Gorąc doskwierał od rana. Do tego było parno, choć daleko naszej wilgotności do tego, co jest latem w Japonii. Przejechałem kawałek krajówki, ale ruch był zbyt ciężki, więc uciekłem na boczne, pagórkowate drogi. Dzisiaj też nie było atrakcji. W Krośnie rozkładał się jarmark. Miałem ruszyć do Jasła, ale prognoza pogody nie wyglądała zbyt optymistycznie. Potem i tak jeszcze ze dwa razy dokonałem korekty. Za Krosnem zauważyłem zamek i akurat mój nowy plan się o niego ocierał. Niewielka ruina, remontowana chyba w wolnych chwilach, bo wyblakłe tablice informowały o zakończeniu robót w 2016 roku. Następnie w Strzyżowie zobaczyłem tunel schronowy na dawnym odcinku kolejowym. Bił stamtąd przyjemny chłód. Niby miało padać, a chmury pojawiły się tylko na chwilę. Potem znów smażyło. Pokonałem kilka wzniesień i znalazłem się w Rzeszowie. Po deszczu nie było ani śladu.
Komentarze (6)
Zimą z kolei jest tam zapewne ciepło :P Mam ten drugi schron kolejowy na liście miejsc do zobaczenia. Wpadłbym tam, gdybym pojechał przez Jasło. Dzięki za informację o pozostałych. Ciekawe, jak długo jeszcze postoją. Ja miałem tak pod Przemyślem. Franca na drugim planie czekała, aż przejadę :P
Faktycznie, sam jechałem po kilku identycznych kładkach... choć w zasadzie ja bym użył nazwy "mostek", zasługuje na to, raz widziałem jak przejeżdżał nim nieduży samochód, zmieścił się dosłownie na styk, a ja czekałem z gotowym aparatem, bo miałem wrażenie że mostek się zaraz urwie ;-)
O, to ja w taką samą pogodę odwiedziłem schron w Strzyżowie, aż nie chciało się wychodzić (w środku było ponoć 8 stopni), a jak wyszedłem to wszystko mi zaparowało - okulary, obiektyw.
Tak w ogóle takie schrony kolejowe występują parami, drugi jest w Stępinia. Natomiast kolejne dwa pod Tomaszowem Mazowiecki - w Jeleniu i Konewce. Co ciekawe, tylko ten w Strzyżowie jest wpuszczony w górę i ma formę tunelu, pozostałe trzy to wolnostojące schrony.
Trollking, chodzić po drewnianym rusztowaniu, które stoi pod chmurką już z 10 lat? To już wolę ten remont łazienki :P Marecki, takich kładek na Wisłoku i Sanie jest mnóstwo. Chociaż nie tylko tam :)
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.