Napisałbym, czego to nie planowałem na ten weekend, ale przejdę od razu do opisu tej krótkiej wycieczki. Ruszyłem na południe ku Wielkopolskiemu Parkowi Narodowemu. Słońce oślepiało, a ulice były mokre. Trochę obawiałem się wjeżdżać w teren, ale nie było tak źle. Ziemia była zamarznięta, więc nawet piaszczyste odcinki nie stanowiły żadnego kłopotu. Przejechałem po szlaku wzdłuż Warty, a potem odbiłem na Puszczykowo. Chciałem zobaczyć drogę dla rowerów, która od paru lat plątała się po mapie w mało dostępnej okolicy. Okazało się, że to ścieżka rowerowo-edukacyjna. Dostrzegłem tylko jeden plan obszaru z oznaczeniem dla wtajemniczonych, że droga jest dla rowerów, więc musiałem omijać pieszych. Na końcu była ciekawostka w postaci znaku drogi dla rowerów, ale umieszczonym przy wejściu na drogę dla pieszych, którą widziałem oznaczoną na wspomnianym planie. Jak widzę po rowerzystach jeżdżących po szlakach dla pieszych czy w ogóle po drogach niebędących szlakami na terenie parku, to pewnie dyrekcji jest obojętne prawidłowe oznaczenie szlaków.
Żałowałem, że ruszyłem tak późno, bo słońce coraz rzadziej zerkało zza chmur, aż kompletnie zniknęło. Zrobiło się chłodno, więc pojechałem tylko do Jezior. Rozwalili wygodną drogę, która była alternatywą dla dziurawego asfaltu. Koszmarnie wytelepało mną. Potem jeszcze kawałek po betonowych płytach, dalej po szlakach i w Komornikach wjechałem na nową drogę dla rowerów. Krawężniki niewygodne, ale telepało zdecydowanie mniej, niż gdyby jechać drogą z płyt betonowych.