Dzisiaj bez narzekania. Po prostu pojechałem w przerwie od pracy do Lasku Marcelińskiego. Nadal jest tam ładnie. Zrobiłem dwa kółka po ścieżkach zasypanych liśćmi. Podczas powrotu przyświecało słońce.
Nawet nie planowałem takiego efektu. W ostatniej chwili wyciągnąłem aparat :D Z tą pandemią to bardzo prawdopodobne. Może też źle rozplanowany urlop miał w tym swój udział. Zwykle spędzałem jesień w górach, a w tym roku pojechałem zarówno za wcześnie, jak i nie w góry, więc brakuje mi jesiennych, górskich widoków.
Efektowny kolejowy kadr :) Z tym odbiorem tegorocznej jesieni może być tak, że po mimo podobnych kolorów jest jednak więcej pochmurnych dni i przez to wydaje się mniej atrakcyjna, poza tym spojrzenie przez pryzmat pandemicznych ograniczeń też działa na nas niekorzystnie.
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.