Bez wielkich przygód; dużo lasów, mało ludzi. Taka lekka turystyka przyrodnicza z dominacją flory po nadodrzańskich bezdrożach.
Kolejny leniwy dzień, jednak to dlatego, że nie czułem się najlepiej. Chyba wczorajszy chłodny dzień dał się we znaki. Wyruszyłem po godz. 14, po głębszym namyśle nad moją mapą z przejechanymi szlakami. Postanowiłem pojechać nad Odrę przez Ścinawę i wrócić przez Lubiąż. Na sam początek ładny teren do Miłogostowic, a po chwili jazdy asfaltem wjechałem znów na leśną drogę. Sądziłem, że jest tam zakaz wjazdu, ale się myliłem :D W dodatku przejechałem się kawałek czerwonym szlakiem rowerowym.
Przez Raszówkę, Raszową i Pieszków wjechałem na kolejną drogę terenową. I jeszcze jedna za Niemstowem, gdzie trawa prawie zakrywała skrawek ziemi, po której jeszcze ktoś czasem jeździ. Krótka wizyta w Ścinawie i jadę dalej na Tarchalice. Kolejne lasy, ale tym razem asfaltami, w dodatku pięknymi asfaltami, którymi mało kto się porusza. Dojeżdżam do skrzyżowania i znajduję tam mapę! Jak ja lubię takie ładne mapy (mimo że ta wyblakła). Widzę, że niebieski szlak rowerowy kieruje się do Lubiąża, więc wskakuję na niego i będzie mi on towarzyszył do samego niegdysiejszego miasta.
Szlak dobrze oznaczony, choć kilka razy zgubiłem go. Przydałoby się odkryć oznaczenia na drzewach, które porosła latorośl czy gdy obok wykiełkowały młode drzewka. Jedna uwaga do drogi za Domaszkowem: trzeba się nieźle napracować :) Kamienie jak z Łysicy, tylko mniejszego formatu i bardziej ubite w ziemi. Mimo to, żeby dobrze jechać, nie ślizgać się i nie dawać kamieniom rzucać kołami na prawo i lewo, trzeba mieć dobre opony albo szczęście (ja miałem to drugie, bo ciężko na semi-slickach się jechało).
Tak jadąc, nie zauważyłem, że szlak skręcił (może drzewo wycięli?) i dojechałem nad wartką Odrę, tłumnie odwiedzany odcinek, bowiem zastałem dwóch wędkarzy na nabrzeżu po drugiej stronie i docierając nad wodę, minąłem miejsce po ognisku.
Za Glinianami droga zrobiła się mokra, dużo kałuż i błota. Wydostałem się stamtąd i skończyły się leśne, terenowe drogi. Odtąd był asfalt. Za Lubiążem zgubiłem też niebieski szlak rowerowy. Szkoda, tyle czasu był ze mną :) Na moście na Odrze mijam jeszcze rowerzystę spod Lubina, który urwał tylną przerzutkę (wyglądało to jakby urwał się gwint mocujący ją do ramy) i potrzebował zadzwonić do kogoś, bo jego bateria w telefonie padła.
Na koniec podróży postanawiam pojechać przez Ziemnice, aby nie pchać się na krajówkę. Wychodzi z tego ładne 90 km, choć miałem ochotę zrobić tylko 60. Ale dobrze się jechało, lepiej niż wczoraj. Może dlatego, że był tylko jeden podjazd ;P Było bardzo terenowo i lubię to. Wygodnie się jeździ, oczywiście pomijając kałuże, bo one moczą ubrania, buty oraz baaardzo brudzą rower.