Kolejny słoneczny dzień z przyjemnie niską temperaturą. Nadal wiało, choć nie tak mocno. Ruszyłem na południe, odwiedzając dwie stacje drogowe, a potem na wschód, błądząc po drogach osiedlowych, po szlaku henro michi, czyli drodze pielgrzymkowej, całkiem sporo po własnym śladzie sprzed paru lat. Wiatr albo osłabł, albo między zabudowaniami był znośny. Dojechałem do hotelu i planowałem jeszcze gdzieś wyskoczyć bez sakw, ale stwierdziłem, że sobie po prostu odpocznę.
Jako że jestem na finiszu kolekcjonowania rowerowych pieczątek na szlaku wokół wyspy, to zasięgnąłem informacji z oficjalnej strony. Aby wziąć udział w wyzwaniu, należy się zarejestrować i wpłacić wpisowe, za co dostaje się oficjalną książeczkę na pieczątki oraz koszulkę, w której należy te pieczątki zbierać. Nie dostanę więc ani medalu, ani dyplomu. Co więcej, na tej stronie dowiedziałem się, że te dwie remontowane stacje miały tymczasowo przeniesione punkty odbioru pieczątek, więc trochę to spaliłem, bo mogłem zebrać całą kolekcję dla własnej satysfakcji. Trudno, może kiedyś wrócę na Shikoku, to spróbuję odwiedzić te dwie stacje, bo na pewno będą już po ukończonym remoncie.
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.