Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

W śniegu do wyspy bogów – Miyajima

42.0802:17
Wyszedłem na śniadanie jak zwykle do pobliskiej restauracji z tanim jedzeniem, a po drodze niespodzianka – padał śnieg. Pierwszy śnieg tej zimy. No dobrze, widziałem już ośnieżone szczyty na Shikoku, ale były to pierwsze płatki śniegu, które dotknęły mojego roweru. Chociaż nie wiem, czy dotykały, bo nie zostawiały żadnego śladu na ziemi. Temperatura 3–4 °C robiła swoje.
Całe szczęście, że podczas ostatniej wizyty w sklepie sportowym kupiłem też spodnie zimowe. Podchodziłem sceptycznie do ich kupna, ale okazały się przydatne. Założyłem też dodatkową bluzę po doświadczeniach z wczoraj i teraz tylko buty były słabym ogniwem. Nie miałem jednak zamiaru kupować zimowych, bo to tylko targanie zbędnych kilogramów, a jak wiadomo – zimowe obuwie potrafi być ciężkie.
Wracając do wycieczki, pojechałem jakimiś bocznymi ulicami, jednak i tak trafiłem na duży ruch. Dla pocieszenia mogłem popatrzeć na białe góry, chociaż i to nie do końca, bo na nasłonecznionych stokach zdążyło zrobić się kolorowo.
Udało mi się znaleźć przystań promową. Zabrakło 30 sekund i musiałem czekać 20 minut na kolejny rejs. Poszwendałem się po okolicy i poszedłem na prom. W trakcie kilkunastominutowego rejsu można było odpocząć, a dla mniej wytrwałych dostępny był pokład widokowy, z którego skorzystałem. Wielka brama torii zapraszała z daleka na wyspę Itsukushima, która jest znana również jako Miyajima lub wyspa bogów.
W sumie nie musiałem zabierać roweru ze sobą na wyspę, bo zostawiłem go w przypadkowym miejscu i ruszyłem na eksplorację pieszo ze względu na piaszczystą ścieżkę, która prowadziła do głównej atrakcji. Wielka torii była wręcz oblegana przez turystów, którzy chcieli zobaczyć ją z jak najmniejszej odległości, co czasem bywa frustrujące, gdy chce się upamiętnić bramę, a nie ludzi robiących dziwne pozy pod nią. Ja nie mogłem czekać na czysty widok i poszedłem dalej, aż do chramu Itsukushima-jinja. Dałem się namówić na wejście i przespacerowałem się trasą wycieczkową. Nie zwróciłem uwagi na to, że trwał odpływ i ląd aż po wielką torii był suchy, przez co żałowałem braku możliwości sfotografowania chramu, gdy „unosił się” na wodzie.
Przeszedłem się po okolicy i zacząłem iść w kierunku roweru, gdy zwróciłem uwagę na ciekawą ulicę. Miała starą zabudowę. Taka miniatura tej, którą znalazłem w Ise. Poszedłem wzdłuż niej, wstępując do kilkunastu sklepików. Kupiłem kilka pamiątek, zjadłem jakieś lokalne specjały i gdy miałem już naprawdę wracać, poszedłem jeszcze pod wielką torii. Akurat zaczął się przypływ, a ja musiałem wracać. Jaki pech. Pozostaje nadzieja, że jeszcze tam wrócę i będę miał więcej czasu. Tymczasem zabrałem się do powrotu do Hiroshimy, bo czekała na mnie praca. Wybrałem inną drogę, żeby sprawdzić alternatywną drogę dla kolejnej wycieczki.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Hiroshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa atrza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Hiroshima
Rozsypałem się w połowie drogi

Kategorie

Archiwum

Moje rowery