Po kilku dniach przymrozku wreszcie się ociepliło. Ciągle jeżdżę tylko po mieście i nawet nie chce mi się tego nagrywać, a potem opisywać. Dzisiaj postanowiłem wyskoczyć gdzieś dalej, a dawno nie byłem w Kórniku, więc obrałem go za dzisiejszy cel.
Przejazd przez miasto zajął mi strasznie dużo czasu. Potem kilka razy źle skręciłem i nie pojechałem tak, jak to zaplanowałem.
W Kórniku było dużo ludzi, więc po promenadzie przejechałem się tempem spacerowym. Zauważyłem też nowy odcinek, którego atrakcją była zapuszczona działka na środku drogi. Uparty właściciel nie sprzedał jej miastu, przez co promenada ma 3-metrową lukę. Miasto w sumie też się nie popisało, bo spacerowicze obchodzą działkę dziką ścieżką wątłej jakości, która może w każdej chwili osunąć się do jeziora, zabierając komuś zdrowie lub życie. I tak sobie żyją osły w tym chlewiku.
Chciałem wrócić standardową drogą, ale na rozdrożu pomyślałem, żeby wjechać w las. Wiatr wiał dzisiaj z zachodu, więc miałem nadzieję ulżyć sobie drogi. Po części tak było, bo o ile wiatru nie uświadczyłem wśród drzew, o tyle piach dawał się we znaki. Może nie tak, jak w Puszczy Noteckiej, ale byłem zmęczony po wydostaniu się z lasów. Przypomniała mi się też wycieczka sprzed kilku lat w przeciwną stronę. Zjeździłem okolice Poznania, że powoli zaczyna brakować dróg, na których mnie jeszcze nie było.
Garmin wyłączył się dzisiaj kilka razy. Zrobił to w tych samych miejscach, co zwykle. Powinienem zacząć snuć teorie spiskowe, że ktoś zainstalował tam urządzenia przeciążające odbiorniki GPS czy to zwyczajny błąd w oprogramowaniu?