W piątek zostałem poinformowany o ognisku. Z powodu pogody nie byłem pewien kiedy wykonam mój plan wycieczki w góry i nie wiedziałem czy się pokażę, jednak wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Umówiliśmy się na 10:30 na wspólny wyjazd. Bożena pisze do mnie z pytaniem czy jadę na ognisko. Ponieważ mogłem się chwilę spóźnić, to zapytała mnie czy pojedziemy razem. Dodała, że spóźni się godzinę. No cóż, to tylko godzina. Chyba całego drewna nie wypalą, więc zgodziłem się. Po godzinie jadę na skrzyżowanie i czekam. Piszę SMS z pytaniem gdzie jest. W końcu w południe dzwoni do mnie, że dopiero wyjeżdża, a ponieważ jest mi zimno, to proponuje, żebym wyruszył w jej stronę. Tym sposobem spotykamy się w Bartoszowie. Bożena po wieczorze panieńskim swojej kuzynki (chyba dobrze pamiętam?) jest ciut zmęczona i przeprasza mnie, że będziemy jechać wolno. Jest mi to w sumie na rękę, bo jestem zmęczony po wczorajszym wyjeździe, ale robi się zimno, dlatego planuję dojechać do skrzyżowania i się przebrać. Pech, bo na skrzyżowaniu łapię gumę w przedniej dętce (pierwsza guma z przodu i pierwsza guma spowodowana ciałem obcym w ogóle). Ponieważ nie był to snake, to badam oponę rękoma, bo nie widzę niczego. Tym sposobem rozcinam sobie palec w sposób, jak kroi się szyneczkę naostrzonym nożem (smacznego). Cóż, oponę warto wymienić, bo szkło miało 2-3 mm długości, a mimo to przebiło się. Zauważyłem też pęknięcia w bieżniku, więc to dodatkowy powód, aby pokombinować przy rowerze. Błotników w sumie nie używam już od kilku miesięcy, więc zmieszczą się tam i szersze oponki :)
Po dłuższej walce, ruszam dalej. Bożena pojechała swoim tempem parę chwil temu, a ja miałem ją dogonić. Tempo, to miała niezłe, bo się zmęczyłem, gdy ją złapałem w Kościelcu. I tym sposobem jechałem w tyle, bo nie nadążałem.
W końcu dotarliśmy do reszty, czyli Izy, Moniki, Jarka, Łukasza, Marka i Olka, którzy w dobre się grzali przy ognisku, grzejąc kiełbaski. Po pewnym czasie dołączyła do nas też Ania. A, nie można też zapomnieć o Deksterze, psie-zabójcy, jak był nazywany podczas rozmów :) Mimo że nie jestem wygadany, to przyjemnie spędzało się czas.
Ponieważ dzień jest coraz krótszy, to zaczęliśmy się zbierać, aby wrócić do Legnicy przed godz. 18. Kondycja moja jest fatalna. Odstawałem od reszty tak, że nawet Marek dawał radę, a ja nie. No ale zdążyliśmy na czas, więc nie było źle.
Trochę dzisiaj przemarzłem, więc myślę, że póki nie sprawię sobie cieplejszych ciuchów (myślę tutaj w sumie o ocieplaczach na buty, pełnych rękawicach i kominiarce lub Buffie), to raczej z jazdy nie będę czerpał przyjemności w takie dni, jak dzisiejszy. Dodatkowo za mocno trzęsło, więc i zmiana ogumienia też byłaby wskazana do komfortowej jazdy.
Chciałem dzisiaj przetestować nową kieszeń Deutera – Pulse Four EXP, którą wygrałem w konkursie Trail.pl. Pogoda jednak nie pozwoliła mi na to, bo musiałem gdzieś włożyć sweter, aby nie przemarznąć i nie kopcić ubrań rowerowych oraz kiełbaski z chrupiącymi bułeczkami, więc kieszeń byłaby za mała na cały ekwipunek. Liczę na poprawę pogody do znośnych temperatur jeszcze tej jesieni :)