Popołudnie było deszczowe. Co wyjrzało słońce i cieszyłem się, że ulice zaczną schnąc, to zaraz zaczynało lać. Późno przestało. Odczekałem jeszcze parę chwil, żeby mieć pewność i ruszyłem na krótką pętlę po okolicy. Kałuże przeszkadzały, więc nie jechałem za szybko, żeby nie zachlapać roweru. Kiepskie drogi ujawniły wadę projektową tego modelu – poluzowała się śruba trzymająca błotnik. Ta sama śruba, z którą wczoraj męczył się serwisant, gdy ją ukręcił. Czemu wada projektowa? Ponieważ siły działające na błotnik zawsze będą luzowały tę śrubę. Nie przemyśleli konstrukcji modeli na 2021 (w modelach na 2020 jeszcze było normalne mocowanie błotników) i teraz będę bawił się w szukanie alternatywnych i solidnych metod przymocowania głupiego kawałka plastiku. Na razie w zastępstwie użyłem reklamówki, którą zabrałem na wypadek deszczu.
Na południe jechało się przyjemnie. Wzniesienia nie były wymagające. W końcu wyjrzało słońce i w Bożkowie żałowałem, że nie miałem aparatu. Złota godzina była dzisiaj nieziemska. Mógłbym gapić się na te krajobrazy, ale trzeba było wracać. Do Nowej Rudy prowadziły całkiem ładne drogi dla rowerów. Niestety w centrum pozamykali drogi i obrany przeze mnie objazd przyniósł spory podjazd, który w końcu poczułem, bo do tej pory nawet nie wrzucałem najlżejszego przełożenia. Hamulce zaczęły jakoś chętniej współpracować. Nie wiem, czy to przez dużą wilgotność, czy może musiały się wyrobić. Potem jeszcze parę górek, trochę mgły i wróciłem do mojej bazy. Mimo późnej godziny było nadal widno.