Wyjazd zaliczeniowy. Pogoda piękna, niebo bezchmurne, tylko wiatr silniejszy niż wczoraj. Wyruszyłem do Niepołomic drogą z wczoraj. Ze względu na silny wiatr nie pojechałem przez Ispinę, a skręciłem na Puszczę Niepołomicką. Przez nią szybko przejechałem asfaltową drogą i znów zmagałem się z wiatrem.
Aby skrócić sobie drogę, skierowałem się na Wolę Drwińską. Natknąłem się na dziesiątki szybów wydobywczych ropy naftowej. Wyglądają jak miniaturki tych amerykańskich, które widziałem na filmach. Pobłądziłem trochę po tej wsi zanim zdecydowałem się na jazdę jakąś drogą (mapa była mało dokładna). Najpierw wygodny asfalt, później płytki betonowe, które od czasu swojej świetności zniosły już wiele, aż w końcu droga terenowa. Przegapiłem skręt i z całego mojego skrótu nic nie wyszło.
Znalazłem się w Szczurowej. Ta nazwa coś mi mówiła, jednak nie miałem czasu na zwiedzanie miasta. Było mi nijak po drodze. Jechałem teraz na północ, już nie pod wiatr. Najpierw przez Wisłę, a później po pagórkach.
W kierunku północnego-zachodu miałem łatwiej, bo wiatr nie męczył tak bardzo, choć czuć było jego zmieniający się kierunek. Droga była równa, więc dojechałem do Kazimierzy Wielkiej, natykając się na zamkniętą drogę. Szybko objechałem miasteczko i ruszyłem do Skalbmierza. Stąd ruszyłem na południowy-zachód, zostawiając za plecami płaską drogę. Czekało mnie kilka podjazdów, ale nie bezcelowych, bo z widokami na okoliczne wzgórza.
Z Proszowic wyjeżdżoną przeze mnie drogą wróciłem do Krakowa. W Nowej Hucie ciut się zagubiłem, ale na szczęście bez zbędnego błądzenia dojechałem nad Wisłę. Stąd ścieżką rowerową przez Kazimierz do domu.