Pola i Nora podrzucili mnie 20 km na wschód, abym miał bliżej do hostelu. Sami wybrali się do świątyni, a ja w upalnym słońcu i temperaturze dochodzącej do 30 st. pojechałem do miasteczka Ena.
Znowu nie mam o czym pisać, bo nie było nic ciekawego. Jazda wzdłuż dolin z wieloma podjazdami i zjazdami. Kilka mostów, w tym jeden całkiem imponujący, jakieś koło młynowe i kapeć. W sumie to nie kapeć, a łatka odkleiła się przez gorący asfalt. Czuję się oszukany. Sprzedawcy w sklepach rowerowych jedynie chcą upchnąć towar, a wiedzę mają bardzo mizerną. Będę musiał kupić nowy zestaw łatek, bo szkoda nerwów na obecny szmelc. Odkleiłem starą, nakleiłem nową i jakoś dojechałem do hostelu.