Oj, dzisiaj parę mięśni boli, choć całe szczęście nie są to zakwasy, których w sumie już dawno nie miałem ;] Wybrałem się na krótki rozjazd po Dolinie Prądnika. Powoli, spokojnym tempem, tylko żałuję, że włożyłem sandały. Są na twardej podeszwie, ale po 30 km, gdy zsiadłem z roweru, poczułem, że popełniłem błąd. Nie zabrałem też ze sobą żadnej bluzy i było mi chłodno w połowie drogi do Prądnika. Planowałem pojechać do Ojcowa, ale przez ochłodzenie się zrezygnowałem i pojechałem prosto do Krakowa. Robiąc podjazd obok Bramy Krakowskiej, mijałem się kilka razy z pewną parą, która zwabiona tym, że ja pojechałem tą drogą, ruszyli za mną. Ja jechałem 7-8 km/h i nawet się nie zmęczyłem (ajjj, jak ja za pierwszym razem się zmachałem, gdy podjeżdżałem tędy), a parka raczej nie przywykła do jazdy na rowerze i sapiąc, ciągnęli pod górę mniej więcej moim tempem – przeganiali mnie tylko, gdy zatrzymywałem się na zdjęcia.