Lało całą noc, pół dnia była ponura aura, ale gdy wyszedłem, słońce wyjrzało zza chmur. Musiałem wrócić na Zakrzówek, bo znalazłem punkt z widokiem na Wawel, a skoro pojawiło się słońce, to najbardziej jesiennym i kolorowym miejscem w Krakowie był właśnie ten zalew (kojarzy mi się on z kielecką Kadzielnią). Kawałek przejechałem, kawałek przeszedłem. Nadchodziły chmury, więc pospieszyłem do kolejnego celu – kopca Kościuszki.
Słońce niestety przepadło, jesieni za bardzo nie dało się poznać, ale ponieważ na kopcu prace remontowe wrą, to było mnóstwo błota. Szybko się stamtąd przeniosłem na Stare Miasto. Chwilę się pokręciłem, coś zjadłem i wróciłem. Przynajmniej infrastruktura rowerowa pozwoliła ominąć korki.