Po deszczowym weekendzie wróciła pogoda. Dzisiaj słonecznie i wietrznie. Nie miałem ogromnej ochoty walczyć z zachodnim wiatrem, ale wyszedłem, żeby się rozruszać. Gdyby nie wczorajszy deszcz, to wjechałbym w teren i nie marudził tyle.
Zaplanowałem, aby pojechać krajową trójką przez Zimną Wodę do Jaroszówki, czyli mniej więcej lasami pod wiatr i dalej już z wiatrem przez Grzymalin. Myślałem też o jeździe do Wrocławia przez nieznane mi tereny, ale nie miałem całego dnia na taki dystans.
Ruszyłem przypadkowo do Parku Miejskiego i gdy zorientowałem się, że chciałem dostać się do Chojnowskiej, to musiałem znaleźć jakąś drogę. Nie miałem ochoty na Jaworzyńską, więc pozostawała Nowodworska. Przed mostkiem zmieniłem jednak kierunek na wały po zachodniej stronie Kaczawy i gdy dojechałem do końca ładnej ścieżki, to wjechałem w zarośniętą ścieżynę prowadzącą na wprost. Miałem zamiar skręcić do Jaworzyńskiej, bo droga obok wału mogła być błotnista, ale spodobała mi się pięknie wyścielona zielenią ścieżka. Roślinność bujna, ale w długich spodniach można się przedrzeć (nie jest to najwygodniejsza jazda w przeciwieństwie do wału po drugiej stronie rzeki).
Drogą dla rowerów obok obwodnicy dojechałem do drogi terenowej, która okazała się być kilkudziesięciometrowym parkingiem dla właścicieli ogródków działkowych. Zawróciłem i pojechałem kawałek do Chojnowskiej, a później dokończyłem jazdę prosto trójką.
Wiatr powoli przestawał mi się podobać. W Kochlicach skręciłem w jakąś drogę, bo pomyliło mi się z Rzeszotarami – już chciałem zawrócić do Legnicy. Droga wyglądała na ślepą, więc wróciłem na drogę krajową. Przejechałem jeszcze kawałek, ale w końcu zawróciłem. Wiatr wygrał, a i tak miałem trochę spraw na głowie jako że semestr zbliża się ku końcowi.
Wciąż mnie niepokoi pewien niewyraźny dźwięk w napędzie. Podczas powrotu zatrzymałem się na poboczu i zacząłem nasłuchiwać odgłosów z pracującego napędu. Wiem, że coś jest nie tak. W Worbike'u pewnie znów nie mają czasu...