I tak oto skończyła się zima. Ciekawe na jak długo. Mimo silnego wiatru, postanowiłem wybrać się gdzieś. Padło na południe, bo nie potrafiłem wymyślić jakiejkolwiek ciekawej trasy. Na termometrze w cieniu było 6 °C, w słońcu ciut lepiej.
Najpierw przejechałem się po wałach nad Kaczawą, na których się ślizgałem, jadąc po błotnistej ścieżce. Na światłach zaraz za wałami jeden gówniarz chciał zaszpanować chyba, bo był na rowerze i przejechał na zielonym po pasach, nie zatrzymując się na wysepce. Miał na drugim przejściu czerwone i prawie zarobił na nowe zęby, bo auto przejechało mu przed kołem (pewnie też na czerwonym). Szczeniak miał szczęście, że wyhamował, ale takie bezmózgi tylko psują opinię o rowerzystach.
Dalsza droga była męką. Jechałem z prędkością 13-16 km/h do Warmątowic. Do Przybyłowic było chyba najgorzej, bo wiatr wiał z boku, i to taki przeraźliwie zimny wiatr, ciągnęło chyba z gór. W Przybyłowicach mogłem trochę przycisnąć, ale wyleciało mi z głowy, że jest jeszcze otwarta przestrzeń do Małuszowa, więc ostatni dystans takiej męki i już mogłem się cieszyć, bo oto dojechałem do równiutkiej drogi krajowej, która wiedzie na północ, czyli idealnie z wiatrem. Jechałem ponad 40 km/h po prostej i 50 km/h z wzniesień. Muszę wypróbować takiego powrotu z daleka, na przykład dojazd pociągiem do Bolkowa i powrót cały czas z wiatrem i niesamowitą średnią. Szkoda tylko, że do Bolkowa już żaden pociąg nie dojedzie. Powinienem jednak korzystać z okazji, dopóki mam legitymację studencką.
Rozebrałem sztycę podsiodłową i złożyłem na nowo. Wygląda solidnie i mam nadzieję, że na jakiś czas będzie funkcjonować prawidłowo. Jeżeli miałbym kupować nową, to wybrałbym nieamortyzowaną, aby zaoszczędzić, więc póki co chciałbym, aby mój obecny sprzęt nie nawalał zbyt często.