Gorąc doskwierał od rana. Do tego było parno, choć daleko naszej wilgotności do tego, co jest latem w Japonii. Przejechałem kawałek krajówki, ale ruch był zbyt ciężki, więc uciekłem na boczne, pagórkowate drogi. Dzisiaj też nie było atrakcji. W Krośnie rozkładał się jarmark. Miałem ruszyć do Jasła, ale prognoza pogody nie wyglądała zbyt optymistycznie. Potem i tak jeszcze ze dwa razy dokonałem korekty.
Za Krosnem zauważyłem zamek i akurat mój nowy plan się o niego ocierał. Niewielka ruina, remontowana chyba w wolnych chwilach, bo wyblakłe tablice informowały o zakończeniu robót w 2016 roku. Następnie w Strzyżowie zobaczyłem tunel schronowy na dawnym odcinku kolejowym. Bił stamtąd przyjemny chłód. Niby miało padać, a chmury pojawiły się tylko na chwilę. Potem znów smażyło. Pokonałem kilka wzniesień i znalazłem się w Rzeszowie. Po deszczu nie było ani śladu.