Przez pół godziny jechało się nawet przyjemnie, ale potem dopadły mnie pierwsze krople, które przerodziły się w deszcz. Schowałem się w jedynym możliwym miejscu – pod drzewem. Nie padało długo, ale drogi zrobiły się mokre. Potem do tanga dołączył wiatr z północy. Temperatura odczuwalna spadła znacznie. Dostałem się na północ półwyspu i przestało padać. Połowę drogi towarzyszyły mi olbrzymie fale. Byłyby dobre dla amatorów sportów wodnych, gdyby nie skały ukryte w wodzie..
Wczoraj cieszyłem się z pojedynczych drzew kwitnącej śliwy, a dzisiaj trafiłem na całą drogę obsadzoną tymi drzewami. Ciekawe ile z kolei jest drzew wiśni, które czekają na rozkwit.
Na drodze do celu pozostał tylko podjazd. Był ciężki i na jego szczycie nie było żadnych widoków. Z ubolewaniem zjeżdżałem na dół, rozglądając się jeszcze za prześwitem między drzewami, aż trafiłem na parking z widokiem na zatokę. Potem mogłem spokojnie wrócić do domu. Szkoda, że nie ma dokładnej mapy turystycznej wyspy, bo pewnie wiele rzeczy umyka mojej uwadze.
