Jarek rano wysłał do mnie SMS, że o 11 jedziemy do Myśliborza. Ponieważ dziś sobota, to spałem dłużej, przez co do telefonu zajrzałem na pół godziny przed wyznaczoną godziną. Umówiliśmy się, że dogonię ich w Warmątowicach. Za oknem lało, więc założyłem ubrania, które kupiłem specjalnie na (nieudaną) deszczową majówkę, także dzisiaj przeszły swój test bojowy.
Ruszyłem o 11:24 i dogoniłem Jarka, Bożenę i Piotrka za skrzyżowaniem z drogą szutrową w Warmątowicach Sienkiewiczowskich. Udało mi się przez nieszczęście Piotrka, który złapał kapcia. Inaczej dużo więcej czasu zajęłoby mi nadrobienie ponad 20 minut różnicy – zwłaszcza że moja średnia zaczynała słabnąć. Dogoniłem jeszcze Monikę i Anię, które pojechały przodem, gdy reszta czekała na mnie. I w takiej ekipie już jechaliśmy dalej.
Moja kurtka nie nadaje się do szybkiej jazdy. Była mokra i na zewnątrz, i wewnątrz. Myślę jednak, że sprawdziłaby się podczas deszczowej majówki (o ile nie szedłbym w kierunku wysokiej średniej). Co do spodni, to bardzo dobrze wypadły. Dodatkowe ochraniacze na buty uchroniły mnie przed niejedną kałużą. Jedynym minusem jest szerokość nogawek i tym samym brak ściągaczy – spodnie mogą się w końcu przetrzeć i podziurawić. Trzeba będzie coś z tym zrobić, ale tak prędko ponownie nie wyjdę na rower w taki deszcz.
Za Słupem Piotrek złapał kolejnego kapcia. Na szczęście ostatniego dzisiaj i mogliśmy szutrami dostać się do Chełmca, a później asfaltem do Myśliborza – do baru Kaskada. Tam zasiedliśmy w ogródku pod parasolem, bo przy okazji rozpadało się. Zamówiliśmy trochę łakoci – ciasto cappuccino, a ja do picia wziąłem kawę latte. Po godzinie trzeba było się ruszyć, ale jazda nie była przyjemna w mokrej kurtce. Na szczęście po pewnym czasie rozgrzałem się i było lepiej. Niestety wtedy zauważyłem, że mój licznik odmówił współpracy. Nie udało mi się ustalić przyczyny na miejscu, przez co czas jazdy ustaliłem z czasu ruchu zapisanego śladu GPS. A problemem było przesunięcie się magnesu na szprysze, prawdopodobnie przez siłę odśrodkową.
W Męcince odłączyła się od nas Ania, a my jechaliśmy dalej. Bożena cały dzień planowała dzisiaj nakarmić kozy w Duninie, ale ciut się zapędziła w Chroślicach i prawie pojechała na Słup. Skierowaliśmy się do Sichowa, a stąd przez Sichówek do Krajowa. Z początku jechałem tempem Bożeny, która przyspieszała coraz bardziej i niestety dystans do niej zwiększał się. Powiedziała później, że robiła sprinty. Słaby jestem :P
W Duninie przerwa na dokarmianie zwierząt. Dodatkowo osioł miał sesję fotograficzną, do której się uśmiechnął! Podczas dalszej drogi deszcz padał coraz silniej i wszyscy byli przemoczeni. Z początku myślałem o myjni, ale rower częściowo umył się w kałużach, więc w domu tylko go przetarłem z resztek błota i wody.