dalej, nawet gdy teren przestał być drogą. Wyjechałem przy nowym cmentarzu. Teraz już wiem gdzie leży, ale myślę, że to pomysł nietrafiony. Droga dojazdowa nie dość, że wąska, to autem można się tam dostać wyłącznie przez Lipce. Już widzę te bluzgi w dniu 1 listopada.
Pobłądziłem jeszcze chwilę, bo zamiast Domejki chciałem sprawdzić inną drogę, a właściwie ślepą uliczkę, przy której nie ma nawet znaku. Dobrze, że Chojnowska ma ładny asfalt, to szybko wróciłem do domu, choć już po zachodzie słońca.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, terenowe, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ieral
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Pętla przez Mikołajowice
Droga wojewódzka nr 363

Kategorie

Archiwum

Moje rowery