Drugi dzień. Dosyć ciężko jest się zmusić do wyjścia w takie zimno, ale jak już się kręci, zmienia się wszystko :) Dzisiaj było jakieś 2-3 stopnie chłodniej w stosunku do wczoraj.
Postanowiłem zrobić trochę kilometrów w terenie, choć jazda po śniegu już sama w sobie winna być uznawana za jazdę terenową. Niestety albo wyjeździłem wszystkie ciekawe trasy terenowe w Legnicy, albo po prostu ich tutaj nie ma. Może następnym razem wybiorę się na północ od miasta.
Obrałem Ludwików za cel. Jazda po wałach nad Kaczawą w jedną stronę nie była trudna. Gdzie ślad wydeptany, tam jechało się niewygodnie, ale pewnie, a po śniegu jechało się już bardzo dobrze, tylko nigdy nie wiadomo czy pod nim nie ma jakiejś niespodzianki. Dzisiaj również obyło się bez ani jednego wylegiwania się w śniegu. Może póki co staram się uważać z moimi wyjeżdżonymi semi-slickami. Choć nawet sobie radzą i dobrze się jeździ po nieubitym śniegu.
Zastanawiam się gdzie zaczyna się teren Huty Miedzi Legnica, bo te tablice z zakazem wstępu do lasu postawili gdzie im się podobało... Gdy drugi raz przejechałem się pod Laskiem Złotoryjskim (teoretycznie nie miałem prawa tamtędy się poruszać), miałem plan pojechać niebieskim szlakiem przez Smokowice i gdzie mnie dalej poniesie. Niestety znów zaczynało robić się chłodno w stopy, więc ruszyłem w drogę powrotną. Tym razem wjechałem na wał po przeciwnej stronie rzeki i tak się umordowałem, że już na pewno nim nie pojadę, nie po śniegu.