Będzie krótko, ale dorzucam zdjęcia z nocnego marketu, żeby ożywić wpis. Jason mieszka za miastem, więc sakwy zapakowaliśmy do auta, którym pojechał jego chłopak, a sam wsiadł na skuter i poprowadził mnie 11 km do swojego domu. To był wyczerpujący sprint. Już dawno takiej średniej nie wyciągnąłem. Przynajmniej temperatura spadła odrobinę.
