Piękny dzień wykorzystany na zaliczanie gmin. Dzisiaj za cel obrałem Brzeg Dolny. Było bardzo ciepło, bo ponad 30 °C, ale wiatr wiał w twarz, więc nie narzekałem. Plan w sumie spontaniczny, bo zapomniałem o tym, że wcześniej zaplanowałem trasę tej wycieczki. Ale tamte rejony na pewno jeszcze odwiedzę, więc nic straconego.
Miałem jechać wolnym tempem, ale coś mnie porwało i jechałem znacznie szybciej. Na początek z przyzwyczajenia skręciłem w drogę na Stare Piekary. Na szczęście szybko to zauważyłem. Później było prosto. No, może pomijając dziurawe drogi. Do Lubiąża dotarłem po godzinie. Droga do celu zaczęła mi się ciągnąć. Stanowczo za mało lasów przejechałem. Ciekawe jak mi się spodoba podróż do Węglińca, gdy już ją zaplanuję i postaram się o dużą dawkę leśnych dróg.
W Brzegu Dolnym nie wiedziałem od czego zacząć. Skręciłem na pierwszym skrzyżowaniu, wjeżdżając tym samym na drogę dla rowerów i dojechałem nią do końca. Dalej obok linii kolejowej aż dojrzałem mapę. Wjechałem na ścieżkę, która jednocześnie jest szlakiem Odry. Po paru chwilach szlak się zgubił, a ja minąłem parę oczek wodnych i dojechałem do pałacu. Jaka szkoda, że nie przetrwał wojny w pierwotnej postaci, bo na
starych widokówkach wygląda niesamowicie. Nie do końca wiedziałem gdzie dalej, ale pojechałem za ów pałac, co dziwnie przypomniało mi pałac w Żaganiu. Nie skojarzyłem w pierwszej chwili, ale znalazłem się nad Odrą. Przewertowałem mapę, zrobiłem parę zdjęć i zauważyłem prom, którym rozważałem przedostać się na drugą stronę rzeki. Właściwie planowałem pokonać Odrę przez Wrocław z możliwym zahaczeniem o Oborniki Śląskie. Dobrze, że plan dnia skróciłem, bo nie dałbym rady.
Dojechałem na przystań, miejscowi na rowerach już rozjeżdżali się, a ja badałem tablice informacyjne. Z oddali zaczął machać mi pan z obsługi promu, więc podjechałem, żeby zapytać gdzie się płaci. Powiedział, żebym wchodził na pokład, więc tak zrobiłem. Kiedyś taka podróż kosztowałaby mnie 30 zł, ale cennik się zmienił i zapłaciłem jedynie 2 zł. I przyznam się, że to była moja pierwsza podróż po wodzie :P
Dojechałem do Głoski, z której mogłem skrócić sobie drogę przez Lubiatów i Szczepanów, jednak z powodu budowy mostu na Odrze droga jest zamknięta i zrobiłem dodatkowe kilometry. No ale przejechałem przez Miękinię – wieś, do której prowadzi dziurawy asfalt i wieś, w granicach której droga jest gładka jak pupa niemowlaka.
W końcu wjechałem na równą drogę krajową, aby później standardowo wsiami dojechać prosto do Legnicy.. Za Proszkowem wyprzedziłem skuter i przez to pojechałem nie tak, jak zaplanowałem, bo po kamienistej drodze. W Rogoźniku musiałem wymienić baterię w smartfonie, bo zapomniałem dzień wcześniej ją naładować. Dobrze jest mieć zapasową na wszelki wypadek.
Do Legnicy dojechałem wykończony. Nie wiem co mnie wzięło na tę wysoką średnią. Spróbuję podczas kolejnej setki jechać wolniej, żeby rozłożyć energię na całą podróż.