Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Toksyczne Tōkyō

39.4103:19
Przenoszę się do nowego hostelu. Dzisiaj wyjątkowo nie padało, a chmury na niebie stworzyły bardzo dobre oświetlenie, więc byłem zadowolony ze scenerii do zdjęć.
Mój nowy hostel był niedaleko, bo chciałem mieć blisko do Roppongi Hills. Pojechałem najpierw zostawić przyczepkę, zahaczając o wieżę tokijską, a potem ruszyłem na lekko w miasto. Jako że byłem blisko dzielnicy Shibuya, gdzie znajduje się stacja z pomnikiem psa Hachikō, którego historię utrwalono na przynajmniej dwóch filmach, pojechałem tam. Stacja jest wielkim placem budowy, zupełnie jak 2 lata temu, więc nic się nie zmieniło. Obok jest przejście dla pieszych, które jest uważane za najbardziej ruchliwe na świecie. Tłumy były również podczas mojej wizyty, więc rower zupełnie tam nie pasował.
Pojechałem do pałacu cesarskiego, a właściwie pod jego bramy, bo przecież nie ma tam parkingu rowerowego. Nic nie mogłem zrobić, a poszukiwania miejsca dla roweru zakończyły się fiaskiem. Ruszyłem do kolejnego punktu dzisiejszego programu – Parku Yoyogi. Rower zostawiłem na niewielkim parkingu, który wyjątkowo istniał. Obszedłem kawałek parku, a właściwie teren chramu Meiji Jin-gū. Przeszedłem przez kilka bram, kupiłem parę pamiątek w sklepie, który odwiedziłem też 2 lata temu i wróciłem po rower. Akurat zamykali park, bo wstęp jest ograniczony czasowo.
Pojechałem znowu do Roppongi Hills, aby zobaczyć co się dzieje podczas drugiego dnia polskiego festiwalu. I co ciekawe, można tam znaleźć bezpłatny parking wewnątrz wieżowca. A tak mi odradzali wczoraj przyjazd rowerem.
Dojrzałem owoc wczorajszego ustawiania sceny pod budynkiem. Trwały jakieś targi, na których można było kupić produkty z innych prefektur oraz zjeść coś dobrego. Odwiedziłem większość stoisk i dałem się namówić na kupno nashi, czyli gruszek chińskich, które w Japonii są bardzo popularne. A potem wróciłem do mojego planu i poszedłem na drugi festiwal.
Spotkałem Krzysztofa Gonciarza, którego wyjazd do Japonii miał duży wpływ na moje życie. Wymieniliśmy zaledwie kilka zdań, bo był zajęty kręceniem filmu dla polskiej ambasady. Zjadłem żurek, a właściwie kubeczek żurku, który kosztował ok. 25 zł. To już nie jest Polska. Pokręciłem się jeszcze trochę po Roppongi Hills, posłuchałem chwilę Moniki Brodki, która miała swój udział w programie festiwalu i pojechałem do hostelu.
Dzień zleciał mi jakoś bardzo szybko. Ulice Tōkyō zabierają strasznie dużo czasu, bo ciągłe czerwone, auta na ulicach, ludzie na chodnikach. Nie jest łatwo dla kogoś, kto ma w głowie islandzką wolność. Kolejnym błędem był przejazd przez centrum dzielnicy Shibuya wieczorem. Właściwie to przejście, bo ruch był tam tak duży, że korki tworzą się nawet wśród pieszych. Nie polecam takiego doświadczenia. Tōkyō nie jest dla mnie. Zniechęca mnie do podróżowania po Japonii. Pomyśleć, że w pierwotnym planie chciałem zatrzymać się tutaj aż miesiąc.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa owacy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Polski festiwal w Tōkyō
Zmywam się z Tōkyō

Kategorie

Archiwum

Moje rowery