Wczoraj najpierw Jarek, a później Bożena namawiali mnie na dzisiejszą wyprawę. Rano, mimo że padał deszcz, postanowiłem dołączyć. Zamontowałem błotniki i o 10:25 byłem na skrzyżowaniu razem z Anią. Później dojechali Bożena i Jarek, i o 10:40 wyruszyliśmy.
Droga na początku była prosta, trochę kałuż i grząskiego podłoża, ale do Myśliborza dojechaliśmy. Mogłem wziąć zapasowe skarpetki, a może i kilka par. Na miejscu ogrzaliśmy się, wypiliśmy po dwie herbaty (jednak Lipton) z rumem. Dowiedziałem się, że to już tradycja, aby na nią wpadać do Myśliborza, choć dla mnie był to pierwszy raz :D
Ania została w barze, a my zrobiliśmy rundkę po wąwozie. Nie było źle. Korzenie nie takie śliskie, liście nie przeszkadzały, strumień nie taki głęboki. W jednym tylko miejscu zrzuciło mnie z siodła, ale to był śliski podjazd i na slickach (semi się starło) nie dałem rady.
Powrót pod bar, do którego przybyła w międzyczasie Ewelina i powrót do domu. Pod wiatr. Ja przemarzłem, ale wygrzałem się po powrocie.