Było bardzo zimno, gdy wyszedłem, a miałem przed sobą długi zjazd. Zjeżdżałem powoli, bo szczypało w ręce. W końcu pojawiły się pierwsze promienie słońca. Na początek musiałem znaleźć jakieś śniadanie, bo źle skręciłem i nie dostałem się do tego samego sklepu, co wczoraj. Trafiłem na stację drogową, gdzie można kupić przeróżne lokalne produkty. Wziąłem bentō, czyli pudełko śniadaniowe, w którym był kotlet z ryżem i kapustą. Trafiłem na dużą ilość wasabi, czyli japońskiego chrzanu, z którego słynie ten region.
Miałem problem ze znalezieniem noclegu, więc kolejne miejsce znajdowało się bardzo blisko. Postanowiłem ponownie uderzyć do Azumino, by zobaczyć Alpy Japońskie. Wiatr nadal wiał z północy, dlatego nie jechałem zbyt daleko. I tak góry były widoczne dużo lepiej niż wczoraj.
Chciałem jeszcze zahaczyć o Matsumoto, by sfotografować tamtejszy właz studzienki kanalizacyjnej. Zazwyczaj te kolorowe znajdują się w centrach, a gdy zacząłem szukać jednej z nich, wróciłem do ścisłego centrum. Gdy w końcu znalazłem, czego szukałem, ruszyłem na północ. Wiatr miałem w plecy, więc słońce zaczęło przypiekać, zwłaszcza że miałem nieco pod górę. Prognozują przymrozki, więc liczę, że nie będą połączone z żadnym śniegiem.