Deszczowy tydzień się zrobił. A ponieważ żal nie wyjść, gdy nie pada, to postanowiłem pojeździć po suchych asfaltach. Za cel obrałem drogę ze Złotoryi do Jawora, ponieważ miałem luki na mapie.
Wczoraj padało, więc wolałem ominąć wszelki teren. Mimo to wjechałem do parku (na Mickiewicza posypali żwirem – muszę znaleźć inną drogę) i ponieważ nie widziałem w ogóle kałuż, to pojechałem po wale nad Kaczawą. Chciałem do Dunina dojechać standardową drogą, ale pomyślałem, że skoro jest tak sucho, to pojadę obok Lasku Złotoryjskiego. Nie była to dobra decyzja, bo kałuż tam wiele, jednak nie tak spasłych, żeby nie można ich było ominąć.
Gdy wyjeżdżałem z domu, niebo było szare i odrobinę kropiło, ale w Duninie na niebie było już tylko kilka chmurek. Do tego słońce i ponad 20 °C, a ja w ciepłej bluzie i bez mojego pasa, bo nie chciałem go brudzić. Pogoda płata figle. Po drodze widziałem, że ominęła mnie zlewa, więc dobrze było odrobinę przeciągnąć wyjazd.
Od wjechania do powiatu złotoryjskiego przed Rzymówką do Wysocka miałem bardzo wygodny asfalt. Jaka szkoda, że się tak szybko skończył, bo jechało się tak wygodnie i nawet kałuże tak nie przeszkadzały. W Kozowie miałem dylemat, bo droga nie była w żaden sposób oznaczona. Dobrze, że miałem GPS i załadowaną mapę (choć bez wspomnianego skrzyżowania), to szybko zauważyłem źle obrany kierunek.
W Rokitnicy zboczyłem z trasy na rzecz szlaku ER-4, który poprowadził mnie pod górkę drogą terenową. Niepotrzebnie, bo znów musiałem szukać drogi, a i zaczynało kropić. Mimo to jechałem dalej, a im bardziej przyspieszałem, tym mocniej padało. Na szczęście Łaźniczki były blisko i zatrzymałem się tam na przystanku na kilka minut. Wyciągnąłem wafelka, żeby coś przegryźć, ale ledwo go ugryzłem, a deszcz nagle ustał. Dalsza droga była męcząca przez dużo pagórków. Przynajmniej chłodniej się zrobiło i bluza spełniła swoje zadanie.
Dojeżdżając do Jawora zaczęła mnie niepokoić czarna chmura sunąca z północnego-wschodu. Przyspieszyłem mimo zmęczenia, żeby mnie nie dopadła. Od Godziszowej myślałem, że już za późno, bo jechałem prosto w stronę ciemnych chmur, ale widząc po której stronie jest Legnickie Pole, wiedziałem, że to jedynie droga zmieniła kierunek. Zauważyłem zwiększony ruch w Gniewomierzu, tak jakby połowę autostrady zamknęli i niektórzy zapomnieli jaka jest dozwolona prędkość na obszarze zabudowanym. W Legnicy już nie kombinowałem, tylko pojechałem Jaworzyńską, która nadal nie trzyma się kupy. Minąłem za to jedynego dzisiaj bikera, który mi nie pomachał. Twarz jakby znajoma, ale nie wiem skąd.