Dosłownie, bo lało jak z cebra przez cały dzień. Miałem zatrzymać się w Tōkyō przez tydzień, ale wytrzymałem zaledwie 4 dni. Wczoraj wyszedłem na miasto i pieszo, pociągami oraz metrem odwiedziłem kilka miejsc, wliczając Akihabarę, ogród cesarski (bez roweru, bez problemu), Shinjuku, Harajuku i Shibuyę. Dzisiaj, mimo nieustannej ulewy, chciałem opuścić to miasto.
Deszcz nie pozwolił mi na zrobienie nawet jednego zdjęcia, więc musiałem się zadowolić widokiem z hostelu oraz wczorajszymi fotografiami spod parasola. Pojechałem do Yokohamy. Po drodze nie było niczego ciekawego. Lało bez przerwy i mogę to powtarzać w kółko, bo przemokłem już po kilku kilometrach jazdy. Ubrania, które na Islandii radziły sobie z każdą ulewą, w Japonii zaczynały przeciekać strasznie szybko.
Dojechałem do hotelu i okazało się, że sakwa, którą miałem zamontowaną na bagażniku przy siodełku przeciekła. Na szczęście nic strasznego się nie stało, ale straciłem zaufanie do niej. Dobrze, że w moim pokoiku miałem bardzo dobre ogrzewanie. Mogłem wszystko wysuszyć.