Na godzinę przed spotkaniem napisała do mnie Bożena z pytaniem czy wychodzę dziś na rower. Miałem zamiar przesiedzieć cały dzień w domu i robić zadania na jutro na zajęcia, ale skoro słońce tak ładnie kusiło, to dałem się wyciągnąć. Dokąd? Tego nie wiedziała. Ja mogłem się tylko domyślać, ale omylnie :)
Spóźniłem się 8 minut, bo wciąż nie wiem ile czasu potrzebuję na wygrzebanie się z domu. Na skrzyżowaniu czekali Bożena z Jarkiem. Ruszyliśmy standardowo na południe, a dalej przez Chroślice do Bogaczowa. Z małym problemem z kierunkami (pamiętam, że przedostatnim razem "w prawo", to było "w lewo", a dziś bez takiej odmienności), wjechaliśmy na czerwony szlak. Ostatnim razem, choć w przeciwnym kierunku, jechaliśmy nim kilka miesięcy temu, tylko w większej grupie. Choć w lekkim błocie i po śliskich liściach, to dojechałem bez większych problemów. Zgubiliśmy tylko w jednym momencie szlak i trzeba było się kapkę wrócić.
W Stanisławowie czekał na nas Łukasz. Kilka chwil na sprawy techniczne i ruszamy w dół. Temperatura wyraźnie spadła, przemarzłem w palce i uszy. O ile na głowę mogłem założyć opaskę, to nadal nie mam rękawiczek na takie jazdy. Sprawdziłem jednak moją kieszeń Deutera w akcji. To raczej atrybut do spokojnej jazdy i krótkich pieszych wycieczek. Chłodno było w plecy, ale to dlatego, że przyzwyczaiłem się do plecaka podczas wycieczek rowerowych. Na zjazdach dodatkowo było chłodno w okolicy pasa, ale może gdybym mocniej go zacisnął, to nie byłoby tego czuć. W każdym razie spisał się dobrze i będzie przydatny w nowym sezonie, gdy dzień będzie na tyle ciepły, aby nie brać ze sobą zbyt wiele rzeczy.