Postanowiłem zrealizować plan sprzed paru tygodni. Ruszyłem w kierunku Puszczy Noteckiej. Ubrałem się lekko i zaskakująco miałem idealny komfort termalny. Jedyną rzeczą, która mnie zaskoczyła były mokre ulice. Prognoza pogody nie zapowiadała opadów na weekend, a mimo to musiałem czasem omijać kałuże.
Wiatr sprawił, że powietrze stało się rześkie i nie śmierdziało. Do tego zwiększyła się widoczność. Pojechałem prosto przez miasto, potem krajówką do Obornik, a stamtąd moją ulubioną drogą przez Puszczę Notecką. Widoki wciąż przyciągają wzrok, choć już nie tak mocno, jak w okresie świetności jesieni.
W trakcie jazdy przez puszczę stwierdziłem, że pierwotny plan nie wypali. Zrobiło się jakoś szaro. Niby mgła, niby smog. Miałem jechać do Wronek, ale skręciłem na Obrzycko, a potem standardowo przez Szamotuły pojechałem do domu. Idealnie jak
we wrześniu. Dopiero po powrocie zorientowałem się, że miałem całe plecy i nawet kask w błocie. Już nie wspominając o brudnym rowerze. Późnojesienne uroki.